Przejdź do głównej zawartości

Opiekunka Kinga u Honoraty - despotycznej seniorki wymagającej towarzystwa od rana do późnego wieczora.

Sztela mina - Opiekunka Kinga u Honoraty - despotycznej seniorki wymagającej towarzystwa od rana do późnego wieczora.

Wyjeżdżając z agencją pracy dla opiekunów osób starszych nie trzeba martwić się o transport. To pracodawca organizuje oraz opłaca przejazd do Niemiec. Opiekunka osób starszych Kinga woli jednak jeździć własnym autem. Dla niej to duży komfort. Jazda własnym autem daje jej również poczucie bezpieczeństwa. Nie musi się martwić, że będzie musiała czekać na transport np. gdy trafi jej się sztele mina. 

Zapoznaj się z moimi książkami o wyjazdach do pracy w opiece w Niemczech: Perły rzucone przed damy oraz (Bez)silna opiekunka, czyli polsko-niemiecka (bez)nadzieja.

Opiekunka Kinga zwolniła. Spoglądając w lusterko włączyła prawy kierunkowskaz, zmieniła pas i powoli zjechała na zajazd przy autostradzie. Pomimo że była już niemal u celu, zatankowała do pełna.

- Lepiej mieć pełny bak - pomyślała. - Nie wiadomo, co mnie czeka.

Ruszyła do punktu gastronomicznego. Nie była głodna, ale kupiła sobie hotdoga i dużą kawę.

- Lepiej mieć pełen żołądek i odpowiednią dawkę kofeiny - pomyślała. - Nie wiadomo, co mnie czeka.

Pozbywając się 70 centów, skorzystała z płatnej toalety.

- Lepiej opróżnić pęcherz - pomyślała. - Nie wiadomo, co mnie czeka.

Korzystając z dobrego oświetlenia w toalecie poprawiła makijaż. Użyła markowej perfumy, zostawiając za sobą chmurkę słodkiego, jak brzoskwinka, zapachu.

- Lepiej zrobić dobre pierwsze wrażenie - pomyślała. - Nie wiadomo, co mnie czeka.

Czując się, jak wojownik, który rusza na podbój świata, wsiadła do auta.

- Jeszcze godzina jazdy - pomyślała. - Nie wiadomo, co mnie czeka.

Wzięła głęboki oddech, mając nadzieję, że to ukoi jej nerwy. Odpaliła silnik i z impetem wyjechała z miejsca parkingowego.

- Gdzie tak pędzisz, baranie! - Krzyknęła do kierowcy, który niespodziewanie minął ją z lewej strony, przyprawiając ją niemal o zawał.

Wjechała na autostradę i liczyła każdą mijającą minutę.

- Dotarłeś do celu - usłyszała niski, męski głos płynący z nawigacji.

Kinga złapała torebkę, wyszła z auta i ruszyła w kierunku domku z numerem 13.

- Kurcze - pomyślała.- Ciekawe, co mnie tutaj czeka. Show must go on!

Gdy opiekunka Kinga stanęła przed oszklonymi drzwiami, ujrzała poruszającą się po korytarzu, po drugiej stronie drzwi, kobietę. Ta spojrzała w kierunku drzwi, po czym zniknęła w głębi mieszkania.

- Czyżby mnie nie widziała? - pomyślała Kinga.

Wyciągnęła dłoń w kierunku domofonu, podziwiając swoje świeżo zrobione, neonowe paznokcie i dwukrotnie użyła dzwonka. Rozległ się przeraźliwy dźwięk domofonu. Kinga usłyszała głośne, energiczne kroki. Postać, którą widziała chwilę wcześniej, wpadła na korytarz, podbiegła pod drzwi, otworzyła je ze złością i powiedziała:

- Po co dzwonisz? Przecież cię widziałam. Podopieczna ma o tej porze drzemkę po kawie. Miałaś przyjechać o 18.00.

Kinga otworzyła ze zdziwienia szeroko buzię. Mało kiedy nie wie, co powiedzieć. To był właśnie jeden z takich momentów.

- Wejdź, jak już jesteś - rzekła jej rodaczka, otwierając szerzej drzwi. - Powiedziałam podopiecznej, że jesteś. To potrwa trochę, zanim przyjdzie. Ona ubiera się i myje sama.

Kinga weszła zakłopotana do środka. Nie wiedziała, czy ma przepraszać za to, że przyjechała wcześniej, niż zapowiedziała. Jeśli tak, to kogo? Chyba nie opiekunkę?

- Ściągnij buty. Nie masz kapci? Tutaj nie chodzi się w butach. Gdzie ty w ogóle masz bagaż? - usłyszała.

Nie zdążyła odpowiedzieć. Nieuprzejma osoba znowu zniknęła w głębi mieszkania.

- Chodź, co tak stoisz? Ty pracowałaś w ogóle jako opiekunka? Znasz niemiecki? Tutaj trzeba znać niemiecki. Nie dasz sobie rady.

Opiekunka Kinga ruszyła za koleżanką po fachu. Gdy znalazła się w salonie, ujrzała dostojną, starszą damę, siedzącą na głębokim, masywnym fotelu w stylu Ludwika XVI. Obok stały dwa skromne krzesła.

- Siadaj - usłyszała kolejne już w tym miejscu polecenie.

Kinga podeszła do staruszki i wręczyła jej malutki pakunek.

- Co ty jej przywiozłaś? Ona tego nie jada - rzekła opiekunka.- Tutaj jada się produkty z wyższej półki, a ty z ptasim mleczkiem wyskakujesz.

- Dziękuję - odpowiedziała staruszka. - Jak minęła ci podróż? 

Seniorka Honorata zrobiła na Kindze w miarę dobre wrażenie. Rozmowa ze stateczną matroną była, jak to Niemcy mają w zwyczaju, bardzo dyplomatyczna.

O wiele ciekawsza była rozmowa z opiekunką Martą, którą Kinga miała zastąpić. Jako nowoprzybyły pracownik, niebieskowłosa istota nie chciała uchodzić za arogancką, bezczelną, czy źle wychowaną. W związku z tym większość czasu przysłuchiwała się milcząco, analizując w myślach zasłyszane niedorzeczności. Wielokrotnie słyszała o bogactwie podopiecznej, która wywodzi się z rodziny bardzo przedsiębiorczych ludzi. Mało tego - seniorka nadal była w posiadaniu zakładu przemysłowego, którym zarządzała wraz ze swoim przyjacielem. Honorata miała być nie tylko majętna, ale i wykształcona, elegancka, dobrze zorganizowana, z niezwykle sprawnym umysłem. Ponoć starsza pani ze sprytem niemalże zbliżonym do umiejętności światowych hakerów, obsługiwała komputer, surfowała po internecie, czytając najlepsze czasopisma i zamawiając markowe ubrania.

