Dniowy zegar biologiczny w pracy w opiece nad osobami starszymi

Demencja zakłócony rytm dzień noc

Każdy z nas posiada swój wewnętrzy zegar biologiczny. Jeśli żyjemy w zgodzie z nim, funkcjonujemy efektywniej, jesteśmy wypoczęci, mamy pozytywny wpływ na nasze zdrowie, starzejemy się wolniej. Ważne są nie tylko czynności, jakie wykonujemy w ciągu dnia – spożywanie posiłków, wysiłek fizyczny i umysłowy, czas na relaks. Dla naszego zdrowia niezwykle dużą rolę odgrywa sen. To właśnie podczas snu organizm odpoczywa, komórki i narządy regenerują się, naprawiane są szkody, jakie zostały wyrządzone w ciągu dnia.  

Mogłabym tu pisać, o której godzinie, co dzieje się w naszym organizmie, ale nie jest to blog naukowy. Zastanawiacie się pewnie, dlaczego więc poruszam taki temat. Ano dlatego, że uważam, że w naszej pracy jest on bardzo ważny. Żyjemy w dwóch różnych światach – w swoim własnym i w świecie niemieckiego seniora, do którego wyjeżdżamy pracować. W trakcie wykonywania zlecenia bardzo często musimy się podporządkować osobie, którą się opiekujemy. 

Decydując się na pracę w opiece, byłam przekonana, że w końcu będę mogła zatroszczyć się o swoje zdrowie. Marzył mi się regularny tryb dnia, posiłki o stałej porze, przespane noce, spokój. Tak, tak. Zanim zaczęłam pracę w opiece tak właśnie wyobrażałam sobie opiekę nad niemieckimi seniorami. 

I coś w tym jest. Niemiecki senior żyje zazwyczaj według zegarka. Czasami może wydawać się to uciążliwe, czy nawet zabawne. W rzeczywistości każdy z nas powinien żyć takim rytmem. Stały plan dnia podopiecznego to właściwie wzorcowy zegar biologiczny każdego człowieka. 

Oto wzorcowy plan dnia, tudzież plan pracy w opiece:

stały rytm dnia

Trafiając do seniora z uregulowanym planem dnia, faktycznie teoretycznie możemy zatroszczyć się o własne zdrowie. Teoretycznie, gdyż dochodzą do tego jeszcze inne czynniki; stres, na jaki bywamy narażani, brak pełnego wyżywienia, ciężka praca fizyczna, ogromne obciążenie psychiczne np. przy chorych na demencję lub przy seniorach z chorobami psychicznymi. 

Dzisiaj jednak chciałabym poruszyć jedynie problem zaburzenia naszego dziennego zegara biologicznego. Zdarza się bowiem, że trafiamy do seniorów, którzy nie mają stałego planu dnia. Żyją według własnego widzimisię. Oczekują, że jako pracownicy zatrudnieni w tzw. opiece 24 h będziemy się im podporządkowywać na każdym kroku. Moja „ulubiona” grupa opiekunów powiedziała by w tej chwili: „jedziemy do pracy, a nie na urlop”, w związku z tym, mamy robić to, czego i kiedy senior od nas oczekuje. 

Czy aby na pewno? 

Zauważmy, że my nie idziemy do pracy na osiem godzin. Jesteśmy „w pracy” dwadzieścia dwie godziny na dobę. Żaden człowiek fizycznie nie jest w stanie być w gotowości dwadzieścia dwie godziny na dobę przez siedem dni w tygodniu bez uszczerbku na własnym zdrowiu. Pracując przez cały dzień mamy prawo rozkładać swoje obowiązki według własnego uznania. - Według listy obowiązków, jakie mamy do wykonania, według naszego zegara biologicznego, według naszego samopoczucia lub stanu zdrowia (jeśli akurat czujemy się gorzej) i oczywiście w miarę możliwości według potrzeb podopiecznych. 

Natomiast nie może być tak, że podopieczni wywracają nasz cały plan życia i pracy do góry nogami, bo uważają, że powinniśmy czekać na nich ze śniadaniem do 11.00, że o 14.00 zamiast skorzystać z przerwy, powinniśmy ich akurat gdzieś zawieść, czy wieczorem powinniśmy im dotrzymywać towarzystwa do północy, bo lubią długo siedzieć w nocy, a przy pójściu do łóżka potrzebują naszej pomocy. A niestety zdarzają się takie osoby. Do tego są to despoci, często popierani przez swoje rodziny, które nie chcą niepotrzebnego stresu z własnymi rodzicami i wolą trzymać się od wszystkiego z daleka.

