No i nadszedł ten wyczekiwany, nieupragniony dzień. Rano wstałam w posępnym nastroju. Zdecydowana na wyjazd i zestresowana pakowaniem. Tysiące innych spraw okazało się jednak ważniejszych od pakowania. Gdy uporałam się z czynnościami domowymi, odkładanymi tygodniami, ległam na sofie. Stwierdziłam, że nadszedł czas na relaks.
Dobijała godzina 10.00. Nijak nie mogłam się odprężyć. Świadomość, że jeszcze dziś znajdę się w Niemczech, wpłynęła negatywnie na moje samopoczucie. Przegrzebałam skrzyneczkę z tabletkami, zastanawiając się, czy lepiej wziąć te uspokajające, czy może na nadciśnienie. Koniec końców zrezygnowałam ze szpikowania się medikamentami. Wrzuciłam kilka ciuchów do walizki, dorzuciłam skrzyneczkę z pigułkami (może coś się przyda - nie wiadomo, jak sprawnie w czasie pandemii lekarze w Niemczech przyjmują nowych pacjentów) i ruszyłam do wyjścia.
Po wyjściu z domu skręciłam w prawo, ustawiając się w kolejce do banku. Staruszkowie w rozsypce dyskutowali o ilości kas w banku, o PiS-ie, o hitleryzmie.... Nie bez znaczenia wydało mi się połączenie dwóch ostatnich tematów. Chwilkę zastanawiałam się, kto głosuje na PiS, skoro wszyscy są przeciw. Wspomniałam, że udział w wyborach to nasze prawo, a nie obowiązek.
Okazuje się jednak, że to obowiązek. Starszy pan wzdycha, że za nieoddanie karty do głosowania, pójdzie się siedzieć.
Wzdycham również, ale z innego powodu - jest 10.30. Do południa przyjmują seniorów. Potem jest dezynfekcja... Na mnie przyjdzie kolej tak koło 13.00. Cóż mi innego pozostało? Siedzę na murku i czekam.
Odległość dwóch metrów jest zachowana, ale humor nas nie opuszcza. Mogłabym wrócić do mieszkania. Cztery piętra w starej kamienicy bez windy do pokonania stanowczo mnie do tego zniechęcają. Poza tym kilka tygodni izolacji robi swoje. Każdy senior wydaje mi się ciekawy na swój sposób. Inteligentny.
Mijamy ich co dzień na ulicy i nawet przez myśl nam nie przejdzie, że ci ludzie zepchani na brzeg społeczeństwa mają tyle do powiedzenia.
Z banku wychodzi pracownica i informuje mnie, że do 12.00 przyjmują tylko seniorów. Z nadzieją w głosie pytam, czy jeśli braknie seniorów, to przyjmą mnie również. Słyszę, że seniorzy przychodzą bez końca i z pewnością nie wyrobią się z nimi przed południem.
Zerkam na starców. W głowie pojawia mi się kalendarz - to początek miesiąca.
- Wy na emerytury czekacie? - pytam. Wczoraj przechodziłem tędy, to jedna osoba stała, a dzisiaj... A ja powinnam być już w drodze do Niemiec.
Wymagana odległość dwóch metrów dyskretnie zwiększa się do trzech. - Czemu nie ugryzłam się w język?
Na szczęście pracownica banku obsługuje mnie na progu bocznego wejścia do banku (poza kolejką).
Zostawiam seniorów z pewnym żalem i ruszam do mojej seniority w Niemczech.
Czy też będzie taka wesoła? Czas pokaże. Pogoda piękna. Żal jechać. Chociaż w czasach pandemii, licznych ograniczeń i co tu dużo mówić - pustek na moich wszystkich trzech kontach, to, jaka będzie seniorka, chyba jednak nie ma najmniejszego znaczenia.