Przejdź do głównej zawartości

Napij się ze mną kawy, a w zamian otrzymasz moją książkę!

Napij się ze mną kawy, a w zamian otrzymasz moją książkę!
Barbara Bereżańska

Kinga decyduje się wyjechać na tzw. "sztelę minę"

Sztela mina - opiekunka Kinga na szteli

Po kilku latach pracy w opiece nad osobami starszymi w Niemczech opiekunka osób starszych Kinga stała się jak kamikadze. Żaden diabeł nie jest jej straszny, a co dopiero niemiecki senior. Po krótkim pobycie u Honoraty zdecydowała się na kolejne sztelę. Otrzymała propozycję pracy u mobilnego małżeństwa. Szybko skojarzyła, że oferta pracy była przedstawiana na Facebooku jako tzw. sztela mina, czyli wybuchowe miejsce pracy, gdzie opiekunowie stają się ofiarami nieszczęśliwych, chorych, porzuconych przez rodziny seniorów. Kinga nie wahała się, by poinformować o tym fakcie pracodawcę. W odpowiedzi usłyszała historię o opiekunce, która tam pracowała i bardzo chciała tam zostać. Niestety staruszkowie nie byli z niej zadowoleni. Przepracowała ona tam okres, na jaki wyjechała. Natomiast nie było mowy o przedłużeniu zlecenia. Kinga dostała numer do Wiesi z uwagą, aby wzięła małą poprawkę na to, co Wiesia będzie miała do powiedzenia.

Zapoznaj się z moimi książkami o wyjazdach do pracy w opiece w Niemczech: Perły rzucone przed damy oraz (Bez)silna opiekunka, czyli polsko-niemiecka (bez)nadzieja.

- Dzień dobry, Kinga jestem. Dostałam twój numer od firmy. Chcę jechać do małżeństwa, u którego ty właśnie byłaś. - Rzekła do telefonu. - Czy były to osoby mobilne?

- To straszni ludzie. - Odpowiedziała Wiesia.

- Ale czy są to osoby mobilne? - Dopytywała Kinga.

- Tak. wszystko robią sami. Sami się myją, sami chodzą. Nawet autem jeżdżą sami. Obydwoje.

- O! - Zdziwiła się Kinga. Agencja pracy dla opiekunów informowała mnie, że na miejscu będę jeździła autem.

- Nie ma takiej potrzeby, oni jeżdżą sami.

- Co właściwie robi opiekunka? Słyszałam, że przychodzi sprzątaczka.

- Tak. Ty nic nie musisz sprzątać. W ogródku jest dużo pracy.

- W ogródku? - Kindze podskoczyło ciśnienie.

- Tak. Teraz róże trzeba przycinać. Ja od rana do obiadu robię wszystko w ogrodzie.

Kinga nie wiedziała, jak przerwać rozmowę.

- Obiad jest o 14.00. Nic im nie smakuje. Ten facet jest walnięty. Wszystko każe smażyć, aż będzie czarne. Chciałam tu zostać dłużej...

- Chciałaś zostać tam dłużej? - Kinga weszła jej w słowo.

- Tak, ale oni są nienormalni.

- No ale widziałam, że podawałaś na Facebooku, że to sztela mina.

- Bo to jest sztela mina, ale wiadomo, że są mi potrzebne pieniądze i chciałam tam pracować dłużej.

Kinga koniecznie chciała sprawdzić tę ofertę pracy. Z czystej ciekawości. Od jakiegoś czasu czuła się, jakby przeprowadzała eksperymenty psychologiczne na ludziach. Kiedyś chciała studiować psychologię. Gdyby dziś podjęła studia w tym kierunku, z pewnością miałaby ogromną wiedzę praktyczną. Martwił ją jedynie ten ogród. Kosiła już trawę, podlewała kwiaty. Ale róż jeszcze nie przycinała. Zresztą nie była pewna, czy by potrafiła. Poza tym nie miała zielonego pojęcia, co należy robić w ogrodzie, jaką porą. Nawet, jakby chciała zająć się ogrodem, nie potrafiłaby. Po zakończonej rozmowie zadzwoniła do pracodawcy.

- Rozmawiałam z tą opiekunką. Faktycznie dziwna sprawa. - Rzekła. Raz mówi, że to sztela mina, chwilę później, że chciała tam zostać...

- Mówiłam pani, że jej nie chcieli. Nie odesłali jej od razu do domu, ale nie byli z niej zadowoleni.

- Tylko ona wspomniała coś o ogrodzie. Ponoć od rana do obiadu pracowała w ogrodzie.

- Nic nam o tym nie wiadomo. Opiekunka nie jest od prac ogrodowych.

Stanowczy ton osoby po drugiej stronie telefonu w tej kwestii wzbudził w Kindze na tyle zaufania, że postanowiła przetestować, co to za sztela mina.

- Jestem zdecydowana. - Rzekła, mając dobre przeczucie.

Gdy opiekunka osób starszych Kinga zjawiła się na szteli pod lasem, a raczej w samym lesie, którą Wiesia opisywała jako sztela mina, zaczęła się zastanawiać, na ile mobilni są podopieczni. Na schodach zamontowała była winda. Senior Adam siedział na fotelu. Przy nim stał chodzik. Spod pośladków wystawała mu gruba gąbka zastępująca profesjonalną poduszkę ortopedyczną. Kinga założyła, że to senior bardziej niedomaga, niż jego żona. Po wstępnej rozmowie okazało się jednak, że winda schodowa została zamontowana dla jego żony Marthy, która nie jest w stanie wejść sama na pierwsze piętro.

- Tyle na temat mobilności podopiecznych. - Pomyślała Kinga.

Pierwsze i najważniejsze pytanie, jakie Kinga stawia, gdy otrzymuje ofertę pracy, dotyczy mobilności podopiecznych. Niestety najczęściej osoby, które dla Kingi są ograniczone ruchowo, dla większości firm i opiekunów są mobilne. Ulubione określenie Kingi, z tych najbardziej durnowatych, to:

"Podopieczna jest w połowie chodząca i w połowie siedząca".

Cokolwiek miałoby to znaczyć... Dla Kingi znaczy to tyle, że oferta pracy jest do odrzucenia. Nie potrafi przeskoczyć tej połowy podopiecznej, która jest siedząca.

Pierwszy wieczór, właściwie jego początek, Kinga spędziła w towarzystwie staruszków i ich syna Richarda. Tego dnia nocował on w domu rodziców na drugim piętrze. Na tym samym piętrze znajdował się również pokój opiekunki oraz łazienka, którą musiała dzielić z mężczyzną. Zmienniczka Wiesia poinformowała ją o tym przez wyjazdem. Fakt ten nie wywołał w Kindze euforii, ale postanowiła przyjąć to z fasonem i nie zachowywać się jak dzikus.

Opiekunka próbowała się dowiedzieć, jak będzie wyglądał jej dzień. Wiesia mówiła coś o śniadaniu o dziesiątej rano, o obiedzie... Tymczasem Kinga otrzymała informację od Richarda, że jego rodzice wstają dopiero w porze obiadowej. Dziewczyna pomyślała, że będzie miała do południa spokój.

- Moi rodzice mają taki zegar biologiczny. Jestem za tym, żeby go nie zakłócać. - Powiedział mężczyzna.

Kinga nie wyrażała sprzeciwu, widząc w tym raczej zaletę dla samej siebie. Niestety czegoś nie przewidziała... Richard szybko ulotnił się, stwierdzając, że jedzie odwiedzić swojego syna, mieszkającego w pobliżu. Kinga starała się wypytać o to, co dokładnie będzie należało do jej obowiązków.

- Potrzebują państwo kogoś, kto będzie woził państwa autem? - Zapytała.

Senior Adam zaprzeczył.

- Jeżdżę sam i nikomu nie pozwolę wsiąść do mojego samochodu. - Zaburczał. - No, może mojemu wnukowi pozwolę. - Dodał.

Martha natomiast oświadczyła, że ona do tej pory jeździła sama, ale zależało jej, żeby przyjechała do nich opiekunka z prawem jazdy, ponieważ ostatnio nie czuje się na siłach, by samodzielnie prowadzić auto.

- Czyli będę jeździła pani autem? - Zapytała Kinga.

- Ależ skąd. - Odpowiedziała staruszka. W żadnym razie.

Ponieważ przy rozmowie nie było Richarda, a dalsza dyskusja ze starcami na ten temat wydawała się Kindze bezsensowna, postanowiła ona poruszyć ten temat kolejnego dnia z synem seniorów. Trudno było również wyciągnąć od staruszków, jak wygląda kwestia zakupów. Opiekunka widząc, że wiele się nie dowie tego wieczoru, oświadczyła, że uda się do swojego pokoju na spoczynek. Wyszła do auta po walizkę. Gdy ruszyła z nią w kierunku schodów, starzec zaczął krzyczeć, żeby pilotem ściągnęła na dół krzesełko od windy. Kinga nie zajarzyła, o co chodzi. Ruszyła do góry, mówiąc, że da sobie radę.

- Co za pajace. - Pomyślała. - Przecież nie będę wjeżdżała na górę krzesełkiem.

Gdy znalazła się na przedostatnim schodku pierwszego piętra, zdała sobie sprawę, że przejście jest tak wąskie, że trudno będzie się jej przez nie przecisnąć, a co dopiero z walizką. Z trudem przerzuciła bagaż przez krzesełko. Chcąc zaoszczędzić sobie wstydu, schodząc ponownie na parter, by sprowadzić windę na dół, zaczęła się przeciskać przez wąską szparę między ścianą, a siedziskiem windy.

- Ja pierdolę! - Pomyślała, próbując zamienić się w kruszynkę. - To przeciskanie się w tym miejscu czeka mnie każdego dnia.

Schody prowadzące na strych były jeszcze węższe. Pod ciężarem opiekunki oraz jej walizki wydawały niepokojące dźwięki. Gdy Kinga znalazła się w swojej sypialni, wyciągnęła podstawowe kosmetyki i ruszyła do łazienki. Ku jej przerażeniu, nie można było się w niej zamknąć.

- Nie będę dzikusem. - Pomyślała. - Richard jest chyba na tyle inteligentny, że pomyśli, zanim wejdzie do łazienki.

Po prysznicu dziewczyna wróciła do swojego pokoju wraz ze wszystkimi swoimi kosmetykami. Nie chciała, by ktoś grzebał w jej rzeczach. Nawet w głupiej kosmetyczce. Noc była chłodna. Za oknem, na złowieszczym niebie, unosił się księżyc w pełni. Kinga zmęczona podróżą szybko zasnęła. Co jakiś czas budziła się, słysząc gwar dochodzący ją z parteru. Spoglądała wówczas zdziwiona na zegarek i zastanawiała się, o której jej nowi podopieczni chodzą spać.