Komuś, kto nie pracował w opiece może się wydawać, że są to małe, nic nie znaczące pierdoły, o które się czepiam. A ja jestem znana z tego, że lubię się wszystkiego czepiać. Na złość niemal wszystkim. W chwili obecnej nawet wśród opiekunów mam więcej hejterów, niż fanów. Dlaczego? Myślę, że wiele opiekunów obawia się, że jeśli w tej branży zapanuje porządek, trudniej będzie im znaleźć pracę. Mogą to być słuszne obawy. Jeśli nasze prawa będą szanowane, będzie to miało znaczący wpływ na wzrost wydatków Niemców na opiekę domową. Wielu z nich zrezygnuje wówczas z opieki nad rodzicami w ich własnych domach. Zmniejszy się ilość ofert pracy do opieki domowej. Zwiększy się zapotrzebowanie na wykształcony personel medyczny. Mnóstwo osób bez wykształcenia medycznego, z mniejszymi kwalifikacjami, ze słabszym językiem, czy też osób starszych będzie miała trudności w znalezieniu pracy w tej branży. Stąd ten las rąk pod ofertami, których firmy nigdy nie powinny oferować osobom bez wykształcenia medycznego. To właśnie ci moi hejterzy są pracownikami obecnie pożądanymi przez firmy. To się zmieni. Być może zmiany będą trwały dłużej, niż byśmy tego chcieli. Ale to się zmieni. Zbyt dużo poszkodowanych opiekunów upomina się o swoje. W efekcie końcowym to ich głos przeważy nad głosem tych, którzy w obawie, że nie znajdą zatrudnienia, są gotowi zrobić wszystko. 

Ktoś kto ma już doświadczenie w pracy, w której jest się przez całą dobę, zdaje sobie sprawę z tego, jak uciążliwe są oczekiwania seniora, że opiekun jest na każde zawołanie. Z pewnością nie raz odczuł to na własnym zdrowiu. Do tego dochodzi jeszcze problem nocnego wstawania, który przez firmy, ale i przez wiele opiekunów jest traktowany, jak coś normalnego. Tymczasem wstając regularnie w nocy, zaburzamy pracę naszego organizmu. Nasze komórki i organy wewnętrzne nie regenerują się wystarczająco, podupadamy na zdrowiu, starzejemy się szybciej. Czasami nie jesteśmy tego nawet świadomi. Nie potrafimy powiązać naszych dolegliwości z tym, jak funkcjonujemy, opiekując się seniorami. Wydaje nam się, że starzejemy się. Że jest to naturalne. Owszem, starzejemy się. Niestety tempo, w jakim to robimy, pozwalając na zaburzenie naszego wewnętrznego dobowego zegara biologicznego, starzejemy się o wiele szybciej. Starzeje się nasz żołądek, wątroba, serce, nerki, płuca… umysł. My się starzejemy.

Pamiętajmy, że zdrowia nie kupimy nawet za euro zarobione u naszego zachodniego sąsiada. 

Zastanówcie się chwilkę, gdy widzicie ogłoszenia z powalającymi stawkami, z jeszcze bardziej powalającymi schorzeniami i wymaganiami. Czy wasze zdrowie jest tego warte? Zastanówcie się, gdy traficie na zlecenie „minę”, gdzie faktycznie nie możecie zjeść, nie możecie odpocząć, nie możecie się wyspać… Czy ten pieniądz jest tego wart? Czy warto przetrwać te kilka tygodni? Czy to się zwróci? Czy może jednak warto postawić na zdrowie i powiedzieć „NIE” firmom, które w dalszym ciągu nie rozumieją, że w tym wszystkim chodzi nie tylko o pieniądze, że w tym wszystkim chodzi nie tylko o zdrowie podopiecznych. W tym wszystkim chodzi również o nasze zdrowie. Nie możemy troszczyć się o kogoś kosztem własnego zdrowia. Nie stać nas na to bez względu na to, jak wysoką pensję zaoferuje nam pracodawca oraz bez względu na wysokość odprowadzanych składek. Dlatego przyglądajcie się ogłoszeniom. Zwracajcie uwagę na to, czy decydując się na daną ofertę, będziecie w stanie normalnie funkcjonować, czy może za parę euro więcej będziecie musieli oddać własne zdrowie, a w efekcie końcowym i własne życie. 

Ile lat życia, za jakie pieniądze jesteście w stanie oddać? Dziesięć? Dwadzieścia? Za 1600 euro? Za 1800 euro? Szanujecie siebie oraz własne zdrowie i w związku z tym kilka lat życia oddacie dopiero za 2000 euro? 

