Sytuacja opiekunów osób starszych w Niemczech w czasie pandemii


koronawirus

Z przerażeniem śledziliśmy to, co działo się w Chinach - tysiące ludzi zarażonych koronawirusem oraz liczne ofiary śmiertelne. W internecie pojawiały się filmy ukazujące, jak tamtejsze władze radzą sobie z epidemią. Szczerze mówiąc, nie wierzyłam, że taka sytuacja będzie miała u nas miejsce, że tak łatwo można się zarazić koronawirusem, że żyjemy w państwie, które może ograniczyć naszą wolność swobodnego poruszania się. Nie dopuszczałam do siebie myśli, że wirus dotrze do nas. A on był coraz bliżej i bliżej… 

W momencie, gdy pojawiły się informacje o pierwszych osobach zarażonych w Polsce, nadal nie docierało do mnie, że dojdzie u nas do sytuacji podobnej, jak w Chinach. Nie wierzyłam, że wirus jest na tyle groźny, by robić ogromne zapasy żywności, by zamykać szkoły, restauracje, by zostać w domach, by wprowadzać kontrole na granicy. Słuchając o pierwszym wirusie, który stał się celebrytą, zastanawiałam się, czy stał się nim dlatego, że ktoś postanowił go wypromować, czy może faktycznie jest on aż tak niebezpieczny, by mówić o nim całymi dniami. Z uśmiechem na twarzy spoglądałam na panikujących ludzi z pełnymi wózkami zapasów, na puste półki po papierze toaletowym, na denaturat, który pewna pani włożyła do mojego wózka informując mnie, że to świetny środek dezynfekujący, którego wszędzie brakuje. Powtarzałam po wielkich optymistach, że to wirus, jak każdy inny.

W końcu i mnie ogarnął strach. Mam mieszane uczucia. Raz się boję, raz powtarzam sobie, że uporamy się z tym problemem. Tak się składa, że jestem w grupie wysokiego ryzyka. - Nadwaga, niedoczynność hormonów tarczycy, alergia, swego czasu chorowałam na astmę. Wiem, jak to jest, gdy nie można złapać oddechu. Nie wyobrażam sobie, by w takim momencie nie udzielono mi pomocy. Przeraża mnie świadomość tego, że jeśli osób zarażonych koronawirusem będzie coraz więcej, faktycznie będzie dochodziło do takich sytuacji, że nie każdemu zostanie udzielona pomoc. 

Czy jednak ten strach powinien nas paraliżować, aż do tego stopnia, że rezygnujemy z pracy?

Pracują lekarze, pracują pielęgniarki, pracują pracownicy spedycji, pracują ekspedientki w sklepach... 

Myślę, że jeśli ktoś ma możliwość przejścia na pracę zdalną może, a nawet powinien to zrobić. Obserwuję, jak zamyka się olbrzymie zakłady pracy. Wszystko to rozumiem. 

Nie rozumiem natomiast, dlaczego krytykuje się opiekunki, które właśnie w tym okresie wyjeżdżają do pracy. 

Owszem, w Niemczech jest więcej zarażonych koronawirusem, ale tylko dlatego, że epidemia wybuchła tam wcześniej, niż u nas. Liczba zarażonych w Polsce również będzie rosła z dnia na dzień. Prawdopodobieństwo zarażenia się zarówno w Polsce, jak i w Niemczech jest właściwie takie samo. Obecnie również w Niemczech wprowadza się zmiany, które mają zapobiec rozprzestrzenianiu się wirusa. 

Mamy bardzo specyficzną pracę. Prowadzimy gospodarstwo domowe naszych podopiecznych. Nasze obowiązki niczym nie różnią się od czynności, jakie wykonujemy, będąc w naszych domach w Polsce. Sprzątamy, gotujemy, wspieramy podopiecznych w podstawowych czynnościach oraz wychodzimy na zakupy, spacery lub ważne terminy. Nic więcej. Podopieczny jest często jedyną osobą, którą widzimy dniami, tygodniami, a nawet miesiącami. Jesteśmy chyba jedyną grupą zawodową, która wykonując swoją pracę nie jest wystawiona na kontakt z innymi ludźmi. Praca w opiece to swego rodzaju życie w odosobnieniu - izolacja, która do tej pory bardzo mi przeszkadzała, a która w tym momencie jest dla wszystkich wskazana. 

Jeśli ktoś faktycznie obecnie z jakiś powodów czuje się bezpieczniej w Polsce, ma prawo do tego, by zrezygnować z wyjazdów. 