Po niespokojnej nocy opiekunka osób starszych Kinga nie wiedziała, co począć w pokoju z wielkim łożem oraz z szafą wypełnioną pościelą z poprzedniego stulecia. Do tego stare drewniane deski pokrywające podłogę skrzypiały przeraźliwie pod jej stopami, gdy tylko próbowała ogarnąć swoje skarby umieszczone w wielkiej walizce. Nie chcąc nikogo budzić przesiedziała jakiś czas na łóżku. W końcu stwierdziła, że nie wysiedzi tak dłużej. Ruszyła w kierunku łazienki. Poddała się porannej toalecie, obawiając się, że jej współlokator Richard w każdej chwili może wpaść do łazienki. Następnie na paluszkach zeszła na parter.

Przeciskanie się między krzesełkiem windy schodowej, a ścianą, poszło jej tym razem dużo sprawniej. Po drodze, na korytarzu na pierwszym piętrze, w oczy rzuciły jej się dwa kosze prania, który czekały na nią pod deską do prasowania. W salonie z zaciekawieniem przyjrzała się gąbce, na której poprzedniego wieczoru siedział starszy jegomość.

Na podobnych gąbkach sypiały psy w domu jej ojca. Owe gąbki wyciągał on ze starych aut, które nie nadawały się do sprzedaży, a których szkoda było oddać na złom ze względu na drogocenne części zamienne. Pies Azor, szykując sobie legowisko, od czasu do czasu wyszarpywał swymi ostrymi kłami kawałki gąbki, które poniewierały się po całym podwórku. W gąbce seniora również widoczna była dziura, jakby ktoś ją wygryzł albo wypierdział. Kinga uśmiechnęła się na ten widok. W dalszym ciągu nie wiedziała, w jakim celu staruszek siedzi na tej gąbce.

Gdy weszła do jadalni, ujrzała Richarda. Zdziwiła się na jego widok. Nie słyszała, jak schodził, a wydawało jej się, że w tym domu nie sposób się poruszyć, nie powodując dźwięków zwracających na siebie uwagę pozostałych mieszkańców. Mężczyzna przygotował śniadanie. Stół wyglądał imponująco. Nieco rustykalnie, ale "na bogato". Kilka rodzajów serów pokrojonych na drewnianej desce, dobrej jakości wędlina, powidła, masło i pachnące pieczywo zapraszały do posiłku. Zapach czekoladowej cappuccino narobił Kindze smaka na croissanta, chociaż zazwyczaj nie jada śniadania na słodko. W towarzystwie gospodarza ruszyła do kuchni, z której po chwili wyszła z kubkiem gorącego, pachnącego napoju.

- Przynajmniej z jedzeniem nie będzie problemu. - Odetchnęła z ulgą, siadając do stołu.

Na spokojnie zjadła śniadanie, przyglądając się, jak Richard pracuje przy komputerze. Czuł się, jak u siebie w domu, co jest raczej rzadkością wśród dzieci podopiecznych, u których Kinga była do tej pory. Kinga nie miała odwagi przeszkadzać mu w pracy, ale stwierdziła, że musi poruszyć tematy, których nie udało jej się omówić ze starszym małżeństwem. Zapytała więc o zakupy oraz o to, którym autem ma wozić podopiecznych. Oświadczyła, że dzień wcześniej zarówno senior, jak i seniorka, twierdzili, że nie udostępnią opiekunce swoich samochodów.

- Nie wtrącam się w sprawy rodziców. Musisz sama dojść z nimi do porozumienia. - Odpowiedział.

Kinga poczuła, jak czar pryska. Jednak nie znalazła się w bajce, lecz w miejscu, gdzie panuje anarchia, a raczej gdzie rządzą staruszkowie. Nie wiedziała jeszcze, na ile są oni rozsądni, ale rozmowa z nimi z dnia poprzedniego wskazywała na to, że raczej będzie ciężko z nimi cokolwiek ustalić.

- To kolejne zlecenie, gdzie wymagana jest opiekunka z prawem jazdy i najwidoczniej z własnym autem. - Pomyślała Kinga. - Znowu będę woziła tyłki bogatych Niemców własnym samochodem, zastanawiając się, jak i z kim się z tego rozliczyć.

Opiekunka sprzątnęła po śniadaniu. Mężczyzna przygotował dwie kanapki z dżemem oraz dzbanek kawy dla swojej matki. Oświadczył, że jego matka wstaje dopiero w południe, ale około godziny dziesiątej trzeba zanieść jej śniadanie do sypialni. Kinga przyjęła tą informację do wiadomości. Bez jakichś większych emocji. Przez kilka lat pracy w opiece nie nosiła jeszcze podopiecznym śniadania do łóżka, lecz nauczyła się już, że w tej pracy trzeba być elastycznym.

Nie wiedząc, co począć ruszyła do swojego pokoju. Chwilę w nim posiedziała. Ponieważ jednak nawet nie miała gdzie wypakować swoich rzeczy, po kilku minutach ruszyła znowu na parter, gdzie Richard, przy pomocy komputera oraz telefonu, prowadził swoje interesy. Usiadła na chwilkę przy stole. Próbowała zagadać Richarda. Bez skutku.

Wstała więc i ruszyła na pierwsze piętro, by zająć się prasowaniem. Starała się zabić tą czynnością czas. Para buchała z żelazka, budząc w Kindze nadzieję, że dźwięk uchodzącej pary wyciągnie z łóżka staruszkę. Niestety zza drzwi sypialni, pod którą opiekunka prasowała góry prania, panowała grobowa cisza. Około 11.30 Kinga przerwała prasowanie. Zeszła ponownie na dół, by zorientować się, co z obiadem. Richard pokazał jej zawartość lodówki w kuchni oraz zawartość lodówki i zamrażalnika w komórce obok. Oświadczył, że to jeszcze za wcześnie dla jego rodziców.

- Mama zejdzie około 13.00. Wtedy będziesz mogła zacząć gotować.

Kinga zdębiała. 13.00 to właściwie już czas jej przerwy. Postanowiła jednak nie komentować tego i z cierpliwością przyglądać się temu, co przyniesie dzień. Wróciła do prasowania. Nienawidząc prasowania w tej chwili była wdzięczna, że ma jakieś zajęcie. Gdy Kinga ujrzała czerwień dna drugiego kosza na bieliznę i ostatnia koszulka znalazła się na stercie wyprasowanego prania, zaczęła się w końcu niecierpliwić.

Zeszła ponownie na parter. Zabrała się za przygotowywanie obiadu. Richard oświadczył, że wraca do siebie i nie będzie go na obiedzie, po czym zaczął się pakować. Chwilę po tym, gdy opuścił dom, do kuchni weszła Martha. Kobieta oświadczyła, że można zacząć gotować obiad. Kinga nastawiła ziemniaki. Przygotowała mrożony szpinak i sześć jaj. Po przeglądnięciu zapasów, pyry z sadzonym jajkiem i szpinakiem to był jedyny posiłek, jaki mogła tego dnia wyczarować.

Ziemniaki zaczęły pyrkać na kuchence, a seniora wciąż nie było. Gdy się ugotowały, dziewczyna zapytała Marthy, co z jej mężem. Usłyszała, że mężczyzna jeszcze śpi. Dodatkowo otrzymała polecenie pilnowania, by ziemniaki nie wystygły. Przypomniała sobie, jak jej zmienniczka mówiła, że przed obiadem włączała piekarnik i trzymała w nim talerze i naczynia, żeby wszystko było ciepłe. Kinga włączyła więc piekarnik, nastawiając temperaturę na osiemdziesiąt stopni. Włożyła do niego talerze oraz garnek z ziemniakami i czekała.

Gdy pojawił się senior, podgrzała szpinak i wzięła się do smażenia jaj sadzonych. Okazało się, że małżeństwo lubi jaja dobrze wysmażone. Obsmażyła je więc z dwóch stron, tak aby żółtko z nich nie wyciekało. Gdy podała obiad na stół, senior wrzasnął, że on lubi na brązowo, po czym ruszył do kuchni dosmażyć swoje jaja. Przepadł, jak kamień w wodę. Wrócił z dwoma czarnymi krążkami na talerzu. Gdy zaczął je chrupać, Kinga nie wytrzymała i zaczęła się śmiać, że te jego jajka to chrupią, jak czipsy.

- Takie lubię. - Odpowiedział zadowolony starzec.

Martha skomentowała dziwactwo swojego męża, również śmiejąc się z niego. Kinga przypomniała sobie, jak Wiesia mówiła, że senior lubi wszystko mieć dobrze wysmażone. Oświadczyła, że była poinformowana o tym, że wszystko ma być smażone na brązowo, a nawet na czarno, ale że jajka sadzone mogą chrupać, nie miała pojęcia.

Adam sprawiał wrażenie aroganckiego mężczyzny. Przy obiedzie spierał się z żoną. Do opiekunki również odpowiadał grubiańsko. Kinga miała jednak wrażenie, że małżeństwo przekomarza się z nudów i sprawia im to przyjemność. Pomimo nieprzerwanej kłótni podczas posiłku było raczej wesoło. Staruszkowie wydawali się jej pocieszni, jak dzieci. Kinga w dobrym humorze ruszyła na dwugodzinną przerwę. Było już późno. Postanowiła jednak nie rezygnować z przerwy. Po jej zakończeniu był już późny wieczór. Opiekunka jednak nie czuła się w obowiązku towarzyszyć podopiecznym, którzy dopiero co wstali. W końcu do południa cały czas była na nogach, czekając, co przyniesie dzień.

- Może na przyszłość wolne zrobię sobie do południa, gdy podopieczni będą spali- pomyślała.

Postanowiła, że najpierw musi się przyjrzeć, o co w tym wszystkim chodzi.

Przed godziną siedemnastą opiekunka Kinga wróciła na swoje stanowisko pracy. Adam i jego żona siedzieli w salonie w półmroku. Marta, widząc opiekunkę, wstała z fotela i zaczęła się krzątać. Oświadczyła, że musi jechać do lekarza oraz na pocztę.

Kinga usiadła na fotelu przyglądając się starszej pani, która bez najmniejszego pośpiechu szykowała się do wyjścia. Okazało się, że musiała ona jeszcze napisać życzenia na pocztówce, do której chciała dołączyć mały prezent.

Martha wyciągała ze swoich kryjówek najróżniejsze kartki pocztowe, zastanawiając się, która jest odpowiednia. Starszy pan w tym czasie zaczął opowiadać o swoich dolegliwościach. Wyciągnął spod swoich pośladek grubą gąbkę, wskazując na "wypierdzianą" w niej dziurę.

- Zgadnij, co to jest. - Rzekł do Kingi.

- Właśnie się nad tym zastanawiałam. - Odpowiedziała Kinga, nie kryjąc rozbawienia.

- Muszę na tym siedzieć, bo byłem operowany. - Oświadczył Adam. - Syn wyciął dziurę w tym miejscu, gdzie mam ranę po operacji. Boli, jak cholera. Dzięki tej gąbce, ból jest mniejszy. Jak usiądę bezpośrednio na krześle, ból jest nie do zniesienia.