Mam wrażenie, że oferty są coraz gorsze. Firm niby coraz więcej, ale zamiast zdrowej konkurencji oraz dbania o swoich pracowników, prześcigają się one w braniu zleceń, które nie nadają się do opieki domowej. A pod ich ogłoszeniami las rąk… 

Bo jaki to problem zjeść dwie godziny później to, co senior lubi (nawet jeśli jest to jedzenie naszpikowane chemią)? Jaki to problem wstać kilka razy w nocy? Przecież po to jesteśmy zatrudniani (o zgrozo!). Jaki to problem, że podopieczny na mnie nakrzyczy, gdy próbuję go umyć? Jaki to problem, że zdzieli mnie po twarzy? Przecież to chory człowiek. Jaki to problem, że nie mam czasu na odpoczynek? Przecież podopieczny nie może zostać sam. Jaki to problem, że jem na okrągło chleb tostowy i pyry? Przecież podopiecznych nie stać na to, żeby zapewnić mi pełnowartościowe wyżywienie. Jaki to problem, że muszę siedzieć na krześle przy podopiecznym od ósmej rano do dwudziestej pierwszej, uwiązana jak pies na łańcuchu, chociaż nie potrzebuje on mojej pomocy non stop? Jaki to problem? Przecież nie jadę na urlop. 

To nie Niemcy mają problem, że nie chcą się zająć swoimi rodzicami. To nie Niemcy mają problem, że ich rodzice często nie nadają się do opieki domowej. To nie Niemcy mają problem, że nie stać ich na zapewnienie nam naszych podstawowych praw, takich jak pełne wyżywienie, czas na odpoczynek, czas na sen, godną starość na godnej emeryturze. To nie Niemcy mają problem, że są starzy i chorzy. 

To my mamy problem. Ponieważ jesteśmy durni i jesteśmy przekonani, że naszym obowiązkiem jest przewracania własnego życia do góry nogami i stawiania swoich potrzeb na ostatnim miejscu. Bo nie jedziemy na urlop, tylko jedziemy do pracy. Co z tego, że ta praca bardziej przypomina przymusowe obozy pracy? Że cierpi na tym nasze zdrowie. Zarobimy, podleczymy się na tyle, by dalej móc ciągnąć ten wózek i z radością napiszemy „priv”, gdy przeczytamy kolejną ofertę pracy, z której nic nie wynika, albo co gorsze, wynika tyle, że poszukiwany jest niewolnik, który dzień i noc będzie służył swojemu panu. Będzie jadł, kiedy pan mu na to pozwoli, będzie spał, kiedy pan mu na to pozwoli, będzie biegł, kiedy pan będzie mu kazał. Run opiekunko, run! Bo życie jest jak pudełko czekoladek – nigdy nie wiesz, na co trafisz. Bierz każde zlecenie, jak leci. Krzycz "mało, mało!", łudząc się, że pieniądz wszystko ci wynagrodzi. 

A Niemiec siedzi i liczy swoje sreberka, śmiejąc się, że jego problem stał się naszym problemem. 

Komentarze

  1. Całkowita racja. My same musimy umieć zadbać o sobie i swoje potrzeby. A jeżeli same nie potrafimy to można powertować w necie i poszukać rad u mądrzejszych i bardziej doświadczonych. Ja już jakis czas temu trafiłam na ciebie i po kolei zaczęłam zmieniać to co najbardziej mnie uwierało. Na ogół najpierw było wielkie zdziwienie Niemców, że opiekunka czegoś wymaga, ale potem kiedy zobaczyli że wykonuję swoją pracę dobrze i ich rodzicom niczego nie brakuje zgadzali się na moje prośby czy propozycje. Pewnie, że nie zawsze dostajemy to co chcemy, ale tak jak napisałaś każdy łańcuch można zerwać, aby nie po chamsku. Ostatnio zrobiłam to co i ty kilkakrotnie, czyli kiedy posypały sie na mnie słowa niezadowolenia , zupełnie bezpodstawne, bo postawiłam człowieka na nogi, któremu dawano 3 tygodnie życia zapytałam czy ma mi coś jeszcze do zarzucenia. Żółć sie wylała jeszcze pełniej, na co ja sięgnęłam po telefon i zamówiłam busa do Polski. Mina żony pacjenta była bezcenna. Ostatnie dwa dni wykonywałam swoje prace wyłącznie przy pacjencie najlepiej jak potrafiłam. Dowiedziałam się co było potem i ile bylo nerwów i łez, ale to juz poza mną. Po dwóch tygodniach przychodzi wiadomość od ich córki, że bardzo dziękują mi za dobrze wykonaną pracę , która w tamtym czasie była nieoceniona bo tata żyje do dziś. Doceniłam siebie, bo zarzuty były bezpodstawne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na koniec człowiek przynajmniej ma tą satysfakcję, że docenią po czasie i obliżą się smakiem. Niby to małe pocieszenie, ale jednak. Oni muszą się jeszcze nauczyć szacunku do nas.

      Usuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za komentarz. Cieszę się, że zainteresował Cię mój artykuł. Pozdrawiam. Barbara Bereżańska