- Chyba będę pławiła się w luksusie - uśmiechnęła się opiekunka Kinga sama do siebie, nie dowierzając, że trafiła do niezwykle majętnej kobiety. Na pierwszy rzut oka podopieczna, jak i jej dom, sprawiały wrażenie raczej przeciętnych.

Było natomiast coś, co bardzo niepokoiło Kingę. Dowiedziała się, że poza przygotowywaniem posiłków, do jej najważniejszych i w sumie jedynych zadań należy dotrzymywanie podopiecznej towarzystwa. Niby nic nowego, ale to dotrzymywanie towarzystwa polegało na siedzeniu na krześle obok podopiecznej od wczesnych godzin porannych do minimum dwudziestej pierwszej godziny.

- Ale jak? Ale po co? - zapytała Martę. I co ty robisz w tym czasie? Przecież to bez sensu. My nie mamy obowiązku siedzieć cały czas z podopieczną.

- Wolę to, niż zmieniać pampersy.

Kinga przełknęła ślinę, nie wiedząc, co powiedzieć. Nigdy nie zmieniała pampersów. Jednocześnie nigdy nie siedziała też non stop przy podopiecznej.

- Jeszcze, żeby to krzesło było wygodne. Ledwo wcisnęłam w nie swój tyłek. Tam nie ma żadnego stolika. I co robicie? Oglądacie telewizję?

- Może Honorata pozwoli ci usiąść na kanapie w rogu. Tam jest ława. Telewizję oglądamy dopiero po kolacji. Za dnia czytamy gazety.

- Ty czytasz gazety? - Kinga spojrzała niedowierzając na Martę, która językiem niemieckim posługiwała się średnio, by nie powiedzieć słabo.

- I ona miałaby czytać te sterty gazet? - pomyślała Kinga. - Pewnie udawała.

- Nie będę przecież cały dzień udawała, że coś mnie interesuje, skoro tak nie jest! - rzekła lekko zbulwersowana.

Na wcześniejszych sztelach Kinga nie raz siedziała z podopieczną. Ale nigdy dlatego, że musiała. Raczej był to naturalny odruch człowieka, który za jedynego towarzysza ma seniorkę, którą się opiekuje. Oglądała telewizję, wybierając interesujące ją programy. Najczęściej staruszki nie przywiązywały wagi do tego, co oglądają. Bardziej zależało im na tym, by nie siedzieć w samotności. Samotność jest straszna. Czasami czuje się potrzebę odizolowania się od wszystkich. Ale samotność na starość ma w sobie coś przerażającego. Zwłaszcza, gdy człowiek nie jest w stanie się czymkolwiek zainteresować. To tak, jakby przestało się istnieć. Jakby świat przestał istnieć. Poza martwymi przedmiotami nie otacza takiego człowieka kompletnie nic. Nic nie ma znaczenia. Nic nie cieszy, nie smuci. Człowiek staje się obojętny, pusty w środku, tak samo, jak puste wydaje się mieszkanie, które w rzeczywistości jest wypełnione masą bibelotów zbieranych niemal przez całe stulecie. Kinga poczuła, jak po plecach przeleciały ją zimne dreszcze na samą myśl o życiu w samotności.

- Żebym nie skończyła tak, jak te kobiety, którymi się zajmuję. Ciągle tylko praca i praca. Nie mam czasu na własne życie.

W rzeczywistości podopieczne miały czas na własne życie. Zazwyczaj były to jednak gospodynie domowe, które skupiły się na wychowaniu dzieci i dbaniu o dom. Wykonywanie tych dwóch zadań wypełniało im każdy dzień. Dzieci urosły, wyprowadziły się, a one pozostały z niczym. Cztery kąty, które kiedyś cieszyły, stały się obce. Brakło im gwarnego życia, bez którego dalsza egzystencja straciła sens.

Siedząc w swoim pokoju Kinga przeglądnęła okno na świat, jakim był jej smartphone.

- Będzie dobrze - pomyślała. Ja nie nudzę się we własnym towarzystwie. Nawet jeśli na starość zostanę sama, mogę przecież robić mnóstwo rzeczy.

Podwinęła nogi pod siebie, uderzając się kolanem z brodę.

- Jutro pierwsze, co zrobię, to zapytam, czy mogę mieć wolne w tym czasie, gdy do podopiecznej przychodzi sprzątaczka - pomyślała. Przed wyjazdem nie pytałam o dodatkowy czas wolny. Ale skoro jest okazja, grzechem byłoby z niej nie skorzystać.

Kinga dowiedziała się bowiem od Marty, że sprzątaczka Berta przychodzi na pięć godzin i tego dnia nie trzeba gotować obiadu. Kwestia obiadu nieco ją zaskoczyła. Stara wyga wytłumaczyła jej, że Berta je obiad wieczorem z mężem i starsza pani zrezygnowała z obiadu, aby napić się wspólnie ze sprzątaczką herbaty i zjeść coś lekkiego - konkretnie twaróg z owocami.

- To nie jecie tego dnia obiadu? - oburzyła się Kinga. - Z pewnością nie zrezygnuję z ciepłego posiłku.

Gdy emocje opadły, przemyślała to na chłodno. Stwierdziła, że skorzysta z tego, że nie musi gotować obiadu i spróbuje wytargować sobie dodatkowy czas wolny.

Kinga zerknęła na zegarek. Zbliżała się północ.

- Jak ten czas szybko leci - pomyślała.- Tyle wrażeń pierwszego dnia. Jutro będzie z pewnością jeszcze więcej emocji.

Naciągnęła opaskę na oczy, przytuliła się do poduszki i niemal natychmiast zasnęła.

Opiekunka Kinga wstała wcześnie rano. Do jej dyspozycji było całe mieszkanie na pierwszym piętrze, do którego podopieczna Honorata nie miała dostępu w związku z ograniczoną mobilnością. 