Kinga faktycznie tego dnia zaobserwowała, że senior przeszedł do obiadu z ową podkładką i umieścił ją na krześle, na którym spoczywał, jedząc posiłek.

- Skoro pomaga, to pomysł nie jest zły. - Stwierdziła Kinga.

Martha grzebała się przy biurku. Opiekunka miała więc przyjemność wysłuchać całej opowieści o narośli na tyłku podopiecznego. Historia była niezwykle zawiła. Z tego, co Kinga zrozumiała, narośl operował najpierw chirurg, ale ponoć nie wyciął wszystkiego i jeden z synów podopiecznego poprawiał, na kanapie w domu seniora, pracę specjalisty. Kinga oczyma wyobraźni widziała mężczyznę ze skalpelem w salonie, w którym właśnie się znajdowała, pochylonego nad pośladkami starca. Starodawny wystrój domu oraz opowieść starszego pana spowodowały, że dziewczyna poczuła się, jakby przeniosła się w czasie przynajmniej o jeden wiek wstecz.

Gdy Marta zapakowała swoją przesyłkę, zaczęły się poszukiwania karty ubezpieczeniowej. Kinga zerkała na zegarek, zastanawiając się, czy uda im się jeszcze cokolwiek załatwić tego dnia. Zaangażowany w poszukiwania Adam, udał się na pierwsze piętro. Po chwili wrócił z poszukiwaną kartą i zaczął ponaglać małżonkę. Tuż przed osiemnastą Kinga wyszła z podopieczną. Seniorka ustawiła się przy aucie opiekunki, która w milczeniu otworzyła drzwi i pomogła jej wejść do środka.

- No to wyjaśniło się, czyim autem będę woziła podopieczną. - Pomyślała, ruszając w drogę.

Starsza pani instruowała ją, w którym kierunku ma jechać. W pewnym momencie zdziwiona Kinga zatrzymała się przed pocztą. Była przekonana, że w pierwszej kolejności udadzą się do lekarza. Martha oznajmiła, że poczta była po drodze.

- Mam nadzieję, że lekarz nie zamknie nam przed nosem. - Oznajmiła Kinga.

Staruszka wręczyła jej kilka miedziaków, informując ją, żeby spróbowała przesyłkę wysłać, jako list, a nie jako paczkę.

Jeśli uda ci się to wysłać, jako list, powinno ci wystarczyć pieniędzy. - Rzekła.

Kinga ruszyła zażenowana z drobnymi w dłoni.

- A co, jeśli nie uda się wysłać tego, jako list? - Pomyślała.

Pełna wątpliwości stanęła przed obsługą poczty. Pracownik poczty spojrzał na gruby pakunek. Wziął go do dłoni i już chciał coś powiedzieć, gdy Kinga dodała:

- Chciałabym wysłać tą przesyłkę, jako list. - Powiedziała niepewnym głosem.

- Starsza pani, która prosiła mnie o nadanie tej przesyłki, twierdziła, że zawsze wysyła podobne paczki, jako listy.

- Zobaczymy. - Odpowiedziała obsługująca ją kobieta, jakby zrozumiała sytuację, w jakiej znalazła się Kinga.

Po chwili stwierdziła, że zaryzykuje i nada paczuszkę jako list. Kindze spadł kamień z serca. Wysypała na ladę drobne, poprosiła o rachunek i wróciła do samochodu. Czuła się dumna z siebie. Uważała, że wykonała zadanie, które było niewykonalne. Była świadoma tego, że odmówiono by jej wysłania przesyłki po cenie znaczka na list. Ale przecież mało kto odmówi starszej, statecznej damie.

Dziewczyna wręczyła staruszce rachunek. Miała wrażenie, że Martha była zdziwiona oraz rozbawiona faktem, że udało jej się faktycznie nadać przesyłkę za drobne, które jej wręczyła. Kinga czuła złość, że stała się przedmiotem eksperymentu starszej pani. Zdecydowała się świadomie na pracę w opiece w Niemczech. Czasami była jednak stawiana w takiej sytuacji, że czuła się biedniejsza, niż jest w rzeczywistości. To był właśnie taki moment. Skąpstwo podopiecznej sprawiło, że musiała się martwić, czy starczy jej pieniędzy. Nie cierpiała takich sytuacji.

Bez słowa, z głową pełną negatywnych myśli, ruszyła w kierunku przychodni. Odprowadziła staruszkę do lekarza. Ku jej zdziwieniu, poczekalnia była pełna ludzi. Kinga pomogła staruszce się rozebrać. Sama stwierdziła, że poczeka na nią na zewnątrz. Wyszła na parking. Spojrzała na gwieździste niebo. Nie mogła sobie przypomnieć, kiedy ostatnio była na dworze o tak późnej porze. Poczuła się tak jakoś fajnie.

- Zawsze to coś innego. - Pomyślała. - Życie według zegarka, powtarzalność tych samych czynności, bycie więźniem własnych przyzwyczajeń wychodzi mi już uszami. Może praca u tych ludzi jest tym, czego szukam.

Gdy tak dumała, pod przychodnię podjechało pogotowie. Dwóch sanitariuszy weszło do budynku. Kinga miała złe przeczucia. Nie chciała panikować. Jednak gdy przez dłuższy czas nikt nie wychodził z budynku, postanowiła sprawdzić, czy pogotowie nie zostało wezwane do jej podopiecznej.

- Fałszywy alarm. - Pomyślała, wsadzając głowę do poczekalni, w której Martha siedziała z gazetą w ręce.

Wróciła do auta i czekała na seniorkę obserwując ludzi, żyjących własnym życiem.

W drodze powrotnej seniorka co chwilę zwracała Kindze uwagę, że ma bardzo słabe światła. Kinga nie bardzo rozumiała, o co jej chodzi. Dla świętego spokoju włączyła długie światła, które dla seniorki również nie były wystarczająco jasne, a które zapominała zmieniać na krótkie, ilekroć z nad przeciwka pojawiło się auto. Seniorka wykrzykiwała:

- Tu są lasy! Jedź wolniej! Przecież ty nic nie widzisz! Zaraz wyskoczy ci sarna przed maskę!

Kinga nie mogła skupić się na jeździe. Jadąc pod górkę czuła, jak auto zwalnia. W nadziei, że zaraz znajdzie się na górce, nawet nie zredukowała biegów. W pewnym momencie poczuła, że jeśli nie zmieni biegu, auto stanie w miejscu. Widząc za sobą światła innego auta, zredukowała w końcu bieg, dodała gazu i pokonała pagórek, za którym znajdowała się droga do lasu, w którym mieszkała seniorka. Kinga włączyła kierunkowskaz. Zwróciła uwagę, że auto, które jechało za nią, również skręca. Zdziwiła się, że ktoś jedzie do lasu, w którym właściwie kończy się droga. Chwilę później ujrzała migocące niebieskie światła.

- Policja. - Rzekła i zatrzymała auto.

Staruszka chyba nie dosłyszała. Spojrzała zdzwiona na opiekunkę, pytając, dlaczego się zatrzymała.

- Policja za nami jedzie. Migają światłami, żebym się zatrzymała. - Oświadczyła Kinga.

Otworzyła okno, przy którym pojawił się policjant. Pokazała dowód.

- Dokąd pani jedzie? - Zapytał policjant.

- Tutaj na końcu tej drogi jest domek. Opiekuję się ludźmi, którzy tam mieszkają.

- W tym lesie? - Zapytał zdziwiony mężczyzna.

- Tak. - Odpowiedziała Kinga.

- Proszę wyjść z auta. - Padło polecenie.

Kinga zamknęła okno, wyłączyła światła i auto, po czym z niego wyszła. Przy samochodzie pojawił się drugi policjant. Kierując latarkę w stronę bagażnika zapytał:

- Co to za tablice rejestracyjne w pani bagażniku?

Kinga zaczęła się śmiać.

- Boże, nie dość, że auto na polskich blachach, to jeszcze w bagażniku mam tablice. To stare tablice tego auta. Niedawno je kupiłam.

- Czy wie pani, dlaczego panią zatrzymaliśmy?

- Pewnie za wolno jechałam. Czułam, że powinnam zmienić bieg, ale jakiegoś lenia miałam. Podopieczna ciągle krzyczała, że zwierzę z lasu wyskoczy mi przed maskę i nie zdążę wyhamować. Dopiero, jak auto się za mną pojawiło, przyspieszyłam.

- Dokładnie. - Powiedział policjant. - Wyglądało to bardzo podejrzanie.

Kinga spojrzała na seniorkę w aucie. Po części z ulgą, po części z rozbawieniem, powiedziała:

- To chyba ostatnia podróż tej kobiety moim samochodem. Pewnie umiera ze strachu.

- Proszę jechać. - Rzekł policjant, spoglądając na siedzącą w aucie staruszkę. - I następnym razem...

Kinga weszła mu w słowo:

- Proszę jeździć szybciej.

Wszyscy wydawali się być rozbawieni sytuacją.

- Zazwyczaj zatrzymujemy za szybką jazdę. - Rzekł policjant.

Mężczyźni ruszyli w kierunku radiowozu. Chwilę później zgasło migocące niebieskie światło.

- Takiej przygody z pewnością pani jeszcze nie miała. - Rzekła Kinga do seniorki, wsiadając do auta.

- Czego oni chcieli. - Zapytała zdzwiona staruszka.

- Polskie auto w środku nocy, wleczące się po drodze, do tego skręcające w las, wydało się im podejrzane. - Zaśmiała się Kinga. - Jeszcze w bagażniku dojrzeli stare tablice rejestracyjne. Gdyby w aucie siedziało dwóch mężczyzna, z pewnością nie daliby nam tak szybko spokoju. Może nawet spędzilibyśmy noc na komisariacie.

Seniorka zaczęła się śmiać. Wydawałoby się, że dowcipy o Polakach kradnących auta, były śmieszne kilka dekad temu. Tego dnia okazało się, że grzechy zamierzchłych czasów nie tak szybko pójdą w zapomnienie.

Kobiety weszły rozbawione do domu. Zaczęły jedna przez drugą opowiadać Adamowi, jaką to miały przygodę. Senior stwierdził, że policjanci z pewnością go znają. Przecież całe życie pracował jako adwokat.

- Następnym razem, jak będziesz miała kłopoty, podaj im moje nazwisko i poproś, by tu podjechali. - Rzekł.

Kinga miała wrażenie, że starzec miał ochotę na spotkanie z ludźmi, z którymi kiedyś pracował na co dzień. Przez chwilę poczuł się ważnym adwokatem, mającym znajomości, a nie bezużytecznym starcem z "wypierdziałą" gąbka pod tyłkiem. W jego oczach można było dostrzec błysk radości z życia. W miarę upływu czasu jego oczy ponownie przygasły.

Kinga nakryła do kolacji. Po dwudziestej pierwszej posprzątała ze stołu i ruszyła do swojego pokoju, zostawiając starsze małżeństwo w salonie.

