Karta, telefon czy gotówka w skarpecie?

płatności bezgotówkowe, płatność kartą, płatność telefonem, bankowość elektroniczna, kontrola wydatków, oszczędzanie podczas zakupów, cashback, odkładanie pieniędzy automatycznie, aplikacje bankowe, bezpieczeństwo finansowe, wygoda płatności, brak gotówki, ryzyko awarii systemu, ślad transakcji, prywatność finansowa, portfel elektroniczny, terminal płatniczy, płatności mobilne, gotówka, banknoty i monety, zakupy w sklepie, kasa samoobsługowa, oszczędzanie, finanse osobiste, zarządzanie budżetem

Kiedyś w kolejce do kasy najgorszym koszmarem było liczenie drobnych. Te minuty, gdy wyciągałeś z portfela dziesięć dwugroszówek, a ludzie za tobą mieli już wzrok kata… Znacie to? Dziś wystarczy kartą machnąć albo telefonem przyłożyć – i po bólu. Zero żenady, zero poczucia winy. Wygoda jak z reklamy banku, gdzie ludzie zawsze są uśmiechnięci, a terminal nigdy nie odmawia współpracy.

Bank wie lepiej, na co wydajesz

Płatności bezgotówkowe mają jeszcze jedną zaletę – śledzą nas lepiej niż własna matka. Dzięki aplikacji bankowej wiem, że wydałem 300 zł na kawy, 200 zł na książki i 0 zł na siłownię. Mogę wręcz analizować swoje życie w kategoriach: „żywność”, „transport”, „zachcianki niepotrzebne”. Ba, niektóre banki bawią się w coacha finansowego – zaokrąglają każdą płatność i odkładają grosze na konto oszczędnościowe. Kupujesz paczkę chipsów za 4,70 zł – a 30 groszy magicznie ląduje w skarbonce. Proszę, jesteś oszczędny, nawet gdy się objadasz.

Ból portfela, którego już nie czujemy

Ale jest też druga strona medalu. Kiedyś wyciągałeś stówę z portfela i czułeś fizyczny ból – banknot zniknął, został pusty plac w skórzanym etui. Teraz? Klik. Pyk. Machnięcie. I pieniądze rozpływają się szybciej niż piwo na juwenaliach. Wydajemy za dużo, bo karta nie brzęczy, nie szeleszczy, nie przypomina, że z każdą transakcją robimy się biedniejsi.

Apokalipsa w supermarkecie

A co, jeśli system odmówi? Przerobiłam to niedawno. Wózek pełen zakupów, kolejka jak za PRL-u, a tu – kasy samoobsługowe nie przyjmują kart. Ludzie w panice zostawiają wózki, inni biegną do bankomatu, który stoi tuż za bramkami sklepu i modlą się, żeby wypluł gotówkę. Ja – osoba niewierząca – szeptałam „Boże, spraw, żeby terminal zadziałał”. Zadziałał. Czułam, jak spada mi kamień z serca. I nie tylko mnie – bo zaraz obok kolejna dusza z nadzieją pytała: „Przyjęło kartę?!” – „Przyjęło!” – „Dzięki Ci, Panie Visa i Mastercard!”.

Gotówka – skansen czy ratunek?

Kiedy słyszę ekspertów, którzy mówią: „Gotówka to przeżytek, zlikwidujmy ją!”, przypomina mi się ta scena spod kasy. Może i banknoty są niewygodne, może i monety wbijają się w udo, ale czasem to one są ostatnią linią obrony przed chaosem. Bogacze i tak schowają się w złocie, nieruchomościach czy obrazach. Ale co ma zrobić zwykły Kowalski, dla którego konto to jedyne zabezpieczenie?

Ja sama nie noszę gotówki – z wygody. Ale liczę, że inni nadal będą, by system miał jakąś kotwicę. Bo wyobraźcie sobie świat, w którym karty nie działają, bankomaty są puste, a jedyny banknot, jaki widzicie, leży za szybą w muzeum obok eksponatów z PRL-u.

Więc powiedz mi, drogi Czytelniku – wolisz plastik, telefon czy jednak banknot w kieszeni na czarną godzinę?

Komentarze