Testy na koronawirusa w opiece nad osobami starszymi w Niemczech

 opiekunka testy na koronawirusa

Firmy przed wyjazdem do pracy wymagają od opiekunów wyników testów na koronawirusa. W pewnym stopniu potrafię to zrozumieć. Niemcy ogłosili obowiązkowe badania na COVID-19 oraz kwarantannę do czasu otrzymania wyników dla osób powracających z Polski ze stref zagrożonych koronawirusem. Należą do nich województwa: kujawsko-pomorskie, małopolskie, podlaskie, pomorskie i świętokrzyskie. 

Wiadomo, że sytuacja zmienia się z dnia na dzień i w każdej chwili do listy mogą dojść kolejne województwa, a nawet obszar całej Polski. Trudno mi wyobrazić sobie kwarantannę opiekuna w Niemczech. Niby gdzie? Wiadomo, że nie u podopiecznego. Firmy musiałyby zorganizować miejsca na kwarantannę. Mało tego, co w razie, gdyby testy wypadły negatywnie? Rozumiem więc, że chcą się zabezpieczyć. Mimo wszystko budzi się we mnie uczucie osoby należącej do pracowników branży opiekuńczej, którzy bez względu na to, co by potrafili oraz co by zrobili, będą na straconej pozycji. Albo chcesz jechać i robisz testy na koronawirusa, albo siedzisz w domu. Przepraszam. Jest jeszcze jedna opcja- jedziesz do pracy w opiece na czarno. Czy znacie wśród swojej rodziny lub znajomych kogoś, kto musi poddać się testom, chcąc iść do pracy? Nie. Wiem- jedziemy za granicę, wypaliłam się itd. Ale prawda jest taka, że wiatr ciągle wieje w oczy, a innych możliwości jest niewiele.

Moja historia opiekunki w czasie koronawirusa

Z początkiem wiosny w szczycie pandemii wyjechałam do Niemiec. Na Bawarię.

- Gdzie ty jedziesz? Tam umierają ludzie- pytano mnie.

Wyjścia nie miałam. Czynsz opłacić trzeba, a i pieniądze na życie potrzebne… Na szczęście nie bałam się wirusa. Nie wiem dlaczego. Chyba boję się zbyt wielu innych rzeczy, by bać się wirusa.

Wizyty rodziny podopiecznej 4-5 razy dziennie

Trafiłam do seniorki, gdzie fajnie było ustawione zlecenie pod względem obowiązków oraz czasu wolnego. Podopieczna też spoko, poza momentami, gdy wyzywała mnie od komunistów. Wizyty synów w ciągu dnia 4-5 razy dziennie. Na Bawarii. W strefie ogromnego ryzyka zagrożenia koronawirusem. Nikt mnie nie pytał, czy wyrażam na to zgodę, czy się nie boję. Nikt mi nie pokazywał wyników testów na COVID-19. Z trzech synów jeden prowadził bardzo aktywne życie towarzyskie- tenis, golf, bieganie i te sprawy. Drugi pracował w DB. Praca co prawda biurowa, ale jednak. Trzeci wiódł spokojne życie, nie stanowiąc dla mnie i dla podopiecznej zagrożenia. Aha, córka jednego z nich przeszła testy na COVID-19 z pozytywnym wynikiem i przed moim przyjazdem przebywała w szpitalu.

Szalona rodzinka- podopieczna i pięciu synów

Kilkudniowe zlecenie, z którego uciekałam, aż kurz się za mną unosił. Wizyty codzienne. Przejechałam wzdłuż Niemiec, by się tam dostać. Nikt mnie nie pytał, czy nie boję się ich wizyt, nikt nie pokazywał mi wyników testów na koronawirusa. Codziennie przychodzili pracownicy służb medycznych. Był i lekarz oraz sanitariusze, ponieważ naciskałam, żeby ktoś przyjechał, bo z podopieczną działo się coś złego.

