Testy na koronawirusa


Jak wyglądają testy na koronawirusa

Jedenastego dnia kwarantanny (zgodnie z zapowiedzią w wiadomościach) po godzinie 18.00 dostałam SMS-a prosto z Ministerstwa Zdrowia z wiadomością, że dwunastego dnia kwarantanny mogę poddać się testom na koronawirusa. Wiadomość zawierała link, pod którym można było znaleźć dodatkowe informacje związane z testami oraz mapkę z miejscami, w których przeprowadzane są testy, jak i numer telefonu do kontaktu. 

W pierwszej chwili ucieszyłam się ze słowa "można". Spodziewałam się, że będą to przymusowe badania. Byłam przekonana, że nie zrobię testów. Po głębszym zastanowieniu się stwierdziłam, że są ludzie, którzy chcą zrobić badania i nie mogą i musiałabym być głupia, by z tego nie skorzystać. Poza tym z negatywnym wynikiem mogłabym z czystym sumieniem odwiedzić moją rodzinę. Są osoby, których nie widziałam od początku pandemii, a nawet dłużej. Nie musiałabym się martwić, że zarażę kogoś wirusem przywleczonym prosto z Niemiec. 

W efekcie końcowym z samego rana zadzwoniłam pod podany w SMS-ie numer, aby upewnić się, że mogę tak po prostu jechać na badania. Pani, która odebrała telefon, sprawiała wrażenie, jakby była zaskoczona niektórymi, zadanymi przeze mnie pytaniami. Zdziwiła się, że w wiadomości nie było napisane, na którą mam się stawić na badania i w którym szpitalu. Znalazła informację, że szpital, do którego ja chciałam jechać, przyjmuje między 9.00, a 11.00. Wspólnymi siłami doszłyśmy do wniosku, że należy zrobić termin. Dostałam numer, na który powinnam zadzwonić. Poradzono mi również, abym zadzwoniła do sanepidu. Normalnie dwunastego dnia nie powinny być przeprowadzane kontrole w związku z badaniami. Tymczasem u mnie coś poszło nie tak i z samego rana dostałam pierwszą wiadomość z prośbą o zrobienie selfie w domu. Ostatecznie podarowałam sobie sanepid. Zadzwoniłam natomiast do szpitala. Okazało się, że termin powinnam była zrobić jedenastego dnia kwarantanny. Ponieważ tego nie zrobiłam, moja szansa na bezpłatne badania na koronawirusa przepadła bezpowrotnie. 

Oczywiście we mnie na tą informację obudził się wkurzony wojownik. Nieważne, że w pierwszej chwili nie chciałam nawet robić testów. Z lekkim żalem stwierdziłam, że SMS-a dostałam wieczorem i nigdzie nie było napisane, że trzeba zrobić termin. Zapytałam rozczarowana: "czyli przepadło?". Musiałam sprawiać wrażenie zdruzgotanej. Mój rozmówca stwierdził, że ma jeszcze jeden wolny termin. Tylko jeśli nie zdołam przyjechać na tą godzinę, to mnie już nie  obsłużą, bo terminy są rozłożone w czasie. Przed każdym pacjentem musi bowiem być zmieniane wdzianko, muszą zostać zachowane wszelkie środki ostrożności... 

Jak wyglądają testy na koronawirusa

Bez namysłu ruszyłam w drogę. Na szczęście znałam ten szpital i dokładnie wiedziałam, w którym miejscu będą stały namioty. Po krótkiej chwili oczekiwania ujrzałam dwie panie w ubraniach sprawiających wrażenie wdzianek odpornych na promieniowanie radioaktywne. Zamachałam rączką z okienka w samochodzie i dwa śnieżnobiałe bałwanki podeszły do mnie. Jeden bałwanek (bardzo miły ale jednak sadysta ;-))) trzymał w dłoni patyczki o długości co najmniej dziesięciu centymetrów. 
- To będzie mi pani wpychała do nosa? - zapytałam. 
- Tak - odpowiedział bałwanek.
Drugi sprawdził moją tożsamość i wiadomość na komórce, że faktycznie byłam informowana, że mam się wstawić na testy. 


Jak wyglądają testy na koronawirusa

Same testy były bardzo nieprzyjemne. Minęło osiem godzin, a ja czuję się, jakbym nadal te patyczki miała w nosie. Cieszy mnie natomiast, że jednak państwo nie tak do końca ma nas w nosie i że jednak mamy możliwość zrobienia testów. Rekompensuje mi to dwa tygodnie kwarantanny. Ogólnie więc wrażenia z testów uważam za pozytywne. Teraz czekam na wyniki, które mają się ukazać na stronie pacjenta. Strona pacjenta to chyba jakaś nowość. Jak będę miała czas, to popatrzę co na niej jest i może napiszę o niej artykuł. Na pierwszy rzut oka to fajna sprawa. 

Jedyne co mnie zastanawia to fakt, że nie tylko ja otrzymałam wiadomość o badaniach późnym wieczorem. Niektórzy faktycznie nie stawili się na badania, bo nie zdołali zrobić terminu. Gdybym nie była zadowolona z dzisiejszego dnia, podejrzewałabym, że są to działania celowe. Tak jak brak informacji, że należy ustalić termin. Pod linkiem podanym w wiadomości SMS-owej było napisane, co trzeba zrobić w związku z badaniami, jak się odbywają. Natomiast nie było wzmianki o zrobieniu terminu. Na szczęście coś mnie tknęło, żeby zadzwonić i upewnić się, że sama mogę sobie wybrać szpital, do którego pojadę i że tam ktoś będzie na mnie czekał. Wnioski niech każdy wyciągnie sam. 

A czy ktoś z was robił testy na koronawirusa? Czy ktoś z was miał pozytywny wynik testów na koronawirusa? Też nie mogliście oddychać z rurką w nosie? Ja wiedziałam, że nie mogę się spinać, bo wtedy boli jeszcze bardziej, ale jak ktoś tą rureczką tak ruszał, nie dało rady się nie spinać :-)))) 

Komentarze