- Boże, jaki długi był ten dzień. - Westchnęła Kinga, siadając na łóżko.

Opiekunka seniora Kinga wstała wcześnie rano. Schodząc na śniadanie, zauważyła mknącą po schodach kobietę w średnim wieku. Matrona przeszła koło niej, jakby Kinga była dla niej powietrzem. Towarzyszył jej dźwięk kluczy, które trzymała w dłoni. Kinga, zaintrygowana obecnością obcej osoby w domu podopiecznych, przedstawiła się. Gość, jakby dopiero ją ujrzał, odpłacił jej tym samym. Być może kobieta zreflektowała się, że czasy wchodzenia, jak do obory, bez zbędnych słów, ma już za sobą i od tego dnia będzie musiała witać się z opiekunką starszego małżeństwa. Kinga dowiedziała się, że niespodziewany gość jest pracownikiem medycznym i dokonuje jakichś czynności koło Marthy.

Pijąc w spokoju drugi kubek kawy cappuccino, Kinga nie mogła się nacieszyć, że jest sama.

- Co za spokój. - Pomyślała, wyglądając przez okno.

Korzystając ze swobody, jaką miała podczas nieobecności starszego małżeństwa, Kinga zaczęła przeglądać zapasy, zastanawiając się, co ugotuje na obiad. W lodówce były dwa rodzaje zupy w kiszce. Najprawdopodobniej kupione u rzeźnika. Zupa z soczewicy oraz gulaszowa. Wystarczyło je podgrzać. Z szuflady na warzywa spoglądała na nią ze smutnym wzrokiem na wpół żywa sałata. W rogu lodówki Kinga dojrzała opakowanie polskich kabanosów. Resztki sera i wędliny, które pierwszego dnia pięknie prezentowały się na stole, szeptały do dziewczyny, że musi wybrać się na zakupy. W zamrażalce znajdowało się mnóstwo chleba, odrobina mrożonych warzyw, oraz opakowanie ryb, a w nim dwa filety.

- Szału nie ma. - Pomyślała Kinga. – W grę wchodzi jedynie gulasz. Jeśli zrobię do niego sałatę, oraz ugotuję makaron, wyczaruję z tego obiad dla trzech osób, chociaż na opakowaniu jest napisane, że są to dwie porcje. No ale zobaczymy, co powie Marta. Może zdążę przed obiadem pojechać na zakupy.

Na zewnątrz rozległo się szuranie butów. Kinga ruszyła w kierunku drzwi.

- Dzieńdobry. Jestem Ela. – Jestem sprzątaczką.

Kinga otworzyła szerzej drzwi, aby kobieta mogła wejść do środka.

- Nie, dziękuję. Ja tylko chciałam wrzucić gazety do koszyka, żeby nie mokły na zewnątrz.

Mówiąc to, sprzątaczka pochyliła się i włożyła plik gazet do koszyka stojącego tuż przy drzwiach.

- Dzisiaj robię w ogrodzie. Sprzątać będę jutro. - Dodała.

- Pani robi w ogrodzie? – Zapytała zdziwiona Kinga.

- Tak, nikt ci tego nie przekazał? Co tydzień jest coś do zrobienia. Robię to już od lat. Znam tu wszystkie zakamarki. Nie będę ci przeszkadzała. Jutro porozmawiamy, jak przyjdę sprzątać.

Kinga, lekko zdezorientowana, zamknęła drzwi. Zastanawiała się, dlaczego Wiesia mówiła jej, że codziennie robi coś w ogródku, skoro od lat prace ogrodowe wykonuje ta kobieta. Nie znając odpowiedzi na nurtujące ją pytanie, ruszyła do kuchni. Znajdowało się w niej okno na jej świat- z jednej strony sąsiad, a z drugiej ogród, w którym sprzątaczka właśnie robiła porządki wraz z automatyczną kosiarką, starowaną przez satelitę.

- Dzyń, dzyń. - Rozległ się dźwięk telefonu.

- Słucham. - Rzekła Kinga odbierając telefon.

- Jak ci tam jest? - Usłyszała.

- Kto mówi?

- To ja, Wiesia. Jak ci tam jest?

- Wiesz, trudno na razie powiedzieć. Sprzątaczka właśnie robi w ogrodzie.

- No, ona raz w tygodniu coś tam robi. Jutro przyjdzie sprzątać.

- Kinga przemilczała to, że przed wyjazdem Wiesia mówiła, że pracuje w ogrodzie.

- No ale jak ci się tam podoba?

- Wiesz, nie wiem. Nie wiadomo, co robić. Oni śpią do obiadu.

- Ale mówią coś o mnie?

- Nie, nikt nic nie mówił.

- Wiesz, ja trafiłam w takie miejsce… Co dwie godziny muszę wstawać w nocy.

- Co ty mówisz?

- No. Taka nasza praca. Mus to mus.

- Wiesz. My mamy prawo w nocy spać. Jedenaście godzin.

- Przecież to opieka całodobowa.

- Tzn. że jesteśmy dzień i noc w domu. Ale w nocy się śpi, a nie wstaje do podopiecznej. Są na to przepisy.

- Co ty mówisz?

- Jak chcesz, to podrzucę ci linka do mojego bloga, gdzie o tym piszę.

- Prowadzisz bloga?

- Tak.

- No to wyślij mi tego linka.

- OK.

- To cześć.

- No cześć.

Kinga znalazła artykuł, w którym pisała o godzinach pracy i wysłała go Wiesi. Nie minęło dużo czasu, gdy ponownie zaczął dzwonić jej telefon.

- Co się stało.

- Wiesz, ja nie wiedziałam, że ty piszesz bloga. Pomożesz mi zorganizować zrzutkę. Bo ja zbieram na remont mieszkania.

- Kingę zatkało.

- Kupiłam mieszkanie, ale wiesz ruderę taką i potrzebuję z trzydzieści tysięcy na remont. Wyobraź sobie byłam u detektywa, żeby mi znalazł kogoś, kto mi opłaci remont tego mieszkania, a on powiedział, że on się takimi sprawami nie zajmuje.

- U detektywa byłaś? – Zapytała Kinga, analizując słowa Wiesi.

- No u detektywa. Siedzi, pierdzi w stołek i takiej sprawy nie chciał wziąć. A od czego on niby jest? Nie zna się na swoim fachu. To co, zorganizujesz mi tą zrzutkę?

- Wiesz co, ja nie mam pojęcia o takich rzeczach. - Odpowiedziała Kinga, zastanawiając się, dlaczego ktoś miałby finansować Wiesi remont jej mieszkania. Żeby była w jakieś trudnej sytuacji, ale ona przecież pracuje.

- Dobra. Pomyśl. Jeszcze zadzwonię. Bo na tego detektywa to ja nie mam, co liczyć.

Kinga odłożyła telefon na stolik i przez chwilę analizowała rozmowę, którą miała za sobą. Szybko jednak odgoniła od siebie myśli o dziwnej Wiesi i czekała pory obiadu.

Seniorka oświadczyła, że nie ma potrzeby robić zakupów przed obiadem. Kinga czując się zażenowana, oświadczyła, że popołudniu nie będzie czasu, bo mają jechać do lekarza, który znajduje się czterdzieści kilometrów dalej. Uparta Marta wygrała. Kinga wymamrotała, że zakupy można zrobić kolejnego dnia do południa. Obiad przebiegał o wiele sprawniej, niż dnia poprzedniego. Kinga przygotowała sałatę, ugotowała makaron, podgrzała zupę gulaszową. Która posłużyła, jako sos do makaronu. Senior wyraził uznanie, co do zdolności kulinarnych opiekunki, utwierdzając ją w przekonaniu, że o jedzeniu to on nie ma pojęcia. Wszyscy udali się na sjestę.

Kinga nie odpoczęła zbytnio podczas przerwy. Jej głowę zaprzątały myśli odnośnie zakupów. Nie lubi takich sytuacji, gdy wszystkiego brakuje, a uzgodnienie tego, kiedy będzie mogła zrobić zakupy oraz za ile, idzie jej tak mozolnie. Nie chciała zbytnio naciskać, aby nie podpaść starszej pani. Liczyła na to, że kobieta prędzej, czy później, zreflektuje się, że jednak zakupy trzeba zrobić.

Do tego Kinga skróciła swoją przerwę, obawiając się, że jeśli wyjadą zbyt późno, przegapią termin u lekarza. Marta natomiast, jak zwykle, nigdzie się nie spieszyła. Gdy Kinga pojawiła się w salonie, staruszka zaczęła, podobnie, jak dnia poprzedniego, szukać pieniędzy, karty ubezpieczeniowej, nie mogła się zdecydować, w co się ubrać. Gdy opiekunka zapytała o dokładny adres, gdzie mają jechać, pojawił się mały problem. Ani Adam, ani Marta nie znali dokładnego adresu.

- Zna pani drogę? - Zapytała Kinga.

- Wiem, gdzie to jest, ale ja zawsze jeździłam tam z kimś. Nie sądzę, żebym mogła tobą pokierować.

- Kinga powoli traciła nerwy.

- Co za brak organizacji. - Pomyślała. – Siedzą w nocy, wstają, gdy ja idę na przerwę. W międzyczasie nie wiadomo, co robią. Zawsze gdy zejdę, zachowują się, jakby mnie nie było pięć minut. Wielce zdziwieni i poruszeni, że trzeba się zbierać…

Na szczęście Adam oznajmił, że przecież Marta musi okazać lekarzowi receptę na zrobienie zastrzyków i tam jest napisany adres. Zaczęło się poszukiwanie recepty. Gdy czynności, zajmujące normalnemu człowiekowi dwie minuty, zostały dokonane w ciągu dobrych kilkunastu minut, Kinga z Martą wyszły przed dom.

Kinga już nawet nie zastanawiała się, czyim autem będą jechały do lekarza. Otworzyła staruszce drzwi, sama przeciskając się przez krzaki, również wsiadła do auta. Wpisała adres do nawigacji i ruszyła przed siebie.

Podróż przebiegała spokojnie, aż do momentu, gdy na ich drodze pojawiły się roboty drogowe. Droga była zablokowana, kierunkowskaz wskazywał objazd poprzez jakieś podwórko. Kinga wjechała na podwórko i nie widząc drogi, którą mogłaby poruszać się dalej, szybko z niego wyjechała. Postanowiła skręcić w uliczkę w przeciwnym kierunku, w nadziei, że nawigacja ją nakieruje. Nawigacja pokazywała, że są tuż tuż. Podopieczna zaczęła panikować, że jadą inną drogą i że nigdy wcześniej nie jechała tą trasą. Na nic zdały się tłumaczenia, że droga, którą jeździła do tej pory jest zablokowana. Kinga dla świętego spokoju wróciła w poprzednie miejsce. Ponownie próbowała jechać drogą, którą wskazywały szyldy. To była jednak droga do nikąd. Zdenerwowana postawiła na swoim i ponownie ruszyła w przeciwnym kierunku. Po kilku minutach, nawigacja odnalazła drogę, a podopieczna zaczęła rozpoznawać okolice i tłumaczyć, że dojechały od góry, a ona zawsze jeździła od dołu.

