Służące do wszystkiego - Joanna Kuciel-Frydryszak


Nie pamiętam z jakiego powodu sięgnęłam po książkę "Służące do wszystkiego" Joanny Kuciel-Frydryszak. Po przeczytaniu stwierdziłam, że z pewnością kierowała mną moja podświadomość. Spodziewałam się jednej głównej, interesującej fabuły. Tymczasem książka okazała się zlepkiem różnych historii. Białe niewolnictwo - temat interesujący, ale nie dla mnie. Taki oderwany od życia… Nie dla mnie, jaką byłam ponad cztery lata temu. Dziś książkę czytałam z zapałem. Co chwilę powtarzałam sobie: „ale to już było”. Były czasy niewolnictwa, czasy poddaństwa, były polskie służące. Za każdym razem grupy ludzi ciemiężonych podnosiły bunt, walczyły o własną wolność, godność, o lepsze życie. No właśnie. To już było. Tymczasem mamy XXI wiek. Szacuje się, że około pół miliona polskich kobiet (wraz ze mną) wyjeżdża do opieki nad osobami starszymi w Niemczech. Wyjeżdżamy w charakterze opiekunki. 
Z przerażeniem czytałam o służących XIX i XX wieku. O ich pochodzeniu, braku wykształcenia, braku możliwości. Służba u Państwa otwierała im drogę do lepszego życia. Służące dostawały dach nad głową, wyżywienie, drobne kieszonkowe. Czy służąca, która wstaje pierwsza, idzie spać ostatnia, nie ma dnia wolnego, nie ma własnego życia, nie ma praw i jej los zależy od jej Państwa, żyje lepszym życiem? Co się z nią dzieje, gdy jest chora, stara, przestaje być wydajna i potrzebna? Takie pytanie zaczęły sobie stawiać polskie służące na przełomie XIX i XX wieku. Zaczęły one walczyć o swoje prawa, jak np. o wolną niedzielę, o ośmiogodzinny dzień pracy, o lepsze warunki mieszkalne, możliwość podejmowania własnych gości, o lepsze wyżywienie, lepszą płacę i traktowanie. Powstały pierwsze związki zawodowe zrzeszające służące. 
Jak już wspomniałam, cztery lata temu książka "Służące do wszystkiego" Joanny Kuciel-Frydryszak raczej by mnie nie zainteresowała. Co się zmieniło w tym czasie? Zaczęłam pracę, jako polska opiekunka u naszego zachodniego sąsiada. 
W książce "Służące do wszystkiego" Joanny Kuciel-Frydryszak dostrzegłam ogromne podobieństwo pracy opiekunki osób starszych w Niemczech ze służbą u Państwa. W sumie niczym ona się nie różni. Identyczne obowiązki, identyczne problemy. Może kieszonkowe jest ciut większe i fakt, że po kilku tygodniach wracamy do swych domów, by odpocząć, zanim ponownie wyjedziemy „na służbę”. Długość pobytu w domu jest zazwyczaj zależna od tego, jakie mamy zarobki i jakie mamy wydatki. Niektórych stać jedynie na krótkie chwile z rodziną. Kto by pomyślał, że od czasów opisanych w książce minął ponad wiek. Oto kolejna grupa ludzi przemierza tą samą drogę. Jej losy zależne są od osób, u których zostaną zatrudnione. Wstają pierwsze, idą spać ostatnie. Służą podopiecznym pomocą we wszystkich czynnościach dnia codziennego. Walczą o lepsze warunki mieszkalne, o wyżywienie, o czas wolny, o ośmiogodzinny dzień pracy, o ubezpieczenie zdrowotne, rentowe, o zabezpieczenie na przyszłość. 
Z przerażeniem czytałam o służących, które uważały, że niepotrzebny jest im czas wolny, bo co one mają zrobić z nim zrobić w obcym mieście? Takie same słowa słyszę od polskich opiekunek w naszych czasach. Los służących był okrutny. Czy fakt, że chciały się wyrwać ze swojej lepianki, upoważniał do takiego wyzysku? Czy fakt, że polska opiekunka chce wyjść na prostą, upoważnia do taktowania niemal identycznego, jak przeszło sto lat temu? 
Pomimo ogromnego zapotrzebowania na opiekunki, przebiera się między nami, jak przebierano wśród służących, którym „zaglądano w zęby” oceniając ich zdrowie, siły witalne. Przy okazji i doświadczenie musiała mieć, by wykwintną leguminę ugotować jaśniepaństwu. W jej książeczkę służbową Państwo mogło wpisać to, co im się rzewnie podobało lub w ogóle jej nie wydać, co utrudniało znalezienie kolejnej posady. 
Jakie to wszystko bliskie mojemu życiu. Dla mnie to nie jest jedynie opowieść z zamierzchłej przeszłości. Dla mnie to opowieść o ludziach takich jak ja i takich jak inne polskie opiekunki. Pomimo, że opisane wydarzenia miały miejsce ponad wiek temu, ja znam identyczne historie z naszych czasów, z własnego życia. Książka otworzyła mi oczy. Stwierdziłam, że jestem służącą. Wykonuję zawód zarezerwowany dla ludzi z najniższych, najuboższych warstw społeczeństwa, niemających lepszych możliwości. Czy historia służących dodaje mi nadziei? Było niewolnictwo, było poddaństwo, były służące, są opiekunki. Po opiekunkach zostanie stworzona inna forma niewolnictwa pozwalająca na wyzysk ludzi z najniższych warstw społecznych, mających nadzieję na lepszą przyszłość. Na kogo trafi? Czas pokaże. Zawsze będą biedni i zawsze będą bogaci, którzy będą starali się wykorzystać tych pierwszych. Jedyne na co możemy liczyć to przyzwoitość ludzka – jakże nikła. 
Książkę "Służące do wszystkiego" Joanny Kuciel-Frydryszak polecam w szczególności wszystkim opiekunom. Być może podobnie, jak ja, dostrzegą oni w niej identyczną walkę, jaka ma obecnie miejsce na naszym rynku pracy. Polecam ją również tym, którzy pracują za marne wynagrodzenie, nie mając czasu, ale i środków, by żyć pełnią życia. Jak to jest, że jedni pławią się w luksusach, a inni ledwo wiążą koniec z końcem? 

Komentarze

  1. Mnie się jednak wydaje, że los służących był jednak dużo gorszy. Moja ciotka pracowała jako opiekunka osób starszych by dorobić, ale sama wybrała tę formę dorobienia (dziecko potrzebowało pomocy w kupnie mieszkania), lecz w przeciwieństwie do służących mogła odejść z pracy, nie była pomiatana, gwałcona czy też bita. Poza tym o ile się orientuje opiekuna osoby starszej może odejść z pracy, służąca nie mogła. Nie mówię, że praca opiekunki jest lekka. Nie jest. Lecz moim zdaniem jest różnica między ciężką pracą a piekłem na ziemi, zaś życie służącej było często piekłem. Można mieć tylko nadzieję, że jaśnie państwo płonie w piekle za wyrządzone krzywdy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Popracuj jako opiekunka to będziesz wiedziała, czy opiekunkami się nie pomiata, nie bije i czy mogą odejść. Nie byłam służącą, ale wydaje mi się, że służąca mogła odejść. Mówisz, że opiekunka może odejść z pracy? Ciekawe.

      Usuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za komentarz. Cieszę się, że zainteresował Cię mój artykuł. Pozdrawiam. Barbara Bereżańska