Półmetek kwarantanny


Problem z zainstalowaniem aplikacji kwarantanna domowa

Dnia 02.05.2020 wróciłam do Polski. Wizja kwarantanny nie przerażała mnie specjalnie. Już przed wyjazdem do Niemiec w związku z koronawirusem musiałam ograniczyć wyjścia z domu i dało się żyć. Zakładałam, że kwarantanna niczym nie będzie się różniła. Niestety okazało się, że jest ogromna różnica pomiędzy ograniczeniem wyjść z domu, a całkowitym zakazem opuszczenia miejsca zamieszkania.

Wypakowanie bagażu z auta nie zajęło mi wiele czasu. Zrobiłam dwa kursy - dwa razy cztery piętra w górę i raz w dół, po czym usiadłam na kanapie i stałam się więźniem. Trudno powiedzieć czyim. Więźniem systemu? Więźniem koronawirusa? Więźniem fake news? Więźniem polityków, którzy czuli się zmuszeni do podjęcia jakichkolwiek decyzji, mających chronić obywateli przez COVID-19? Więźniem ludzkiego strachu?

Zaczęłam się zastanawiać, czy taki sobie wirusik wie, co to jest granica. Czy narodowość odgrywa dla niego jakąkolwiek rolę. Czy przejeżdżając niemal całe Niemcy z północy na południe (ponad 700 km) byłam mniej narażona i narażałam mniej ludzi, niż przekraczając granicę Niemiec z Polską i pokonując około sto kilometrów do mojego domu. Czy nagle w Zgorzelcu stałam się bombą zegarową wypełnioną wirusikami, które rzucą się na każdego, kogo napotkam na swojej drodze? Bombą, która może wybuchnąć w przeciągu kolejnych dwóch tygodni? Kto mnie rozbroi, abym po tych dwóch tygodniach mogła wyjść z domu?

Przez pierwsze dni irytowało mnie, że nikt nie sprawdza, czy jestem w domu. Miałam problemy z zainstalowaniem aplikacji kwarantanna domowa. Telefon nie dzwonił... Czułam się opuszczona i zapomniana przez świat. Aż w końcu w środę zadzwonił domofon. Zeszłam piętro niżej i w słuchawce odezwał się głos policjanta. Pan przedstawił się i spytał się, dlaczego nie można się do mnie dodzwonić. Odpowiedziałam, że nie mam pojęcia. Policjant podał mi numer telefonu, jaki miał zapisany. Okazało się, że zamiast cyfry "6" miał napisane "4".

- Proszę zgłosić to do sanepidu, żeby poprawili numer. W przeciwnym razie będzie pani musiała zapłacić karę w wysokości 5000 zł, gdy inny policjant podjedzie pod dom i również nie będzie mógł się do pani dodzwonić. W którym oknie mogę panią zobaczyć?

Nie znoszę, gdy mi się coś nakazuje, a co dopiero, gdy mi się grozi. W pierwszej chwili zagotowała się we mnie krew. Szybko się uspokoiłam, rozumiejąc, że to sytuacja wyjątkowa. Mimo wszystko zaczęłam się zastanawiać, czy każdy obywatel ma obowiązek posiadania telefonu. Rozumiem, że mamy obowiązek odbycia kwarantanny, ale obowiązek posiadania telefonu? Znam osoby, które go nie posiadają i są szczęśliwe. Dla świętego spokoju znalazłam jednak stronę sanepidu w moim mieście i zadzwoniłam, aby podać poprawny numer. Wbrew moim oczekiwaniom nie zaznałam spokoju.

