Jak wygląda umowa z agencją pracy dla opiekunów osób starszych w Niemczech. Na co zwracać uwagę, wyjeżdżając do pracy do Niemiec? Co zrobić, jeśli zdecydujemy się na wyjazd do pracy w Niemczech, po czym umowa, jaką podsuwa nam agencja pracy dla opiekunów osób starszych jest nic nie warta? Czy opiekunka osób starszych ma z czego wybierać?
Oferty pracy w opiece nad osobami starszymi w Niemczech z jednym dniem wolnym w tygodniu
Dobre oferty pracy w opiece nad osobami starszymi w Niemczech to rzadkość. Poszukiwanie pracy w opiece wygląda, jak przebieranie w mysich bobkach, a raczej w krowich plackach, nad którymi krąży stado much. Właśnie rozglądałam się za kolejnym zleceniem. Słuchając przemiłe panie z biura, które przedstawiały mi oferty pracy dla opiekunów osób starszych w Niemczech, zastanawiałam się, która oferta jest coś warta. Na początku dumnie stawiałam warunki, że wyjadę tylko na sztelę, gdzie Seniorenbetreuung ma dzień wolny. Dostawałam oferty i sama dzwoniłam do niemieckich rodzin, by się przekonać, czy jest możliwość otrzymania dnia wolnego. Z rozmów najczęściej wynikało, że nic nie stoi na przeszkodzie. Zawsze jednak dowiadywałam się czegoś, co przywoływało na moje usta słowa:
- "To chyba żart!".
Testy na koronawirusa w Niemczech- niemiecka rodzina przeprowadza je na własną rękę
Trafiła mi się np. dobra sztela- wszystko grało. Dosłownie wszystko! Położenie geograficzne trochę mnie zniechęciło. Praca w Luxemburgu wykracza poza możliwości mojej nawigacji. Poza tym wszystko grało. Do momentu, gdy córka podopiecznej oświadczyła, że ona jest pielęgniarką, a jej mąż lekarzem i w związku z tym pierwszego dnia zrobią mi test na koronawirusa. Dyplomatycznie odpowiedziałam, że miałam taki test, nie należał on do przyjemnych i muszę się nad tym zastanowić, ponieważ mnie zaskoczyła.
- To chyba żart!- pomyślałam w duchu.
Nie chciałam jednak mówić tego głośno, w obawie, że później będę tego żałowała. Gdy tylko odłożyłam telefon, analizowałam:
- To jakiś żart! Jeszcze tego brakowało, żeby Niemcy wykonywali mi testy na koronawirusa, których póki co nie mam obowiązku wykonywać! Co oni sobie wyobrażają. Kim oni są, że chcą decydować za mnie, czy poddam się testom na koronawirusa, czy nie?! Póki nie ma takiego obowiązku, nie zamierzam za każdym razem, gdy wyjeżdżam do pracy w opiece w Niemczech i nie daj Boże, gdy z niej wracam (nie wiadomo, jak sytuacja rozwinie się u nas w Polsce) pozwalać na to, by ktoś wsadzał mi dziesięciocentymetrowe rurki do nosa.
Wykręciłam numer telefonu do agencji pracy dla opiekunów. Powiedziałam, że oferta pracy wygląda w porządku, ale nie wiem, czy wiedzą, że rodzina na własną rękę chce przeprowadzać testy na koronawirusa. Niby o tym nie wiedzieli. Ja natomiast w tej chwili zaprzestałam przeprowadzania kolejnych rozmów z rodzinami seniorów.
Agencje pracy dla opiekunów mające w umowie jeden dzień wolny w tygodniu
Podniosłam poprzeczkę i zaczęłam mówić, że nie będę uzgadniała żadnego dnia wolnego na własną rękę i wyjadę tylko z agencją pracy dla opiekunów w Niemczech, która ma jeden dzień wolny w tygodniu zapisany w umowie. Ponieważ pod koniec października mam sprawę w sądzie za pomówienie, na której muszę być obecna, w pewnym momencie powiedziałam do siebie:
- Ok, bez jaj- muszę opuścić poprzeczkę, jak najniżej. W przeciwnym razie nigdy nie wyjadę do pracy, a to ostatni dzwonek. Jeśli teraz nie wyjadę, będę musiała siedzieć w Polsce do listopada.