Starsza pani została przedstawiona przez agencję oraz przez poprzednią opiekunkę, jako osoba w pełni mobilna. W rzeczywistości już pierwszego dnia Kinga dostrzegła w kącie salonu wózek inwalidzki. Marta wspominała o nim podczas rozmowy telefonicznej, ale gdy tylko Kinga zasygnalizowała, że jeździ wyłącznie do osób fizycznie sprawnych, zapewniano ją, że seniorka nie korzysta z tego sprzętu. Podczas wstępnej rozmowy z Honoratą okazało się, że jednak na zewnątrz porusza się ona na wózku. Trochę to Kingę zaniepokoiło. Przyglądając się starszej pani, miała jednak wrażenie, że kobieta jest na tyle sprawna, by nie potrzebowała pomocy w poruszaniu się po mieszkaniu. Honorata uwiła sobie gniazdko na parterze, na którym faktycznie poruszała się samodzielnie. Natomiast podczas wszelkich wyjść towarzyszył jej przyjaciel. Kinga odetchnęła z ulgą. Nie potrafiła sobie wyobrazić siebie, pchającej wózek. Opiekowała się kiedyś bardzo aktywną panią, która chodziła przy pomocy chodzika. Składanie chodzika, wkładanie go do bagażnika, wyciąganie i bieganie wokół podopiecznej, która oczekiwała, że opiekunka podsunie jej rolator pod nos, zanim ta zdąży pstryknąć palcem, było niezwykle stresujące i męczące. 

Ograniczona mobilność Honoraty miała pewien plus - nigdy nie pojawiała się ona w mieszkaniu opiekunki, gdyż nie czuła się na siłach, by pokonać prowadzące do niego schody. Kinga mając pełną swobodę w swoim królestwie, włączyła MTV, wzięła prysznic, zrobiła sobie kawę i cieszyła się, że może spokojnie zacząć dzień, bez zrzędzącej kobiety nad głową, która czepia się wszystkiego - włącznie z poranną toaletą opiekunki, która jest czystym marnotrawstwem wody. 

Odkąd Kinga pracuje w opiece, kawa smakuje jej tylko w samotności. W towarzystwie starszej pani i jej rodziny każdy łyk rośnie jej w buzi. Zwłaszcza, gdy dochodzi do rozdzielania resztek kawy z dna dzbanka, których oczywiście szkoda wylać, a na które z powodu udawanej skromności mało kto ma odwagę się skusić. Tak samo wygląda sytuacja z nadmiarem ciasta. Zazwyczaj leży na talerzu mały, nic nie winny kawałek ciasta, którego szkoda mrozić (w Niemczech mrozi się niemal wszystko), a którego zjeść też nikt nie ma odwagi. Kinga czuje się w takich sytuacjach zażenowana. Chciałaby, aby Niemcy zaznali kiedyś polskiej gościnności - zero spiny, talerz pełen różnych ciast, po które każdy sięga wielokrotnie, kawa dla każdego, której nie szkoda ani wypić, ani wylać. A gdy impreza się przedłuży, na stole ląduje wszystko, co znajdowało się w lodówce. 

UWAGA!!!
Polacy w lodówce trzymają wszelkiego rodzaju produkty spożywcze. U Niemców największą przestrzeń wypełnia światło (którego nie można marnotrawić wpatrując się zbyt długo w niemal pustą przestrzeń). Oprócz efektów zużycia drogocennej energii można w niej dojrzeć, dżem, masło, jogurt, jajka i śmietankę do kawy. 

W Polsce przy przedłużającej się wizycie i do zamrażalki się sięgnie, szykując spontanicznie strawę dla gości. Nie wypada przecież, żeby byli oni głodni. W Niemczech, gdy każdy zje po kawałku ciasta i uda się rozlać resztki kawy, sprząta się ze stołu w mgnieniu oka i właściwie oznacza to, że goście lada chwila się rozejdą. 

Kinga zrobiła sobie dolewkę. Delektując się parzoną kawą, zrobiła makijaż, związała kitkę i stwierdziła, że najwyższy czas zejść na dół.

Gdy weszła do mieszkania podopiecznej, doszły ją odgłosy z łazienki. Dziewczyna ruszyła do kuchni, by przygotować śniadanie. Gdy była niemal gotowa, usłyszała kroki staruszki. Wyszła jej naprzeciw.

- Dzień dobry - powiedziała do Honoraty.
- Dzień dobry - odpowiedziała seniorka. - Już jesteś?

Było to raczej pytanie retoryczne, które do końca pobytu padało codziennie. Godzina, o której Kinga schodziła do pracy, była bowiem z góry ściśle określona.

Honorata zmówiła głośno modlitwę przed śniadaniem. Wspomniała, że Marta również zmawiała modlitwę. Co prawda staruszka nie rozumiała wówczas ani słowa, ale robiły to na zmianę. Kinga poczuła niepokój na samą myśl, że miałaby odmawiać jakąkolwiek modlitwę przy stole. 

Śniadanie trwało ponad godzinę. Seniorka cieszyła się, że ma z kim porozmawiać o gospodarce, polityce, aktualnych wydarzeniach. Dla Kingi była to raczej nudna, sztuczna rozmowa, którą prowadziła automatycznie. Gdy Honorata pytała ją o coś, o czym Kinga nie miała zielonego pojęcia, dziewczyna zmyślała, licząc na to, że podopieczna i tak nie będzie w stanie zweryfikować tych wiadomości. Najważniejsze było uniknięcie niezręcznej ciszy. 

W trakcie śniadania zadzwonił domofon. Kinga ruszyła otworzyć drzwi. Starsza pani nawet nie drgnęła, chociaż wiedziała, że to służby medyczne przyszły założyć jej podkolanówki uciskowe. Dopiero gdy pracownik Caritasu wszedł do kuchni, matrona zaczęła wygrzebywać się zza stołu. Prowadziła przy tym konwersację, co było jednoznaczne z przeciąganiem w czasie wyjścia zza stołu. Starsi ludzie mają to do siebie, że nie mogą robić kilka czynności na raz - jeśli akurat mówią, zaprzestają wykonywania innej czynności. Kinga podziwiała cierpliwość służb medycznych. Sama musiała spędzić cały dzień z Honoratą. Było jej więc wszystko jedno, czy jest szybka i zwinna, czy może gramoli się, jak żółw. Gdyby jednak pracowała na godziny i musiała się zmieścić w czasie z obsługą kilku lub nawet kilkunastu pacjentów, brakło by jej do nich cierpliwości. Po śniadaniu Honorata ruszyła na swój fotel w salonie. Kinga sprzątnęła. Usiadła na chwilę przy stole, zastanawiając się, co dalej, gdy doszedł ją głos z salonu:

- Tutaj jestem kochana - informowała starsza pani.

Opiekunka ruszyła sprawdzić, o co chodzi.

- Przyniesiesz mi gazetę? - Usłyszała. - Powinna już być w skrzynce na drzwiach.

Kinga zastanawiała się chwilkę, dlaczego podopieczna sama nie przyniesie sobie gazety. Ruszyła jednak w kierunku drzwi wejściowych. Wyciągnęła gazetę, wróciła do salonu, podała ją matronie i już chciała się wycofać, gdy usłyszała:

- Podaj mi długopis.