- Góra, dół. - Pomyślała Kinga. – Jesteśmy „w domu”. Tego jeszcze brakowało, żebym jechała ponad czterdzieści kilometrów na darmo.

W poradni lekarskiej panował popłoch. Podopieczną zaprowadzono do pomieszczenia, gdzie miał być przeprowadzony zabieg. Kindze wskazano krzesło. Gdy tylko na nim usiadła, od krzesła odpadła jakaś metalowa rurka. Pielęgniarka ruszyła z pomocą i wskazała Kindze fotel, mówiąc, że te krzesła już takie są wadliwe. Kinga usiadła na fotel i siedziała, jak na szpilkach.

Gdy Mart wyszła, nie mogła się nagadać z pielęgniarkami. Zwykłe ustalenie kolejnego terminu okazało się wyzwaniem nie z tej ziemi. Przy pomocy Kingi w końcu udało się ustalić sensowny termin na kolejny tydzień. Podopieczna zaczęła opowiadać, że roboty drogowe były na drodze… Kinga podsumowała, że teraz już wiedzą, że są roboty na drodze i w przyszłym tygodniu będą wiedziały, jak dojechać.

Nie wiedząc, co je czeka, towarzyszki doli i niedoli wsiadły do auta i ruszyły w drogę powrotną. Kinga, słuchając nawigacji, wjechała pomiędzy budynki. W dół prowadziła wąska dróżka, która w ciemnościach znikała między starymi kamienicami. Dziewczyna obawiając się, że droga zakończy się ślepą uliczką i będzie musiała się z niej wycofać, postanowiła trzymać się głównej drogi. Wycofała w pocie czoła, w ciemnościach, pomiędzy zaparkowanymi po brzegach autami. Jakiś kierowca usunął się na bok, przyglądając się jej manewrom. Gdy opiekunka znalazła się na głównej drodze, poczuła się pewniej.

Ku zdziwieniu Kingi, nawigacja skierowała ją na teren przemysłowy i zaczęła namiętnie powtarzać, że ma zjechać na autostradę. Tymczasem autostrady ni widu, ni słychu. Kinga, jak to ma w zwyczaju w takich sytuacjach, chciała jechać dalej. Marta znowu zaczęła panikować. Kinga ponownie powróciła w miejsc, gdzie głos z nawigacji kazał jej zjechać na autostradę. Upewniła się, że w tym miejscu, ani w pobliżu, nie ma żadnej i ruszyła dalej.

Seniorka panikowała. Kinga nie przyznawała się, ale też była spanikowana. Pierwszy raz w życiu miała taką sytuację, że znajduje się na końcu świata i nawigacja nie może znaleźć innej trasy. Jechała przed siebie, uspakajając podopieczną i modląc się w duchu. Być może panika seniorki powodowała, że czas dłużył jej się niemiłosiernie.

W końcu Kinga dojrzała dróżkę, która bardziej przypominała polną drogę, niż przejezdną drogę dla aut. Gdy zaczęła w nią skręcać, podopieczna zaczęła krzyczeć, że to nie jest droga. Przez chaszcze przy polu, w oddali, można było dostrzec sznur świateł jadących aut.

- Proszę zobaczyć. - Rzekła Kinga. – Tam są auta. To jest jakaś bardzo mocno uczęszczana droga. Jak się tam znajdziemy, to będzie już dobrze.

Marta była w szoku. Powtarzała, że droga, którą jadą, nie jest dla aut. W pewnym momencie Kinga widząc, że zbliżają się do drogi głównej, wskazała seniorce znak, mówiąc:

- Znak „ustąp pierwszeństwa”. To jest normalna droga dla samochodów. – Rzekła, nie do końca będąc tego pewną.

Niestety nawigacja nie poddawała się i wciąż kazała Kindze nawrócić. Kinga jechała twardo, aż do skrzyżowania, gdzie do wyboru miała w prawo, albo w lewo. Zaczęła dopytywać podopieczną, gdzie w ogóle znajduje się ta miejscowość, w której ona mieszka i czy nazwy miast na szyldach coś jej mówią. Już miała skręcać w prawo. Gdy Marta podała miasto, do którego trzeba było skręcić w lewo.

Kinga zdała się na seniorkę, nie będąc pewną, czy starsza pani dobrze kojarzy. Kinga dałaby sobie rękę uciąć, że ma kierować się na inne miasto. Po kilku kilometrach Marta zaczęła rozpoznawać drogę. Chwilę później "obudziła się" nawigacja i jakby nigdy nic, prowadziła Kingę do domu.

Dziewczyna zaprzysięgła sobie, że już nigdy nie ruszy w trasę tak nieprzygotowana. Powinna była sprawdzić trasę, którędy ma jechać, w jakim kierunku. A ona, jak ten kamikadze. Jednak nigdy wcześniej nic takiego jej się nie zdarzyło. Owszem, raz wyjeżdżając ze zajazdu, pojechała autostradą w przeciwnym kierunku. Nigdy nie zrozumiała, jak to się stało. Zanim się zorientowała, że zamiast jechać na zlecenie, wraca do Polski, przejechała jakieś sto kilometrów. Kilka razy zdarzyło jej się przegapić zjazd, albo zatoczyła dwa, a nawet trzy kółka, żeby zjechać na autostradę, gdy zjazd był zbyt skomplikowany i nie mogła się połapać ani w pasach, ani w szyldach. Ale żeby na jednej trasie o długości 40 kilometrów miała tyle niespodzianek, nigdy jej się jeszcze nie zdarzyło.

W domu Kinga zaczęła pospiesznie przygotowywać kolację. Oczywiście senior musiał się dowiedzieć, jak to błądziły. Adam zamiast krytykować, wyraził swoje uznanie dla Kingi. Tymczasem Kinga zastanawiała się, jak zorganizować podróż w kolejnym tygodniu. Przy kolacji Marta nagle wybuchła śmiechem. Kinga popatrzyła na nią. Też chciało jej się śmiać na myśl o tej całej podróży, ale postanowiła trzymać fason. Staruszka trzęsąc się ze śmiechu, zaczęła wspominać:

- Jak wjechałaś w tą polną drogę, myślałam, że już po nas.

- To nie była polna droga. - Odpowiedziała Kinga, śmiejąc się. – Tam był znak „ustąp pierwszeństwa”, więc musiały jeździć tamtędy auta.

W rzeczywistości zdawała sobie sprawę z tego, że tego dnia, ani poprzedniego, ani następnego, raczej tą drogą żadne auto nie jechało.

- A jak wjechałaś pomiędzy te budynki i zaczęłaś cofać do tyłu pod górkę między tymi autami.. - Kontynuowała seniorka.

- Ja tam nie widziałam drogi między tymi domami. Wolałam wyjechać na główną drogę, niż w tych egipskich ciemnościach wylądować na jakimś podwórku.

Senior zaczął się dopytywać o miejsce, w którym Kinga nie widziała drogi. Potwierdził słowa seniorki, że tam między budynkami była wąska, jednokierunkowa droga i gdyby Kinga tamtędy pojechała, najprawdopodobniej bez problemu dotarłaby do autostrady. Kinga postanowiła, że sprawdzi to kolejnym razem.

- Ale jak ty cofałaś do tyłu. - Śmiała się Marta. – Nie wiem, jak ty to zrobiłaś.

- Też nie wiem. - Odpowiedziała Kinga, która z jazdą do tyłu i pod górkę zawsze miała problemy. A tu dwa w jednym i pod wpływem adrenaliny dała rady. Do tego po ciemku. Bezwypadkowo.

Po długim dniu, opiekunka oświadczyła, że uda się do siebie. Seniorka w przypływie dobrego humoru wręczyła jej czekoladę.

- Tego było mi trzeba. - Pomyślała Kinga.

Siadając w swojej sypialni na wielkim łożu rozpakowała czekoladę, która była pokryta białą powłoką. Kinga nie zważając na to, zjadła dwa kawałki. Pomyślała, że była źle przechowywana. Sięgnęła po kolejne dwa i kolejne. W pewnym momencie z ciekawości sięgnęła po opakowanie i zaczęła szukać daty przydatności do spożycia. Widząc, że czekoladę należało spożyć kilka lat wcześniej, sięgnęła po kolejne kawałki czekolady.

- Co mnie nie zabije, to mnie wzmocni. - Pomyślała. – Jutro trzeba będzie zapasy porobić, żebym miała coś do przegryzania w pokoju.

- Dzień jak co dzień. - Pomyślała Kinga wstając wcześnie rano. Po kilku dniach pobytu u Adama i Marty miała wrażenie, że powoli przyzwyczaiła się do starszego małżeństwa oraz do ich trybu życia. Pomimo specyficznych, nie do końca korzystnych warunków, czuła się dobrze w ich domu. Stwierdziła, że odpowiadają jej pod względem mentalności oraz charakterów i że najprawdopodobniej jest to miejsce, gdzie chętnie będzie pracowała dłuższy czas.

Jeśli Kinga czegoś nie znosi, to jest to nuda. U Marty i Adama bywało wesoło, nie było krępacji, wszczynane kłótnie między dwojgiem starszych ludzi, przed którymi ostrzegał ją ich syn, Kinga odbierała bardziej jako hobby, niż jako awantury, które miałyby jej w czymkolwiek przeszkadzać. Kinga sprzeczki uważała wręcz za zabawne i widziała, że potyczki słowne bawią również jej podopiecznych. Tego dnia Kinga wstając, wiedziała, że koniecznie musi udać się na zakupy. Miała tylko nadzieję, że Marta wstanie w miarę wcześnie, by było to możliwe jeszcze przed obiadem.

Tego dnia pojawiła się sprzątaczka Ela. Kingę ucieszył jej widok. Miała nadzieję, że dowie się od niej małe co nieco. Sprzątaczka pokazała jej, gdzie znajdują się środki czystości, gdzie wynosi się śmieci, powiedziała, co dokładnie sprząta. Kinga odetchnęła z ulgą. Sprzątanie mieszkania zawalonego bibelotami sprawiłoby jej wiele trudności. Tymczasem Ela, szybko uporała się z porządkami.

Kinga przeglądnęła lodówkę oraz zamrażalkę, by upewnić się, że ciężko przygotować obiad dla trzech osób z nielicznych produktów. Gdy po godzinie dwunastej zeszła Marta, nie udało jej się namówić na zakupy. Matrona twierdziła, że nie ma potrzeby. Kinga zmieniła strategię i przestała pytać, czy może jechać na zakupy. Po wstępnej dyskusji oświadczyła, że jednak pojedzie na zakupy, bo nie ma z czego ugotować obiadu.

- To jedź, jak musisz. - Rzekła Martha.

Kinga odetchnęła z ulgą. Starucha jednak nawet nie drgnęła, by dać Kindze pieniądze.