Natomiast myślę, że nikt nie ma prawa oceniać ludzi, którzy w czasie pandemii wyjeżdżają do pracy w opiece w Niemczech. Ci ludzie nikomu nie szkodzą, nikogo nie narażają, a niosą pomoc innym. Pomoc, która właśnie w tej chwili jest bardzo potrzebna. Śmieszne wydaje mi się to, że do tej pory wielu opiekunów twierdziło, że czują się powołani do tej pracy. Co się stało z tym powołaniem dzisiaj? Nie chcę nikogo oceniać, tak jak i nie życzę sobie, by ktoś oceniał mnie. Jednak nie sposób nie wspomnieć o powołaniu, którym szczyciły się panie, które teraz siedzą w Polsce i krytykują chcące pracować opiekunki. Pamiętajmy, że każdy z nas jest inny. Każdy ma inne potrzeby, inną sytuację życiową, inaczej radzi sobie z problemami i ze stresem, ma inne podejście do pracy i życia. Niektórych strach paraliżuje, innych pobudza do działania. 

Pamiętajmy, że w Niemczech też są lekarze, też są szpitale. Jako pracownicy zatrudnieni legalnie jesteśmy objęci opieką medyczną i jeśli zajdzie taka potrzeba, zostanie udzielona nam pomoc. Pojawiają się pierwsze informacje od spanikowanych opiekunek, że w Niemczech jesteśmy gorzej traktowani przez służbę zdrowia. Trudno mi w to uwierzyć. Wielokrotnie korzystałam z usług niemieckich lekarzy, kilkakrotnie znalazłam się na pogotowiu, dwa razy leżałam w szpitalu w Niemczech. Zostałam tam tak samo potraktowana, jak w Polsce. A nawet lepiej. Bez względu na to, czy byłam ubezpieczona w ZUSie, czy w niemieckiej kasie chorych. Zachwycałam się niemiecką służbą zdrowia. 

Myślę, że w tych nieprawdziwych informacjach dużą rolę odgrywa brak znajomości niemieckich realiów, problemy z komunikacją wynikające z niewystarczającej znajomości języka niemieckiego, brak obycia, kompleksy Polaka (który niestety często czuje się kimś gorszym, chociaż temu zaprzecza), brak racjonalnego myślenia i przystosowania się do obecnej sytuacji. 

Pamiętajmy, że podobnie, jak w Polsce, również w Niemczech każdy ma swojego lekarza rodzinnego. Nie musi to być lekarz rodzinny naszego podopiecznego. Tak się składa, że w przychodniach w Niemczech od lat brakuje lekarzy. Zwłaszcza w mniejszych miejscowościach. W małych przychodniach może się zdarzyć, że nie przyjmuje się nowych pacjentów, gdyż lekarze nie byliby w stanie ich obsłużyć. Należy więc szukać takiej przychodni, która nas przyjmie. Jeśli opiekunka nie jest w stanie sama znaleźć sobie lekarza i skorzystać z jego usług, pomocy powinna udzielić jej rodzina, u której pracuje lub koordynator. W pewnym stopniu są oni za nas odpowiedzialni. 

Zwróćcie uwagę, że również w Polsce obsługa pacjentów wygląda inaczej niż dotychczas. Nie ma pacjentów w przychodniach. Są oni obsługiwani telefonicznie. Lekarz pyta o objawy, wystawia diagnozę i „wypisuje” receptę na odległość. Ma nas to ochronić przed zakażeniem wirusem. Takie „wizyty lekarskie” mają ochronić również lekarzy, którzy właśnie dziś powinni cieszyć się zdrowiem, by móc ratować ludzkie życie. 

W czasie zagrożenia koronawirusem ludzie pokazują swoją prawdziwą twarz. Jedni się wspierają, inni próbują żerować na ludzkim nieszczęściu, a jeszcze inni wydają sądy o tych, którzy zachowując zdrowy rozsądek, starają się w miarę normalnie funkcjonować. 

Czemu ma służyć owa krytyka? - Nie wiem. 

Z czego wynika? - Z zazdrości? Z zawiści? Ze strachu? Z egoizmu? Z nudów? Z głupoty?

Niech każdy sam odpowie sobie na to pytanie. Szczerze. 

Komentarze

  1. Cały czas hejtuje się opiekunki. Z zawisci, zazdrości, kompleksow, innych przyczyn itd. Teraz w okresie pandemii dokłada się jeszcze i ten temat. Smieszy mnie to i irytuje. ale co się przejmować. Na bezludnej wyspie też by nas dopagła zaeaza. A tak naprawdę koronawirus to nie dżuma czy cholera. Można z niego wyzdrowieć.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za komentarz. Cieszę się, że zainteresował Cię mój artykuł. Pozdrawiam. Barbara Bereżańska