- Odstaw tą część gazety. Nie, nie. Kawałek dalej. Drugą stroną. Ale złóż ją porządnie.

- Przynieś mi poduszkę. Nie, nie tą. Tą mniejszą.

- Tam nad telewizorem jest mój notatnik.

- W kuchni jest kalendarz. Przynieś mi.

Kinga zaczęła myśleć intensywnie.

- W którym miejscu? - Zapytała.

- Tam gdzie zawsze. - Usłyszała.

- Tam gdzie zawsze! - Pomyślała podminowana już Kinga.

Weszła do kuchni i zaczęła rozglądać się za kalendarzem. Na logikę liczyła, że będzie wisiał na ścianie. Myliła się. Próbowała podejść do problemu praktycznie.

- Jeśli Honorata korzysta z niego często lub nawet codziennie, to musi być gdzieś w zasięgu ręki.

Spojrzała na półkę nad krzesłem, na którym wcześniej siedziała staruszka. Sięgnęła dłonią do sterty papierów umieszczonej na niej. Widząc kalendarz odetchnęła z ulgą.

- Tam, gdzie zawsze. - Pomyślała.- Co za szczęście, że nie musiałam długo szukać.

Gdy podawała matronie kartkę z kalendarzem, ta zapytała ją, którą część gazety chce czytać.

- Nie czytam gazet. - Odpowiedziała.

- Z Martą do południa czytałyśmy gazety. Powiedziała stanowczo starsza pani, wręczając jej część z nekrologami.

Kinga nie wiedząc, co począć, przyjęła podarunek, usiadła na krześle obok fotela podopiecznej i zaczęła czytać. Po chwili odłożyła gazetę i sięgnęła do kieszeni po smartphone. Starsza pani spojrzała na nią krytycznym wzrokiem.

- Moje pokolenie śledzi informacje w internecie. Przy okazji dowiem się, co dzieje się w Polsce i w rejonie, z którego pochodzę.

Wymówka ta brzmiała dla Honoraty wiarygodnie. Przytaknęła z aprobatą głową i powróciła do swojej lektury. Kinga przejrzała Facebooka, poflirtowała z nowopoznanym na Sympatii mężczyzną, po czym korzystając z aplikacji z grami, zaczęła wypróbowywać wszystkie po kolei, szukając wciągającej gry, którą wypełni czas spędzony u stóp podopiecznej przez kolejne tygodnie.

W pewnej chwili zerwała się z krzesła informując seniorkę, że musi udać się do kuchni, by sprawdzić, co może ugotować tego dnia na obiad. Wyciągnęła ziemniaki, warzywa, owoce i zapaczkowane mięso mielone, chcąc sobie przygotować wszystko do obiadu. Będąc na szteli zawsze przygotowuje sobie wszystko - myje, obiera i kroi warzywa i owoce, marynuje, czy panieruje mięso. Potem ma spokojną głowę i pół godziny przed obiadem nastawia wszystko. Niestety plan podopiecznej był zupełnie inny.

- Kinga, co tam robisz? - Usłyszała.

- Chcę sobie przygotować produkty do obiadu. - Odpowiedziała.

- Zaczniesz o 11.30. Chodź tutaj.

Kinga wróciła zszokowana do salonu. Wcisnęła swoje pośladki w obramowanie krzesła, chwyciła telefon i kontynuowała grę w porzucone przed chwilą Koło fortuny.

Gdy opiekunka Kinga przystąpiła do gotowania obiadu, gonił ją czas. W pocie czoła obrała warzywa i owoce. Nastawiła ziemniaki, przygotowała surówkę i sałatkę owocową na deser. Wyrobiła mięso na mielone i uformowała kotlety. Gdy mrużąc oczy, odlewała nad zlewem wodę z ziemniaków, do mieszkania wszedł przyjaciel seniorki - Jürgen. 

Podopieczna nie pytając, czy obiadu wystarczy dla trzech osób, zaprosiła gościa do stołu. Zaskoczona Kinga dostawiła trzeci talerz. Zastanawiała się, jak podzielić cztery kotlety na trzy osoby. Niepotrzebnie. Gość nałożył sobie dwa, nie pozostawiając domownikom wyboru. Posiłek zakończył się słowami, że tam, gdzie najedzą się dwie osoby, trzecia również nie odejdzie od stołu głodna. 

Kinga zacisnęła język między zębami. Minęło zaledwie pół dnia, a ona miała serdecznie dosyć tego upodlenia. Najpierw kilka godzin warowała u stóp podopiecznej, jak pies, by następnie udać się głodną na przerwę. Dziewczyna postanowiła jednak milczeć. Przez kilka lat pracy w opiece nauczyła się, że czasami warto ugryźć się w język, odczekać, zastanowić się, a przede wszystkim uspokoić się. Słowa wypowiedziane w nerwach, mogą zepsuć wszystko. Pomimo głodu Kinga miała mieszane uczucia odnośnie miejsca pracy. Liczyła na to, że będzie to dobra sztela. Miała nadzieję, że zdoła ją ustawić tak, aby obie strony były zadowolone. 

Robiąc dobrą minę do złej gry, sprzątnęła ze stołu i przyłączyła się na chwilę do konwersacji, tracąc swój cenny czas wolny. Była jednak zdania, że nie wypada inaczej. Jürgen i Honorata wpatrywali się w nią, jakby na twarzy miała wypisane negatywne emocje, które targały nią w tym momencie. W końcu Kinga oświadczyła, że uda się do siebie na przerwę. Niczego bardziej nie pragnęła, jak przeszukania bagażu w poszukiwaniu resztek żywności przywiezionej z Polski. 

Wbijając swoje białe, zdrowe zęby w soczyste jabłko, pomyślała, że do Jezusa jej daleko. 

- Ile tego było? - Zastanawiała się Kinga. - Dwie ryby, pięć bochenków chleba i tysiące ludzi! A nas zaledwie troje i wstałam głodna od stołu!

Dziewczyna zdawała sobie sprawę z tego, że gdyby ten sam posiłek podzieliła z innymi ludźmi, w inny sposób, a nawet w taki sam, faktycznie mogłoby się okazać, że każdy byłby syty. Problem nie leżał w ilości, tylko w zależności, w nieliczeniu się z nią, w tym, że ona jest Polką, a oni Niemcami. Próbując stłumić wzrastający w niej gniew, ruszyła do łazienki. Gdy sięgała po szczoteczkę do zębów, ujrzała swoje odbicie w lustrze. Parsknęła śmiechem. Nad jej prawą powieką wisiała przyklejona firaneczka, utkana z czarnej delikatnej nici. To były jej sztuczne rzęsy. Na chwilę poprawił się jej humor. Gdy opanowała śmiech, powróciły negatywne uczucia.