- Ale proszę dać mi pieniądze na zakupy. - Rzekła Kinga do seniorki.

- Nie ma takiej potrzeby, by jechać dzisiaj na zakupy. W zamrażalce jest jeszcze ryba.

- Tam są tylko dwa kawałki. - Odpowiedziała Kinga.

- To starczy. - Skwitowała starsza pani.

Kinga ruszyła do zamrażalki. Kolejny raz z rzędu zerknęła na dwa marne kawałki ryby, zastanawiając się, jak mają najeść się tym trzy osoby. Postanowiła mniejszy kawałek przeznaczyć dla mężczyzny, a większy podzielić na pół pomiędzy siebie oraz Marthę.

Dziewczyna obrała resztę ziemniaków. Podgrzała mrożony szpinak i usmażyła rybę w panierce. Kawałek ryby dla Adama smażyła znacznie dłużej, pamiętając, że mężczyzna lubi, gdy smażone produkty, aż chrupią. Co prawda nie miało to nic wspólnego z profesjonalnym gotowaniem, ale o gustach się nie dyskutuje. Kinga przetrzymując kawałek ryby na patelni, myślała o tym, że ryba powinna być w środku szklista, delikatna i wilgotna, a nie sucha, jak wiór. Czuła się, jakby robiła coś wbrew sobie, wbrew wiedzy, jaką posiadała.

Gdy podała obiad do stołu, Adam ruszył dosmażyć swój kawałek, a Marta zaczęła narzekać, że ma bardzo mały kawałek ryby, zerkając na talerz Kingi. Kinga bez emocji oświadczyła, że uprzedzała ją, że ryby jest za mało na trzy osoby, a ona twierdziła, że wystarczy. W głowie miała już plan, że na przerwie pojedzie coś zjeść. Nie miała zamiaru wykłócać się o jedzenie. Jak do tej pory, był to jedyny minus na tej sztelli i Kinga postanowiła uzbroić się w cierpliwość.

Jak też pomyślała, tak też zrobiła. Znalazła fajną piekarnię, w której zamówiła sobie bułkę z mielonym. Na deser zjadła ciastko i napiła się kawy. Gdy wróciła do domu, nie miała w nim żadnych obowiązków. Próbowała ponownie namówić Martę, aby wybrały się na zakupy. Skończyło się na nieudanych próbach.

Do kolacji Kinga postawiła na stół resztki z lodówki. Matrona stękała, że gdy ich syn przyjeżdża, przywozi produkty, za którymi oni nie przepadają i potem muszą to jeść cały tydzień. Mężczyzna jadł bez komentarza, nie będąc świadom, że to resztki jedzenia, jakie mają w domu. Kinga nieco się zdziwiła. Była bowiem świadkiem, jak seniorka przytakiwała synowi, że sery, które przywiózł smakują wyśmienicie. Nie zastanawiała się jednak nad tym długo. Sprzątnęła po kolacji i poszła zła i zawiedziona do siebie.

Dzień świstaka. Kinga wstaje zestresowana. Chce przekonać starszą panią do zrobienia zakupów jeszcze przed obiadem. Kromkę chleba z dżemem, za którym nie przepada, popija kawą cappuccino, która również się kończy. Wynosi śmieci, robi kolejną inspekcję lodówki i zamrażalki, jakby przez noc nie wiadomo skąd, miałyby pojawić się w niej nowe produkty. W lodówce leży zupa z soczewicy w kiszce. Kinga stwierdza, że dwie osoby po takim obiedzie byłyby głodne, a co dopiero trzy. Nie jest w stanie nic mądrego wymyśleć. Przygotowuje listę na zakupy i czekała na Marthę.

Matrona broni się przed zakupami, jak może. Stwierdza, że na obiad będzie spaghetti z sosem pomidorowym. Kinga dostaje paczkę makaronu oraz puszkę pomidorów.

- Mój mąż bardzo lubi spaghetti z sosem pomidorowym. We Włoszech nauczyliśmy się tak jeść. Tylko ja zawsze dodawałam garść świeżej bazylii. Bez bazylii też będzie dobre.

Opiekunka spogląda na puszkę pomidorów, która mogłaby być dodatkiem do czegoś, a nie daniem głównym. Próbuje podpytać seniorki, jak ma z tego ugotować sos, ale Martha nie potrafi jej udzielić żadnych wskazówek.

W koszyku po ziemniakach Kinga znajduje małą cebulkę. Obiera ją i kroi w drobną kostkę, smaży na oleju. Dodaje pomidory, nastawia wodę na makaron. Pomidory bulgotają nie wydając żadnego aromatu. Kinga dodaje cukru, soli, pieprzu, cynamonu, oregano. Doprawia jeszcze raz cukrem, by przełamać kwaśny smak pomidorów. W końcu stwierdza, że z „sosem” nie można zrobić, nic więcej. Kątem oka widzi, jak seniorka wyciąga z lodówki spleśniały żółty ser, który był zachomikowany w szufladce na drzwiach lodówki. Odcina spleśniałą część sera i trze go na tarce. Kinga odcedza makaron. Dodaje do niego odrobinę masła oraz soli go dodatkowo.

- Czymś trzeba doprawić ten makaron z pomidorami. - Myśli. - Tłuszcz to dobry nośnik smaku.

Gdy wszystko znalazło się na stole, opiekunka rusza do salonu.

- Podane do stołu. - Mówi do Adama.

Adam wstaje, chwyta gąbkę, na której siedział, przerzuca ją przez chodzik i pyta:

- Co dzisiaj ugotowałaś?

- Spaghetti pomodoro. - Odpowiada Kinga, powtarzając dumną nazwę dania z puszki, jaką nadała mu podopieczna.

- Oh! Spaghetti pomodoro. - Cieszy się senior. – Uwielbiam spaghetti pomodoro.

Kinga krzywi się, zastanawiając się, z czego tu się cieszyć.

- Jadałam lepsze rzeczy. - Kwituje siadając do stołu. Nie uważam, żeby było to danie, na które można się cieszyć, jak małe dziecko na lody, ale skoro naprawdę je lubicie...

Adam próbuje dania. Zaczyna się krzywić.

- Jakie ostre! - Wrzeszczy.

Kinga próbuje dania. Nie uważa, żeby było ono ostre. Smakuje, jak makaron z pomidorami z puszki. - Znośny makaron z pomidorami, dzięki przyprawom, których użyła. Małżeństwo krzywi się i na przemian narzeka, że spaghetti pomodoro jest bardzo ostre. Starzec dobiera „sosu” do suchego makaronu, przyglądając się, z czego on się składa.

- Ty nie masz pojęcia o gotowaniu spaghetti pomodoro! Nigdy nie byłaś we Włoszech!

Czara goryczy przelała się.

- Może i nie byłam we Włoszech, ale pracowałam we włoskich restauracjach i nie widziałam, aby Włosi kiedykolwiek gotowali coś z puszki. Oni używają świeżych produktów - ryb, rozmaitych warzyw. Gotują na bogato.

Martha krzywiąc się, stwierdza, że sos trzeba było dłużej gotować, bo ona zawsze gotowała sos pomidorowy bardzo długo. Nawet z godzinę.

- Dlaczego gotowała pani bardzo długo? Pewnie miała pani w nim świeże warzywa. W jakim celu miałabym gotować puszkę papki z pomidorów przez ponad godzinę? Powoli mam tego dość.

- Jak masz tego dość, to możesz jechać do domu. - Powiedziała matrona.

- Świetny pomysł! - Odpowiedziała Kinga.

Wstała, nie czekając, aż seniorzy skończą jeść i poszła posprzątać kuchnię po gotowaniu. Adam i Martha wpadli w szał. Kinga nawet ich nie słuchała. Zapytała, czy skończyli i zabrała im talerze spod nosa. Zapakowała suchy makaron do lodówki. Oświadczyła, że to jest śmieszne, że nie może się doprosić o to, by jechać na zakupy, nie ma z czego gotować, a przy obiedzie zarzuca się jej, że nie była we Włoszech i w związku z tym nie umie ugotować Spaghetti pomodoro.

Adam o mało się nie zapowietrzył. Atakom w kierunku Kingi nie było końca. Dziewczyna stwierdza, że wszyscy muszą się uspokoić. W środku awantury wzięła torebkę i powiedziała, że ma przerwę i jedzie na miasto, wywołując tym jeszcze większe zamieszanie i oburzenie. Zamykając drzwi słyszała tylko „spaghetti pomodoro, spaghetti pomodoro…”.

- Dom wariatów! - Pomyślała, wsiadając do auta. – Spaghetti pomodoro! Wiedziałam, że tak będzie. Cieszyli się, jakbym miała im zaserwować królewskie danie, a dostali makaron z pomidorami z puszki, do tego „sos” był w ograniczonej ilości.

Kinga zamówiła dużą kawę z mlekiem i kawałek tortu szwarcwaldzkiego. Po kilku kęsach zadzwonił jej telefon. Przeżuwając ciasto, odebrała połączenie.

- Kinga słucham?

Kinga starała się szybko przełknąć resztki pokarmu. Na telefonie wyświetlało się imię syna podopiecznych. Liczyła się z tym, że będzie musiała opowiedzieć, co kilkanaście minut temu zaszło w domu jego rodziców.

- Przeszkadzam w jedzeniu. - Odezwał się Richard.
- Nie. - Odpowiedziała Kinga. - Jestem na mieście i akurat piję kawę, ale możemy porozmawiać.

Właściwie Kinga cieszyła się na rozmowę, gdyż w końcu mogła poruszyć z kimś rozsądnym temat zakupów, który ciągnął się za nią od początku szteli. Jakże się myliła.

- Moi rodzice życzą sobie, żebyś natychmiast opuściła ich dom. - Usłyszała w telefonie.

Kinga zdębiała ze zdziwienia. W ogóle się tego nie spodziewała. Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, Richard dodał:

- W związku z tym jeszcze dzisiaj masz się spakować i wrócić do Polski.

Pomimo że Kinga była w szoku, poczuła pewnego rodzaju ulgę. Powiedziała, że za jakieś pół godziny będzie w domu i w ciągu maksymalnie pół godziny spakuje się i opuści dom Adama i Marthy.

Opiekunka zakończyła rozmowę i postanowiła poinformować o tym swojego pracodawcę. Pracownik agencji pracy dla opiekunów wysłuchał, co się wydarzyło i stwierdził, że Niemcy nie mogą z dnia na dzień zerwać umowy i w takich sytuacjach mają zadzwonić na numer alarmowy. Wówczas koordynator zlecenia postara się wyjaśnić konflikt.