Podopieczna mieszkająca sama plus córka z mężem

Córka z mężem, jak się okazało jednak mieszkała w tym samym domu, a mąż córki przesiadywał nocami pod drzwiami mojej sypialni. Pracowali obydwoje. Kontakt z ludźmi ogromny. Chociaż tutaj muszę przyznać, że jednak ograniczali kontakty.

Oferta pracy w opiece Luxemburg

Szukałam pracy, nie mogłam nic znaleźć. Nagle dostałam ofertę idealną. Rozmawiałam z córką podopiecznej i dowiedziałam się, że po przyjeździe zrobią mi testy na koronawirusa. Jej mąż był lekarzem, ona pielęgniarką. Do czasu uzyskania wyników miałam mieszkać w odosobnieniu. Odmówiłam, chociaż oferta zapowiadała się naprawdę ciekawie. Pomyślałam: „Jakim prawem oni stawiają taki warunek? Prawem silniejszego!”. Właśnie byłam po testach na koronawirusa w Polsce i wiedziałam, że nie należą one do przyjemnych.

Podopieczna z siedzibą firmy w mieszkaniu

No i trafiam do podopiecznej mieszkającej samej. Przed wyjazdem miałam podpisać oświadczenie, że nie choruję na koronawirusa. Oświadczenie na dwie strony A4. A tam, że w razie, gdy podopieczna zachoruję, ponoszę za to odpowiedzialność i takie tam. Szlag mnie o mało nie trafił. Umowa była tak beznadziejna, że biłam się z myślami, by zrezygnować. Ostatecznie wyjechałam. Okazało się, że seniorka owszem, mieszkała sama, ale tylko w nocy, bo w domu miała biuro oraz warsztat i przez dom przewijało się średnio dziesięć osób dziennie. Nikt nie pokazywał mi testów. W pięć osób jedliśmy obiady. Gdy przyszła kobieta, która miała ocenić stopień niepełnosprawności mojej podopiecznej, zanim doszła z nią do sypialni seniorki, znajdującej się na pierwszym piętrze, o mało nie przerwała wizyty. Krzyczała tylko: „Miała być jedna osoba oprócz seniorki. Zaraz przerwę wizytę!”. Schowałam się w swojej sypialni, reszta „domowników” też się pochowała po kątach i nie było wiadomo, kiedy można wyjść.

Wirus wirusowi nie równy, albo człowiek człowiekowi

Czy wirus opiekunki jest groźniejszy, niż wirus podopiecznych, ich rodzin i osób przewijających się przez ich domy. A może by tak wymagać testów po każdej stronie? Wtedy czułabym się traktowana, jak równy z równym. Teraz się tak nie czuję. Zwłaszcza, że Niemcy wprowadzili obowiązek testów dla pięciu województw. W związku z tym, pytam: „Jakim prawem opiekunka z jednego z pozostałych województw przed wyjazdem ma okazać negatywny wynik testu na koronawirusa?!” Wiem, że są wśród opiekunów osoby, które też się boją. Ciekawa jestem, co robią firmy, by im odebrać ten paraliżujący strach. Pytają Niemców o wyniki testów na COVID-19? Jestem ciekawa.

Czy ktoś z was zrezygnował z wyjazdu do pracy z powodu wirusa? A może z powodu obowiązku zrobienia testów oraz przejścia kwarantanny? Bardzo jestem ciekawa, jak to wszystko się rozwinie. Nie wiem, jak będzie wyglądała moja przyszłość, ale byłabym wdzięczna losowi, gdyby rozpiździł tą branżę w drobny mak. Może wtedy ludzie musieliby spojrzeć inaczej na polskich opiekunów osób starszych w Niemczech.

Poprawka!

Okazuje się, że pracownicy niektórych szpitali co tydzień muszą poddawać się testom na koronawirusa. Jednak to jest zupełnie inna sytuacja. Oni pracują dzień w dzień z dziesiątkami, może nawet z setkami pacjentów. Mogą się od nich zarazić oraz przenieść wirusa na kolejne osoby. My żyjemy praktycznie w izolacji, większej niż znaczna część społeczeństwa. Poza tym pozostaje kwestia tego, w jaki sposób zadba się o nasze bezpieczeństwo.

Komentarze