- Jacy oni są drętwi. Dlatego patrzyli na mnie tak dziwnie. Dlaczego nikt z nich nie zwrócił mi na to uwagi? - Pomyślała.

Odkleiła sztuczne rzęsy. Wzięła do ręki telefon, by podzielić się ze zmienniczką swoimi wrażeniami. 

- Ja tam czułam się, jak u siebie w domu. - Otrzymała pierwszego SMS-a.

Pomimo że zmienniczka Marta próbowała ją wesprzeć, Kinga czuła ogromną złość. Złość na samą siebie, że jest taka inna, że nie potrafi wszystkiego bezkrytycznie zaakceptować, że zawsze szuka dziury w całym, że nie potrafi docenić tego co ma, że tak rzadko jest za coś wdzięczna, że wciąż się złości i chce gwiazdki z nieba - pracy, w której będzie czuła się szanowana. 

Przy okazji dowiedziała się, że Jürgen codziennie jest niespodziewanym gościem w porze obiadowej. Była to cenna informacja, która w przyszłości miała zaoszczędzić Kindze niepotrzebnych nerwów. 

Opiekunka Kinga bez najmniejszego entuzjazmu ruszyła na parter, by kontynuować swoją pracę. Dwugodzinna przerwa minęła, jak z bicza trzasnął. Potrzebowała kawy. Liczyła na to, że nie tylko postawi ona ją na nogi, ale doda jej siły, by przetrwać w nowym miejscu i wymyśleć, jak wybrnąć z tej chorej sytuacji, która na nim panuje. Nie potrafiła sobie wyobrazić, że spędzi sześć tygodni przybita do krzesła obok podopiecznej, wykonując jej polecenia. Do tego wydawane nieprecyzyjnie...

W pierwszej kolejności opiekunka nastawiła w kuchni ekspres do kawy. Następnie wyciągnęła ciasto z lodówki i zaczęła otwierać po kolei wszystkie szafki w kuchni, szukając serwisu do kawy. Gdy ujrzała filiżanki, złapała dwie i już chciała sięgnąć po talerzyki, gdy z progu usłyszała głos podopiecznej:

- Z tego serwisu będziemy piły?
- A z którego? - Zapytała Kinga.
- Z tego, co zawsze. - Odpowiedziała Honorata. 

Po czym odwróciła się na pięcie i wróciła do salonu na swój tron. 

- Z tego, co zawsze. - Pomyślała Kinga i zaczęła otwierać kolejne szafki w poszukiwaniu serwisu "tego, co zawsze". 

W kuchni nic nie znalazła. Ruszyła więc do salonu.

- Gdzie jest ten serwis, z którego mamy pić kawę? - Zapytała. 

Podopieczna spojrzała na nią z niewyraźną miną, jakby sama nie do końca wiedziała, gdzie on się znajduje. 

- Tam, gdzie zawsze. - Wypaliła. 
- Tam, gdzie zawsze. - Pomyślała Kinga. 

Westchnęła głęboko i ruszyła do kuchni jeszcze raz przeszukać szafki. Gdy przechodziła przez jadalnię, coś ją tchnęło. Spojrzała na zabytkowy kredens. Podeszła do niego i cichaczem zaczęła odkrywać jego wnętrze. 

- Tam, gdzie zawsze. - Szepnęła, znajdując właściwy serwis. 

Gdy wszystko było gotowe, ruszyła do swojej pani i władcy, by zapytać, gdzie będą piły kawę. Usłyszała:

- Tam, gdzie zawsze. 

Kinga poczuła się, jak w ukrytej kamerze. Rozejrzała się wokół siebie. Nic nie sprawiało wrażenia, żeby to była jakaś telewizyjna zasadzka.

- Czyli?  - Zapytała zniecierpliwiona.
- Tutaj. - Odpowiedziała Honorata, wskazując miejsce, na którym siedziała. 

Kinga spojrzała na stolik, na którym stała lampka. Wskazując go dłonią rzekła: 

- Ale tutaj jest za mało miejsca. 
- Trzeba dostawić stolik. Odpowiedziała starsza pani. 

Kinga, bojąc się odpowiedzi, zapytała: 

- Który?
- Ten, co zawsze. - Otrzymała mało zaskakującą informację. 
- To znaczy? 

Honorata wskazała palcem. Kinga podążyła wzrokiem za palcem. Następnie ruszyła niepewnie we wskazanym kierunku, oglądając się co chwilę na podopieczną. 

- Dalej, dalej. Mówiła matrona. 

Kinga wyszła z salonu ogrodzonego od jadalni szklanymi drzwiami i obserwując palec podopiecznej, wylądowała za kolejnymi drzwiami. Był to korytarz prowadzący do biura i do sypialni podopiecznej. Czując się, jak detektyw Monk, trzymając się ramy drzwi, przekroczyła próg biura, rozglądając się uważnie. 

- Stolik! - Odetchnęła z ulgą. 

Przy ścianie stał złożony stolik. Wjechała nim do salonu i wzięła się za jego rozkładanie. 

- Ja pitolę! - Myślała przy tym. Następnym razem nie będę taka głupia. Opiekunka, którą będę zmieniała, będzie mi musiała opowiedzieć wszystko ze szczegółami. 

Gdy kawa została podana do stołu, Kinga w ekspresowym tempie spałaszowała swój kawałek ciasta. Zgłodniała od licznych zagadek w stylu "tam, gdzie zawsze". Na kawę potrzebowała znacznie więcej czasu. Gdy próbowała się nią delektować, rozległ się dźwięk domofonu. Kinga ruszyła do drzwi. Gdy je otworzyła, ujrzała starszego mężczyznę z papierowym workiem w dłoni. Wpuściła go do środka. Mężczyzna przedstawił się. Nie chciał jednak wejść bez zapowiedzi. Opiekunka na wzór lokaja ruszyła do salonu. 

- Pan Skawiński do pani. - Rzekła. 
- Wprowadź go. Otrzymała odpowiedź. 

Wróciła na korytarz i poprosiła tajemniczego pana do mieszkania. Ruszył za nią posłusznie. 
Honorata podała mu dłoń i wskazała miejsce, na którym jeszcze chwilkę temu siedziała Kinga. 

- Możesz wszystko sprzątnąć. - Poleciła.

Dziewczyna odniosła naczynia do kuchni, po czym wróciła do salonu, by odstawić stolik tam, gdzie zawsze. Usiadła w kuchni i delektowała się kawą. 

- To niesamowite. - Wystarczy, że dzieli mnie ściana od tej kobiety, a kawa smakuje o wiele lepiej. 