Kindze było wszystko jedno. Mogła jechać, mogła zostać. Chociaż po takiej akcji syna, w ogóle jej się to nie uśmiechało, by dalej próbować cokolwiek załatwić na szteli. Podejmując decyzję bez poznawania punktu widzenia opiekunki udowodnił, że dla niego jest ona nikim i liczy się jedynie zdanie jego nie do końca rozsądnie myślących rodziców. Dziwny zegar biologiczny seniorów, zero jakiejkolwiek dyscypliny, problemy z zakupami i wożenie tyłka podopiecznej własnym autem bez uzgodnienia, kto za to będzie płacił, przemawiały za tym, aby opuścić to sztele, jak najprędzej. Jednak coś dawało nadzieję Kindze, że nie będzie tak źle. Chyba to, że miała wrażenie, że lubi tych starców. W każdym bądź razie nie zamierzała sprzeciwiać się pracodawcy i zobowiązała się poinformować Richarda o tym, że ma skontaktować się z numerem alarmowym firmy. Sama była ciekawa, co z tego wyniknie.

Oddzwoniła do Richarda.

- To ja, Kinga. - Odezwała się, starając sprawiać wrażenie wyluzowanej. Skontaktowałam się z moim pracodawcą i usłyszałam, że nie mogę ot tak opuścić szteli. Masz obowiązek w takiej sytuacji skontaktować się z numerem alarmowym firmy.

- Niemcy to wolny kraj. - Usłyszała Kinga w telefonie.

Zagotowała się w niej krew. Słowa te w ustach Richarda brzmiały tak, jakby ona była niewolnikiem z Polski, z którym można zrobić, co komu się żywnie podoba. Jej reakcja była natychmiastowa.

- Przepraszam, ale Polska to również wolny kraj i nie zamierzam spędzić ani chwili dłużej z twoimi rodzicami, dlatego proszę cię, abyś zadzwonił na numer alarmowy i jak najszybciej uzgodnił z firmą, abym jeszcze dziś mogła zjechać. Rach ciach.

Kinga odłożyła telefon i uśmiechnęła się sama do siebie.

- "Rach ciach". - Pomyślała. Co też wpadło mi do głowy, żeby mówić do niego rach ciach. Ale w sumie dobrze. Niech sobie nie myśli, że jestem jakimś niewolnikiem, który na siłę chce zostać z jego rodzicami. Jeszcze po tej historii z moją poprzedniczką Wiesią, której też nie chcieli, a która strasznie chciała tu zostać, bo potrzebowała pieniędzy. Będą gotowi pomyśleć, że Polacy to faktycznie jacyś niewolnicy, z którymi można robić, co się komu podoba, a ci niewolnicy i tak będą nalegać, by dla nich pracować.

"Niemcy to wolny kraj" - Co za tupet i poczucie wyższości! A Polska to niby pod zaborem, czy w jakie czasy my się dzisiaj cofnęliśmy. Dobrze, że emocje nie przyćmiły mi umysłu i szybko zareagowałam. "Rach ciach". Haha. Niech w te pędy załatwia sprawę.

Kinga postanowiła nie spieszyć się zbytnio. Wolała siedzieć w kawiarni do podjęcia decyzji, niż w domu seniorów. Jeszcze raz odebrała telefon od Richarda, który nie mógł się dodzwonić na numer alarmowy. Kazała mu dzwonić do skutku. Poinformowała pracodawcę, że Richard nie może się dodzwonić do nich. Firma obstawała przy swoim, Niemcy przy swoim.

- Proszę napisać mi oświadczenie, że zjeżdżam na żądanie podopiecznych. - Rzekła Kinga do Richarda, który kolejny raz do niej zadzwonił, stwierdzając, że nie może skontaktować się z firmą. - Dość już mam tego cyrku. Za pół godziny będę w domu. Z takim oświadczeniem w kilka minut opuszczę dom twoich rodziców.

Kinga wstała od stolika, napisała do pracodawcy, że dostanie zaświadczenie pisemne, że to na żądanie podopiecznych opuszcza ich dom i wraca do Polski. W odpowiedzi otrzymała telefon od firmy z informacją, że nie może opuścić domu seniorów.

- Przepraszam bardzo, ci ludzie wyrzucają mnie z domu. Jak pani to sobie wyobraża? Mam tam siedzieć na siłę i czekać, aż koordynator łaskawie odbierze od nich telefon? A może mam siedzieć w aucie przed domem i czekać na waszą decyzję. Syn podopiecznej powiedział do mnie, że Niemcy to wolny kraj. To działa w dwie strony. Jadę po moje rzeczy i wracam do Polski.

W tym momencie Kinga była zła na pracodawcę, który w takich sytuacjach nie potrafił dostosować się do sytuacji i szybko zareagować. Kinga była pewna, że telefonu od Richarda nie odbierają celowo, grając na zwłokę, zamiast odebrać i albo załagodzić konflikt, albo podjąć ostateczną decyzję.

Gdy Kinga weszła do domu seniorów, w salonie siedział z nimi ich wnuk Kevin. Wręczył jej przygotowane pismo. Kinga rzuciła na nie wzrokiem.

- Tutaj jest napisane, że obie strony podjęły taką decyzję. Ja zjeżdżam na żądanie twoich dziadków, a nie za porozumieniem stron.

- Ale moi dziadkowie mówili, że tęsknisz za domem i rodziną i chcesz zjechać.

- Słucham? - Kingę o mało szlag nie trafił. - Jakie "tęsknię za domem i rodziną"?! Powiedziałam, że mam dość. Nic nie mówiłam o tym, że tęsknię za domem i rodziną. Od kilku dni nie mogę się doprosić, żeby pojechać na zakupy. Dostaję puszkę z pomidorami i makaron, a potem wyzywa się mnie, że nie potrafię gotować. Mam dość tej całej chorej sytuacji.

- Wam tylko zakupy w głowie. Ciągle tylko zakupy i zakupy. Tylko byście wydawały nasze pieniądze. - Wypaliła Martha.

Kinga dopiero w tej chwili zrozumiała, jak potężnego węża w kieszeni miała jej podopieczna. Do Adama również dopiero w tej chwili dotarło, co tak naprawdę się wydarzyło.

- Chwileczkę. - Odezwał się. - Przecież to wszystko trzeba wyjaśnić.

Kinga przez chwilę poczuła, że jej losy jeszcze nie są przesądzone.

- Kolejny raz trzymałam nie z tym człowiekiem, co trzeba. - Pomyślała.

Wnuk seniorów nakazał jednak dziadkowi oraz babci milczenie. Poprawił oświadczenie, że Kinga zjeżdża na wyraźne żądanie dziadków i wręczył je Kindze. Po czym chciał się rozliczyć z Kingą z pieniędzy, jakie wydała na benzynę, wożąc Marthę. Kinga dostała parę groszy.

- Chwileczkę. - Odezwała się.

Była bowiem przygotowana na tą sytuację. Jeszcze w piekarni przeliczyła, ile seniorzy mają jej zwrócić za jazdę jej autem.

- Od kilometra należy się 30 centów.

- Jak umawiałaś się z moimi dziadkami? - Zapytał młodzieniec.

- O jakim umawianiu się ty mówisz? - Odpowiedziała Kinga. Chciałam to załatwić z twoim ojcem, to powiedział, że on się nie będzie wtrącał. Twoja babcia ustawiła się przy moim aucie i nikt się z nikim nie umawiał. Przecież widzisz, jakiego węża ma Martha w kieszeni. Dlaczego miałabym kogoś wozić własnym autem jedynie za zwrot pieniędzy za benzynę. A co ze zużyciem auta. Jeszcze żeby twoi dziadkowie nie mieli auta, a oni oboje mają auto.

Kevin chciał jeszcze dyskutować, ale Adam wyciągnął pieniądze z kieszeni i wyrównał rachunek. Kinga ruszyła do góry, mówiąc, że musi się spakować i to chwilę potrwa.

- Nie ma pośpiechu. - Rzekł Kevin.

Opiekunka spakowała się jednak w ekspresowym tempie. Pięć minut później znalazła się ze swoją walizką na dole. Wszyscy milczeli. Kevin czuwał nad tym, aby jego dziadkowie nie wszczynali awantury.

- Jeszcze w komórce mam swój Thermomix. - Rzekła Kinga i ruszyła do komórki przylegającej do kuchni.

- Tak, tak, bo ty chciałaś gotować na tym swoim urządzeniu. - Skrzeczała Marta.

Kinga zatrzymała się.

- Z powietrza to ani w garnku, ani w Thermomixie nie ugotuje się obiadu, a pani nawet nie potrafi tego docenić, że ktoś wozi drogi sprzęt ze sobą, żeby pani mogła zjeść coś dobrego. Wiele moich podopiecznych i ich dzieci nie posiadało się z radości, że gotuję dla nich w Thermomixie.

Po chwili Kinga siedziała w aucie. Nastawiła nawigację, zrobiła zdjęcie oświadczenia, które wysłała pracodawcy i ruszyła do Polski. W międzyczasie otrzymała informację, że nie może zjechać z takim oświadczeniem. Zjechała, dostała wynagrodzenie i do tej pory pluje sobie w brodę, że trzymała się tej wiedźmy Marthy, zamiast próbować rozmawiać z Adamem. Adam był jednak zapominalski. Dlatego liczyła na rozsądek Marthy, która już na samym początku opowiadała, że zmienniczka Kingi kupowała pięć kostek masła. Dopiero po tej całej akcji Kinga zrozumiała, dlaczego Wiesia tak robiła. Skoro wyciągnięcie seniorki na zakupy, graniczyło z cudem, Wiesia robiła potężne zakupy, jeśli już udało jej się pojechać do sklepu.

Więcej opowiadań o Kindze na szteli znajdziesz tutaj.

Komentarze

Najpopularniejsze artykuły w ostatnim tygodniu

Noce saunowe – sposób na relaks doskonały

Artykuł gościnny W dobie wszechobecnego pośpiechu i ciągłej gonitwy za sukcesem, znalezienie sposobu na relaks i odpoczynek staje się nie tylko pożądane, ale wręcz niezbędne dla zachowania równowagi psychicznej i fizycznej. Wśród wielu metod na odprężenie, noce saunowe wyłaniają się jako jedna z najbardziej atrakcyjnych opcji, łącząc w sobie zarówno korzyści dla ciała, jak i dla ducha. Odprężenie ciała i umysłu Sauna jest miejscem, gdzie tempo życia zwalnia, a myśli stopniowo ustępują miejsca błogiemu relaksowi . Wysoka temperatura i charakterystyczna atmosfera sauny sprawiają, że mięśnie rozluźniają się, a napięcie z ciała ucieka z każdym wydychanym tchem. Regularne korzystanie z sauny przyczynia się do redukcji stresu i napięcia nerwowego, oferując jednocześnie chwilę ucieczki od codziennych obowiązków i problemów. Ponadto, sesje saunowe mogą być doskonałym sposobem na medytację i praktykę uważności, pomagając skupić się na teraźniejszości i własnych odczuciach. Korzyści zdrowot

Wielkanoc w Niemczech – niemieckie słownictwo oraz zwyczaje

Wielkanoc w Niemczech daje pretekst, by ozdobić nie tylko mieszkanie, ale również ogród, który budzi się do życia. Na drzewkach forsycji pojawiają się kolorowe jajeczka. Podobnie, jak w Polsce, typowe dla tego okresu kwiaty to żonkile. Nie spotkałam się w Niemczech z barankiem wielkanocnym. Natomiast króliczek wielkanocny gości w każdym domu. W sklepach półki uginają się od kolorowych pisanek, które można kupić jeszcze długo po świętach. Jeśli chodzi o obrządki kościelne, to nie różnią się one aż tak bardzo od naszych. Jak wygląda Wielki Tydzień w Niemczech Wielki Tydzień, to tydzień przed Wielkanocą. Zaczyna się on Niedzielą Palmową. Niedziela Palmowa to ostatnia niedziela postu. Tydzień wcześniej w kościołach zasłaniane są wszystkie krzyże oraz ołtarze. W Niedziele Palmową święcone są palmy , które kolejnego roku w Środę Popielcową są palone. Wierni naznaczają sobie znak krzyża na czole popiołem uzyskanym ze spalonych palm. Wielki Czwartek – Ostatnia Wieczerza W Wielki Czwartek m

Czysta energia – jak ją pozyskiwać?