Oferta pracy w opiece do mobilnej seniorki
Opuszczam więc poprzeczkę i trafia mi się oferta pracy w opiece do mobilnej seniorki. Upewniam się jedynie, że osoba, która jest mobilna dla firmy, jest również mobilna dla mnie. Staram się nie myśleć o tym, że jadę do pracy.
- Jadę na wycieczkę- powtarzam sobie w myślach. - Zwiedzę Berlin. Zrobię w końcu jakieś fajne zakupy. Nieważne, na jakich ludzi trafię. To tylko dwa miesiące.
Całkowicie wypieram fakt, że pracując jako opiekunka osób starszych w Niemczech znowu będę miała do czynienia z trudnymi ludźmi, którzy będą starali się zrobić ze mnie sługę i będą mieli mnie pod kontrolą przez dwadzieścia cztery godziny na dobę (na ostatnim zleceniu miałam do pięciu wizyt w ciągu jednego dnia). Jestem pozytywnie nastawiona. Po kilku dniach dostaję akceptację. Po kilku kolejnych dzwoni telefon. Nie mogę się dogadać. Ktoś mówi coś bezsensownie. Odpowiadam, że mam już pracę. Oddzwania pracownik z firmy, z którą mam wyjechać i pyta, o co chodzi. Ponoć właśnie powiedziałam rodzinie, do której miałam jechać, że mam już inne zlecenie.
- To jakiś żart- myślę. - Jak człowiek nie potrafi przedstawić, w jakiej sprawie dzwoni, to prowadzi się właśnie tak bezsensowną rozmowę. Poza tym kto normalny dzwoni po akceptacji? Raczej robi się to przed akceptacją.
Liczę się więc z kolejną rozmową. Tym razem brakuje tej osobie chyba odwagi. Dostaję jedynie SMS-a, że zaszło nieporozumienie. Jestem proszona o wysłanie mojego zdjęcia.
- To jakiś żart- myślę. - Czy firma nie wysłała im mojego zdjęcia, że o nie pytają?
Wysyłam więc zdjęcie. - To samo, które wysłałam firmie.
Po kilku dniach uspakajam się i tłumaczę sobie, że jadę na wycieczkę.
- Zwiedzę Berlin- myślę sobie.
Dzień przed wyjazdem zaglądam do umowy. Czytam ją i myślę sobie:
- To jakiś żart!
Mam ochotę złapać za telefon i powiedzieć, że z taką umową sami mogą jechać do pracy. Przeklinam cały dzień. Nie mogę spać. Że też z całego dobrodziejstwa tych beznadziejnych ofert, zdecydowałam się właśnie na tą. Wstaję rano niewyspana i myślę sobie, że koniec końców wyjeżdżam z najgorszą umową w moim życiu. Mam ochotę zrezygnować, mam ochotę napisać, że ta umowa to jakiś żart. Ostatecznie stwierdzam, że zobaczymy, co czas pokaże. Jeśli będzie nie tak, jak trzeba i tak zrobię swoje, stawiając prawo ponad umowę. Siedzę, piję kawę i tak sobie myślę:
- Tłumaczę sobie, że jadę na wycieczkę, zwiedzę Berlin, wkroczę w progi seniora pełna optymizmu, że ten czas szybko zleci, aż tu nagle czytam umowę i chce mi się wymiotować ze zdenerwowania. Po siedmiu latach pracy w opiece w Niemczech staram się pogodzić z faktem, że pracuję w branży opiekuńczej. Zwłaszcza, gdy stan mojego konta nieuchronnie zbliża się ku zeru. Gdy jednak czytam kolejną umowę, dochodzę ponownie do wniosku, że muszę wymyśleć coś innego, bo dłużej nie dam rady.
Pozdrawiam panie i panów, które tworzą i rozsyłają te umowy. To jakiś żart!
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję za komentarz. Cieszę się, że zainteresował Cię mój artykuł. Pozdrawiam. Barbara Bereżańska