- Kinga! - Usłyszała. 

Ruszyła do jaskini lwa. 

- Podaj mi mój portfel. 
- Gdzie jest?
- Tam, gdzie zawsze.

Kindze z nerwów podeszła wypita właśnie kawa do gardła. 

- W garderobie, w torebce. - Odpowiedział pomocnie pan Skawiński. 
- Dziękuję. Odpowiedziała Kinga, ruszając w stronę garderoby. 

Gdy ujrzała na ścianie kilka przewieszonych torebek, pomyślała:

- Świetnie, teraz zostawię wszędzie odciski palców, a gdy zginie kupa szmalu, stwierdzą, że to opiekunka ukradła. 

Nie mając innego wyjścia, zabrała się do przeszukiwania torebek. 

- Jest! Tam, gdzie zawsze! 

Kinga spojrzała jeszcze raz na torebkę, by zapamiętać, gdzie ma szukać portfela kolejnym razem. Seniorka zapłaciła dostawcy kosmetyków parę groszy, zamieniła z nim kilka słów, po czym Kinga usłyszała:

- Kinga, odprowadź pana do drzwi. 

Zamykając za nim drzwi, dziewczyna dowiedziała się, że mężczyzna pochodzi z Polski i zjawi się ponownie za kilka dni. Bez najmniejszego entuzjazmu wróciła na swoje miejsce u boku podopiecznej, zastanawiając się, co ją jeszcze spotka tego dnia. 

Kindze od siedzenia na niewygodnym krześle ścierpły nogi. Oparcie krzesła wbijało się jej w uda, powodując nieprzyjemny ból. Poprawiła pozycję siadając na brzegu krzesła. Dłońmi przeciągnęła po obolałych udach, wyczuwając miejsce, w które wcześniej wbijało się krzesło.

- Nie dam rady. - Pomyślała.

Zebrała w sobie całą swoją odwagę, wstała z krzesła i oświadczyła, że usiądzie na kanapie w rogu salonu. Starsza pani spojrzała na nią zdziwiona.

- To krzesło jest zbyt wąskie na moje pośladki. Oświadczyła zawstydzona dziewczyna, demonstrując problem poprzez ponowne wciśnięcie się w siedzisko.

Seniorka spojrzała na wylewające się spod poręczy krzesła ciało. Nawet nie była zbytnio zaskoczona, tak jakby już wcześniej była tego świadoma. Rozglądnęła się po salonie. Przy okrągłym stole stały identyczne krzesła. Seniorka wskazała palcem jedno z nich i poleciła Kindze wymienić obecne krzesło na to wskazane palcem. Dopiero po chwili Kinga zdała sobie sprawę z tego, że "nowe" krzesło nie ma podłokietników. Nie odczuła jednak najmniejszej ulgi. Tak naprawdę nie miała ochoty siedzieć przy seniorce i uciskające ją krzesło miało być jedynie pretekstem do oddalenia się i przyzwyczajania starszej pani, że opiekunka nie musi warować u jej stóp. Próba uwolnienia się ze "smyczy" nie powiodła się. Rozczarowana Kinga zamieniła krzesła i nie mogąc pozbierać myśli, patrzyła się jakiś czas w ekran telefonu.

- Czas na kolację. - Usłyszała.

Okazało się, że kolację jada się w miejscu, w którym spędza się większość dnia - pani i władca siedząc na swoim tronie, a opiekunka obok, na krześle. Gdy Kinga przyniosła podopiecznej kanapkę i herbatę, ta poleciła jej zapalić świeczkę na szafce obok. Kinga spojrzała na bożonarodzeniową dekorację. W szklanym, wysokim na metr naczyniu, na złocistym piasku, wśród gałązek choinki i kolorowych bombek była umieszczona, gruba, biała świeca. W pierwszej chwili dziewczyna pomyślała, że ta dekoracja jest na prąd. Nie dostrzegła jednak żadnego kabla prowadzącego do naczynia. Spojrzała z góry na świecę. Plastikowy płomyk kołysał się od podmuchu jej oddechu. Poprzez otwór, do którego był przymocowany, można było dostrzec części elektryczne umieszczone we wnętrzu świecy.

- Jak to się włącza? - Zapytała starszej pani.

Matrona spojrzała na nią zdziwionym wzrokiem i odpowiedziała:

- Zapałkami.

Kinga spojrzała na nią z niedowierzaniem. Bez najmniejszego sprzeciwu poszła jednak do kuchni po zapalniczkę, którą używała do zapalenia gazu.

- Może to jakaś lampa naftowa. - Pomyślała. - A ten płomyk nie jest z plastiku tylko ze sznurka i prowadzi do buteleczki z naftą, ukrytej we wnętrzu świecy.

Wsadzając rękę głęboko w naczynie, przyglądała się częściom wewnątrz świecy widocznym przez niewielki otwór.

- Boże, żeby mi to nie wybuchło w twarz. Pomyślała.

Zawahała się chwilkę. Zerknęła na podopieczną i oznajmiła, że to nie jest zwykła świeczka i ją z pewnością nie zapala się zapalniczką.

- Zapalże ją w końcu. Rzekła oburzona starucha.

- Boże, żeby to była lampa naftowa. - Pomyślała Kinga, odpalając zapalniczkę.

W tej samej chwili poczuła swąd palącego się plastiku.

- Tego nie można zapalić zapalniczką. Rzekła.

- Owszem. - Otrzymała odpowiedź.

Nie wiedząc, co począć, Kinga ponownie próbowała zapalić świeczkę zapalniczką. Oprócz śmierdzącego dymku unoszącego się ze świątecznej dekoracji Kinga wyraźnie widziała, jak plastikowy płomyk zaczyna się topić i nijak nie chcę zacząć płonąć.

- Ja pitolę! - Pomyślała zdenerwowana, wyciągając rękę z wnętrza naczynia.

- To nie jest zwykła świeczka!- Rzekła stanowczo, przyglądając się staruszce.

- Pokaż. - Rzekła do niej starsza pani.

Kinga podniosła naczynie i podsunęła je pod nos podopiecznej. Ta przyglądała się chwilkę, po czym wsadziła rękę do środka, wyciągnęła świecę, odwróciła ją do góry nogami i włączyła, przesuwając umieszczony na dole świecy przycisk.

- Ja pitolę! - Pomyślała Kinga. Przecież to było do przewidzenia. Ale w życiu bym nie pomyślała, żeby wygrzebywać tą świecę z tych idealnie ułożonych gałązek i bombek. Co za pomysł. Widziałam takie świeczki na cmentarzu, ale żeby w domu robić z nich świąteczną dekorację? Jeszcze ten stanowczy ton tej kobiety, która kazała mi zapalić świeczkę zapalniczką... Ona nie ma pojęcia, co ma w domu. Pewnie ktoś jej to podarował. A teraz ja wyszłam na idiotkę, bo tak mocno wierzyłam w to, co ona mówi.