Artykuł gościnny Zapotrzebowanie energetyczne każdego domu jest duże – w większości przypadków energia wykorzystywana jest nie tylko do prawidłowego działania sprzętów elektronicznych, ale też do ogrzania pomieszczeń czy wody użytkowej. Rosnące ceny energii sprawiają, że Polacy coraz częściej poszukują alternatywnych źródeł jej pozyskiwania. Alternatywą dla tradycyjnych dostawców i źródeł może być energia odnawialna. Czym jest i jak ją pozyskiwać? Czym jest czysta energia? Termin „czysta energia” odnosi się do odnawialnych źródeł energii, takich jak woda, wiatr, promienie słoneczne, ale też energii pochodzącej np. z geotermiki. Odnawialne źródła energii to doskonała alternatywa dla klasycznych surowców kopalnych (węgiel, ropa), których złoża maleją, a ich cena może być uzależniona od sytuacji geopolitycznej.  W przypadku czystej energii początkowo wykorzystywana była ona przede wszystkim przez duże firmy. Na terenie Polski przez ostatnie dekady powstawały zarówno farmy fotowoltaiczne

Garnitur trzyczęściowy to klasyczna elegancja na ślubie

Artykuł gościnny Trzyczęściowy garnitur ślubny to wybór dla tych panów, którzy cenią sobie tradycję i elegancję. Składający się z marynarki, kamizelki i spodni zestaw jest symbolem formalności i dobrego smaku. Szycie na miarę pozwala na dostosowanie każdego elementu do indywidualnych preferencji Pana Młodego - od długości rękawów po rodzaj użytego materiału. Dzięki temu każdy mężczyzna może poczuć się wyjątkowo w tym ważnym dniu. Garnitur składający się z marynarki, spodni i kamizelki, to wybór dla tych, którzy cenią sobie klasyczną elegancję i formalny styl. Jest to strój, który nigdy nie wychodzi z mody i zawsze prezentuje się doskonale na każdym typie uroczystości. Wybierając garnitur trzyczęściowy na ślub, możemy być pewni, że nasz strój będzie odpowiedni do rangi tego wyjątkowego dnia. Wybór garnituru trzyczęściowego jest również praktycznym rozwiązaniem. Kamizelka podkreśla formalny charakter stroju, ale jednocześnie pełni funkcję dodatkowej warstwy izolującej od chłodu. To sz

Jak zabezpieczyć pergolę tarasową zimą? Podpowiadamy!

Artykuł gościnny Posiadanie pergoli tarasowej niesie ze sobą szereg zalet, ale również obowiązków. Aby utrzymać ją w dobrej formie i latem cieszyć się spokojnym wypoczynkiem, niezbędne jest właściwe zabezpieczenie pergoli na sezon zimowy. Okres ten jest szczególnie trudny dla konstrukcji zewnętrznych ze względu na niesprzyjające warunki atmosferyczne, które - jeśli nie podejmiemy odpowiednich działań ochronnych - mogą negatywnie wpłynąć ich kondycję i skrócić żywotność, albo nawet trwale uszkodzić. Dziś podpowiadamy, jak zabezpieczyć pergolę tarasową zimą. Dlaczego zabezpieczenie pergoli na zimę jest tak ważne? Pergole tarasowe stanowią element tak zwanej małej architektury i są niejako przedłużeniem domu. Najczęściej korzystamy z nich od późnej wiosny, przez cały sezon letni, aż do początku jesieni, kiedy pogoda i temperatura sprzyjają posiadówkom czy pracy na świeżym powietrzu. Jednak pergole, jako konstrukcje zewnętrzne, są narażone na działanie czynników atmosferycznych przez cały

Andrzejki w SPA - jak zrelaksować się i wróżyć z wosku

Artykuł gościnny Andrzejki to tradycyjna polska zabawa, która odbywa się w noc z 29 na 30 listopada. W tym dniu ludzie wróżą sobie z wosku, który rozpuszczają w łyżce nad świecą i wylewają do zimnej wody. Zastygły wosk tworzy różne kształty, które mają symbolizować przyszłość. Andrzejki to także okazja do zabawy i integracji z przyjaciółmi. Jednym ze sposobów na spędzenie tej nocy jest wyjazd do SPA, gdzie można połączyć relaks z wróżbami. Oto kilka propozycji, jak zorganizować taką imprezę. Wybierz odpowiednie miejsce Jeśli chcesz zorganizować Andrzejki w SPA, musisz znaleźć odpowiednie miejsce, które oferuje nie tylko zabiegi i basen, ale także salę, w której można urządzić zabawę. Możesz wybrać hotel, pensjonat lub ośrodek wypoczynkowy, który ma własne SPA lub współpracuje z pobliskim. Ważne jest, aby zarezerwować nocleg i salę z wyprzedzeniem, ponieważ Andrzejki to popularny termin . Możesz też skorzystać z gotowych ofert, które niektóre obiekty przygotowują specjalnie na tę okazj

Zapomnij o żółtych plamach na pościeli. Sprawdź, jak skutecznie się ich pozbyć

Artykuł gościnny  Zainspirowany zdjęciami z Instagrama kupiłeś jasną pościel, aby rozjaśnić nieco wnętrze sypialni lub nadać mu skandynawski charakter. Być może już kilka dni po zakupie zdałeś sobie sprawę, że jasna bielizna pościelowa wyjątkowo szybko się brudzi, a wiele plam jest trudnych do usunięcia. Dodatkowo z biegiem czasu jasne poszewki na poduszki i kołdrę tracą swój blask, a na ich powierzchni pojawiają się nieestetycznie wyglądające żółte plamy. Problem ten dotyczy nawet osób, które niezwykłą wagę przykładają do regularnych zmian i prania pościeli. Warto wiedzieć, że zabrudzenia te nie powodują konieczności wyrzucenia poszewek. Istnieje kilka naturalnych metod czyszczenia, które mogą pomóc usunąć te plamy i sprawić, że materiał będzie znów biały i czysty. W końcu nie ma nic lepszego niż zasypianie w świeżej i ładnie wyglądającej pościeli. Skąd biorą się żółte plamy na pościeli? Nieestetycznie wyglądające żółte plamy na pościeli mogą mieć kilka źródeł. Jednak najczęściej spo

Czy dieta bogata w gluten może powodować tycie?

Artykuł gościnny Czy zastanawiałeś się kiedyś, czy dieta bogata w gluten może przyczyniać się do przybierania na wadze? Gluten, obecny w wielu codziennych produktach, jest często w centrum dyskusji o zdrowym odżywianiu. W tym artykule przyjrzymy się faktom dotyczącym glutenu i jego wpływu na wagę, a także jak zrównoważona dieta może pomóc w utrzymaniu zdrowej masy ciała, niezależnie od obecności glutenu. Co to jest gluten i gdzie go znajdziemy? Gluten, znajdujący się głównie w pszenicy, jęczmieniu i życie. To białko, które nadaje elastyczność i puszystość wielu produktom spożywczym, takim jak pieczywo, makarony czy ciastka. Jego rola w przemyśle spożywczym jest znacząca, ponieważ to właśnie gluten odpowiada za charakterystyczną teksturę tych produktów. Choć jest obecny w wielu codziennych pokarmach,  nie każdy organizm toleruje gluten w ten sam sposób . Dla niektórych może być on źródłem problemów zdrowotnych. Reakcja organizmu na gluten różni się w zależności od jednostki. U niektó

Minimalizm w dekoracjach ścian - prostota, elegancja i harmonia przestrzeni

Artykuł gościnny W dzisiejszym zabieganym świecie, coraz więcej osób szuka sposobów na uproszczenie swojego życia i otoczenia. Jedną z popularnych trendów w dekorowaniu wnętrz jest minimalizm, który skupia się na prostocie, czystości i harmonii przestrzeni. W tym artykule zatytułowanym "Minimalizm w dekoracjach ścian - prostota, elegancja i harmonia przestrzeni", chcemy zapoznać Cię z ideą minimalizmu w kontekście dekoracji ścian. Omówimy zalety minimalistycznych dekoracji, sztukę wykorzystania pustej przestrzeni oraz wpływ koloru i tekstury na minimalistyczne aranżacje. Podpowiemy także jak wybrać odpowiednie elementy dekoracyjne oraz przedstawimy trendy i inspiracje zminimalizowanymi wnętrzami z miasta Poznań. Krok po kroku opiszemy jak stworzyć własną minimalistyczną aranżację ścian oraz udzielimy praktycznych rad dla początkujących w stylowym minimalizmie. Zapraszamy do odkrycia harmonii i elegancji w prostych dekoracjach ścian! Wprowadzenie do minimalizmu w dekoracjach

Pizza z owadami? 13 najdziwniejszych smaków pizzy

Artykuł gościnny Dla przeciętnego Polaka pizza to okrągły placek z sosem pomidorowym i szeregiem dodatków. Najpopularniejsze z nich to na przykład pieczarki, cebula, papryka, szynka czy kurczak. Czasem, decydując się na szczyptę szaleństwa, wybieramy nieco niekonwencjonalne składniki, jak owoce morza, szpinak czy ostre papryczki. Istnieją jednak miejsca, gdzie można spotkać naprawdę wyjątkowe dodatki do tej potrawy, jak mięso z krokodyla lub owady. Jakie są najdziwniejsze smaki pizzy? Oto kilka z nich. Tradycyjna pizza Za kolebkę pizzy uważa się Włochy. I chociaż faktycznie pierwsze pizze pojawiły się w okolicach dzisiejszego Neapolu, to duży udział w ich powstawaniu mieli Grecy, którzy zamieszkiwali tamtejsze rejony. Współcześnie jednak to mieszkańcy Italii nazywają się mistrzami pizzy i to tam najczęściej można zjeść najlepsze wersje tej słynnej potrawy. Tradycyjna włoska pizza to klasyka sama w sobie: ciasto, ser i przyprawy z ziołami, głównie oregano i bazylią, polane najlepszej j