Zaczęłam dostawać smsy, w których informowano mnie, że zainstalowanie aplikacji kwarantanna domowa jest obowiązkowe. Jestem raczej posłusznym obywatelem, chociaż jako człowiek i pracownik lubię się buntować. Uważam, że człowiek i pracodawca nie jest idealny, ale system prawny musi być przecież idealny i nie powinnam z nim walczyć. Kilka godzin spędziłam więc próbując zainstalować obowiązkową aplikację. Na Google Play wyświetlało mi się, że aplikacja została zainstalowana, ale nigdzie w telefonie nie mogłam znaleźć tego cholernego, czerwonego domku, będącego symbolem troski państwa o zdrowie obywateli. W międzyczasie dowiedziałam się, że aplikacja kosztowała kupę szmalu, że nie jest doskonała i jest wkurzająca, prosząc wielokrotnie, aż do skutku, o zdjęcie. Zaczęłam się zastanawiać, czy chodzi o to, abym odbyła kwarantannę, czy może o to, by przez dwa tygodnie być terroryzowanym. Pytanie "czy mam obowiązek posiadania telefonu" przerodziło się w pytanie "czy mam obowiązek posiadania smartphone", "czy mam obowiązek posiadania umiejętności do instalowania jakichkolwiek aplikacji", "czy mam obowiązek bycia dyspozycyjną przez cały dzień dla osób sprawdzającą, czy jestem w domu". Należę do osób bez większych zobowiązać. Gdy mam wolne, lubię posiedzieć w nocy, pospać w dzień. Tymczasem za dnia czułam niepokój, wiedząc, że w każdej chwili policja może chcieć sprawdzić, czy jestem w domu. Zastanawiałam się, co się stanie, jeśli nie będę słyszała telefonu, jeśli nie będę słyszała domofonu? Powinnam być zahartowana na taką dyspozycyjność przez cały dzień. W końcu pracuję w opiece 24h. A jednak bardzo źle znoszę obowiązek bycia dyspozycyjnym w razie kontroli. Co śmieszne, przez siedem dni miałam zaledwie dwie kontrole.

Oprócz lęków o to, czy zdołam w porę zademonstrować moją obecność w mieszkaniu, pojawił się problem śmieci oraz problem zakupów. Po nim pojawił się problem braku przestrzeni. Zastanawiałam się, jak taką kwarantannę przechodzą osoby, które mieszkają w kilka osób.

Z problemem śmieci i zakupów uporałam się dzięki pomocy mojego brata. Pojawił się jednak kolejny lęk - jak ma wyglądać przekazanie towaru i śmieci? Czy sąsiedzi nie uznają, że zostały naruszone zasady kwarantanny? Czy sąsiedzi nie wyklną mnie, jak trędowatą i nie będę dostawała pogróżek. Czy nie zaczną się mnie bać? Kilka dni wcześniej śmiałam się ze znajomej, która obawiała się sąsiadów. Tymczasem sama stałam się, jak zaszczuty pies. Nie czułam się, jak ktoś, kogo państwo z troski o swoich obywateli skierowało na kwarantannę. Czułam się, jak przestępca, który odsiaduje właśnie wyrok i musi uważać na wszystkich wokoło.

Po siedmiu dniach, potrzebując nowego zajęcia, spróbowałam zainstalować grę na smartphone. Bez powodzenia. Wówczas odkryłam, że mam zablokowane Google play. Po odblokowaniu Google play udało mi się zainstalować aplikację kwarantanna domowa. Chwilę zastanawiałam się, czy tego chcę. Przy drugiej kontroli policji zgłosiłam, że mam problem z zainstalowaniem aplikacji - tym razem policjant nie straszył mnie, tylko powiedział, że nie ma problemu. Ciekawość jednak wygrała. W końcu na ekranie mojego telefonu pojawił się ten cholerny czerwony domek, zrobiłam cholerne beznadziejne zdjęcie i mogę się przynajmniej pochwalić, że wiem, jak działa ta cholerna aplikacja ;-) Kto wie, kiedy taka sytuacja będzie miała ponownie miejsce. Mam nadzieję, że nigdy więcej.

Tydzień kwarantanny za mną. Nie wiem, jak przeżyję kolejny. Niby powinno być z górki. Wiem, co mnie czeka. Wiem jakie błędy zrobiłam przez pierwsze siedem dni. Z jednej strony trzeba sobie zaplanować dzień - przyrządzać normalne posiłki, dbać o siebie, zadbać o ruch, o relaks, postawić sobie jakieś zadania do wykonania... Z drugiej strony trzeba wyluzować. 

Czym są dwa tygodnie wycięte z życiorysu w porównaniu z sześcioma latami pracy w opiece nad osobami starszymi w Niemczech? To mały pikuś, za który niestety nikt mi nie zapłaci. Wykorzystałam więc ten czas na szukanie pracy i gdy tylko zakończy mi się kwarantanna, ruszam ponownie do Niemiec :-))) Narzekam na tą pracę, ale tak naprawdę to świetna możliwość, dla ludzi, którzy potrzebują szybko gotówki. Szkoda tylko, że firmy nie rozumieją, że wszystkie strony są tutaj od siebie zależne - my od Niemców, Niemcy od nas, firmy od nas i od Niemców. Stwierdzenie, kto bardziej, jest tak samo trudne, jak odpowiedź na pytanie: "co było pierwsze - jajko, czy kura?". Prawa każdej ze stron powinny być szanowane, a firma, jako pośrednik, powinna chronić interesy obu stron. 

Komentarze