- Pozamiataj ten piasek. - Rzekła podopieczna. - I ułóż te gałązki, żeby wyglądało ładnie.

Kinga zrobiła porządek. W powietrzu unosił się zapach spalonego plastiku. Dziewczyna nie mogła się uspokoić. Miała wrażenie, że traci zmysły.

- Przecież ja jestem tak przerażona i posłuszna tej matronie, że nie mogę myśleć. Jak ja mogłam próbować zapalić tą cholerną świeczkę zapalniczką?!

Czuła, jak rodzi się w niej coraz większy bunt. Miała coraz mniej zaufania do tego, co mówi starsza pani. Wiedziała, że albo wkrótce sama zacznie decydować o tym, co robi i będzie robiła to nieskrępowanie, bez żadnego stresu, czy strachu przed matroną, albo zwariuje.

- Nigdy nie potrafiłam myśleć pod wpływem tak negatywnego stresu. - Pomyślała. On działa na mnie destrukcyjnie. Muszę przestać się bać tej kobiety. Kim ona jest? Zwykłą staruszką, która myśli, że musi i może mną dyrygować.

Po kolacji w końcu przyszedł czas na oglądanie telewizji. Kinga czekała na to cały dzień. Przyszło jednak kolejne rozczarowanie - gusta starszej pani odnośnie programów telewizyjnych rozminęły się całkowicie z gustami jej opiekunki. Kinga wpatrzona w komórkę skontaktowała się ze zmienniczką.

- To do której ogląda się tą telewizję?

- Do 21.00, ale czasami dłużej.

- Ale ja na pewno muszę przy niej siedzieć?

- Czasami idzie wcześniej spać, ale rzadko - pocieszała ją zmienniczka.

- Ale dlaczego ja mam tutaj siedzieć?

- Na koniec ona ci powie, gdzie, co masz odłożyć i odprowadzisz ją do sypialni. Wytrzymasz.

- Wytrzymam? - Pomyślała Kinga. - Ale dlaczego ja mam to wytrzymać?

W dalszym ciągu nie rozumiała, dlaczego ma siedzieć przy podopiecznej.

Około 22.00 seniorka postanowiła zakończyć dzień.

- To połóż tu, to tam, nie tak, inaczej, kawałek dalej, przynieś mi to, podaj mi to, odłóż to, popraw to...

Kinga udała się do swojego pokoju załamana.

- Ja taka nie jestem. Ja tego nie zniosę! - Myślała. - Dlaczego ja mam tak warować?!

Jak robot usiadła na łóżku i bezmyślnie kontynuowała poznaną tego dnia grę, by nie zamartwiać się tym, jak bardzo jest niezadowolona z tego, co zastała w nowym miejscu pracy.

Opiekunka Kinga wstała o poranku w nieco gorszym nastroju, niż pierwszego dnia. Wciąż żyła nadzieją, że uda jej się dokonać pozytywnych zmian i będzie to dobra sztela. Nie miała jednak zielonego pojęcia, jak się do tego zabrać. Pocieszała się, że podopieczna jest miła, nie czepia się jej wyglądu, nie każe jej ciężko pracować, nie głodzi jej. Zamrażalka w piwnicy była wypełniona pudełkami z Bofrostu. Co prawda mrożone produkty, gotowe posiłki i ciasta nie zachwyciły Kingi, ale przynajmniej wiedziała, że w tym domu nie będzie problemów z zaopatrzeniem. Dodatkowo seniorka poinformowała opiekunkę, że będzie ona dostawała każdego tygodnia 120 euro na zakupy.

- Taką kwotę ustaliłam z opiekunką Izabelą, która była tutaj kilka dni, zanim przyjechała Marta. Zgadzasz się z tym? Marcie tyle wystarczało.

Kinga, w związku z uwagą, że dwie opiekunki były zadowolone z tej kwoty, potraktowała pytanie o zgodę, jako pytanie retoryczne. Mimo wszystko przytaknęła, wyrażając zgodę. Czuła ulgę, że przynajmniej kwestia zakupów została załatwiona tak, jak należy. Nie było to dla Kingi niespodzianką. Marta wspominała jej z entuzjazmem o budżecie domowym. 

- Dupy nie urywa. - Pomyślała wówczas Kinga. Przy właściwym gospodarowaniu powinno wystarczyć na wszystko. Również na niektóre produkty dobrej jakości i drobne zachcianki. Ot taka normalna, przeciętna, właściwie minimalna kwota na zakupy. 

Snując plany wprowadzania zmian, Kinga zeszła po schodach. Zaczął się kolejny dzień świstaka. 

Z łazienki Honoraty dochodziły ją odgłosy pluskania. Dziewczyna wzięła się za przygotowywanie śniadania. Gdy po mieszkaniu rozniósł się zapach kawy, w jadalni, graniczącej z kuchnią, pojawiła się Honorata ze słowami na ustach:

- Już jesteś?

Kinga wyszła staruszce naprzeciw. Podała jej sweter, który przez noc wietrzył się na krześle.

- Dzisiaj ubiorę inny. - Rzekła matrona. - Odnieś ten do szafy i przynieś mi ten niebieski z białymi paskami. 

Kinga udała się do garderoby w poszukiwaniu opisanego swetra. Pomogła seniorce go nałożyć i przystąpiły do śniadania. Seniorka włączyła radio i co chwilę pytała Kingi o zdanie na temat tego, o czym mówiono właśnie w wiadomościach. Tego dnia dziewczyna była jeszcze na etapie, na którym rozmowy z seniorką ją cieszyły. Wymiana poglądów, szlifowanie języka, kontakt z inteligentnym człowiekiem - trudno tego nie docenić, po licznych seniorkach, które od wczesnego ranka darły się, jak opętane. Kinga starała się więc, jak mogła, by zrobić na seniorce dobre wrażenie. W pewnej chwili dojrzała ona samochód służb medycznych, parkujący pod oknem kuchennym. 

- Przyjechali założyć pani podkolanówki uciskowe. Rzekła Kinga, w nadziej, że matrona zacznie wygrzebywać się zza stołu.

Sama ruszyła otworzyć pracownikowi drzwi. Gdy wróciła z nim do kuchni, seniorka siedziała niewzruszona przy stole. 

- Dlaczego dzisiaj tak wcześnie? - Zapytała.

Kobieta ubrana na cebulkę, w firmowej, czerwonej, puchowej kurtce zarzuconej na ramiona, która kolorystycznie pasowała do jej przemarzniętego nosa, zaczęła tłumaczyć, że starają się przyjeżdżać o ustalonej porze, ale w tej pracy należy się liczyć z półgodzinnym poślizgiem w jedną i w drugą stronę. Honorata zaakceptowała odpowiedź i zaczęła wygrzebywać się zza stołu. Ze stoickim spokojem, typowym dla panów i władców, ruszyła do jadalni, w której poddała się porannym czynnościom medycznym wykonywanym przez Pflegedienst. 

Kinga, jak przystało na lokaja, czuwała nad wszystkim, by móc odprowadzić gościa do drzwi. Gdy wróciła do stołu, seniorka poruszyła temat uchodźców, biedy w krajach trzeciego świata, dobrobytu w Niemczech oraz obowiązku wspierania potrzebujących, który ciąży na obywatelach żyjących w krajach lepiej rozwiniętych. Kinga przytaknęła głową. W duchu pomyślała sobie, że sama wiecznie na problemy finansowe. Z ledwością wiąże koniec z końcem, Stara się nie być dla nikogo ciężarem. Tak bardzo chciałaby móc wspierać swoją rodzinę. Nie tylko finansowo. Pragnęła być blisko swoich starych, schorowanych rodziców. Niestety nie stać jej na to.

- Jeśli miałabym komukolwiek pomóc, zaczęłabym od swojej rodziny. - Pomyślała. - W moim otoczeniu jest tyle potrzebujących ludzi. Nie muszę ich szukać setki, czy tysiące kilometrów stąd. Do tego straszny mi z niej dobroczyńca zatrudniający opiekunkę w systemie 24h z krajów Europy wschodniej. Jak można być takim ślepym snobem? Jednym wysyłać pięć euro na ryż, który ponoć ma wystarczyć na cały miesiąc, a z innych robić całodobowego sługę. Dumała rozdrażniona Kinga.

Nie podzieliła się jednak swoimi przemyśleniami ze staruszką. W milczeniu kontynuowała posiłek, rozmyślając nad tym, jak jej rodzice obracają w dłoni każdą złotówkę, zanim ją wydadzą. Do tego ta jej praca, która jest jedną wielką niewiadomą. Nigdy nie wiadomo, jak podejść do danego problemu, nie urażając nikogo, nie doprowadzając do konfliktu, agresji, niezadowolenia, wyrzucenia opiekunki na bruk. 

Matrona nie znosiła ciszy. Pragnęła ona rozmów o sprawach tego świata. Co ciekawe nigdy nie poruszała osobistych tematów. Jakby były one nieistotne. Kinga była więc zmuszona do wypowiadania się na tematy, które ją nie interesowały i do których nie miała obecnie głowy. Wzmianka o potrzebujących wprowadziła ją w zły nastrój. W tym momencie sama czuła się, jak taka potrzebująca, która znalazła się patowej sytuacji. Postanowiła zmienić temat na sprawy bardziej przyziemne. Oświadczyła seniorce, że chciałaby tego dnia zrobić zakupy. 

- Z rana chcesz je robić? - Zapytała zdziwiona Honorata.

- Tak. - Odpowiedziała Kinga. - Zawsze staram się najważniejsze obowiązki wykonać do południa. Poza tym potrzebujemy coś na obiad. 

- Marta robiła zakupy popołudniu. Ty masz właściwie auto, więc zdążysz przed obiadem.

- To Marta nie jeździła na zakupy samochodem? - Zapytała Kinga, wiedząc, że w garażu matrony znajduje się auto.

- Nie. Odpowiedziała Honorata. - Przecież ona nie miała samochodu. Czasami szła dwa razy jednego dnia, jeśli trzeba było zrobić większe zakupy.

Kinga mogła zaobserwować, jak włoski na jej rękach stają dęba.

- Tyle na temat pomocy potrzebującym! - Pomyślała. - Auto w garażu, a opiekunka pół dnia znosi żarcie i papier do dupy swojej królowej. 

Próbując pozbierać myśli, wzięła się za sprzątanie po śniadaniu. Wkładając ostatnią filiżankę do zmywarki, przypomniała sobie o gazecie, którą powinna podać swojej królowej. Ta zdążyła już usadowić się na swoim tronie. Kinga ruszyła do drzwi wejściowych. Wyciągnęła ze skrzynki lekko wilgotną od płatków śniegu gazetę i ruszyła do salonu. Podając staruszce zwoje papieru z najświeższymi wiadomościami, oznajmiła, że za kilka minut pojedzie na zakupy. Wykonała kilka poleceń Honoraty i poszła do kuchni sporządzić listę zakupów. Pod stołem dojrzała skrzynkę z pustymi butelkami po wodzie mineralnej. Sprawdziła w piwnicy, czy nie ma tam zapasów wody. Zastała tam kolejne dwie skrzynki po wodzie mineralnej. Postanowiła zapytać się Honoraty, w  którym sklepie kupuje się tą wodę, by nie jeździć po omacku w poszukiwaniu marki, do której podopieczna jest przyzwyczajona. 

- Ja i Marta piłyśmy wodę z kranu. Odpowiedziała matrona. - Ona jest tak samo wartościowa, jak woda butelkowana. 

Kinga zacisnęła zęby. To nie pierwszy raz przekonywano ją do wartości odżywczych kranówy. Nie, żeby była taka delikatna, ale obecność trzech skrzynek po wodzie dobrej marki świadczyła o tym, że seniorka nie zawsze wypełniała swoje królewskie puchary wodą prosto z kranu. 

- No ale przecież kupowała pani wcześniej wodę. Może kupić chociażby dla gości.

- Wyślę po nią sprzątaczkę. - Odpowiedziała Honorata. 

Kinga poddała się. Postanowiła kupić herbatę z pokrzywy i parzyć ją w dzbanku, póki nie zostanie zakupiona woda mineralna. Poprosiła o pieniądze na zakupy. Na prośbę podopiecznej wyciągnęła portfel z torebki "tej co zawsze". Otrzymała trzy banknoty. Odłożyła portfel na miejsce. Ubrała się i udała się swoim autem na zakupy. Głos płynący z nawigacji podpowiadał jej, jak ma jechać. Kinga rozglądała się, próbując zapamiętać drogę. 

- Przy lepszej pogodzie będę chodziła na nogach. - Rozmyślała.

Zdziwił ją jednak brak chodnika wzdłuż drogi. Wyjeżdżając z wioski, rozglądała się po polach, zastanawiając się, jak czuła się jej zmienniczka, idąc wzdłuż tej drogi na zakupy, do sklepu, który leżał w szczerym polu.

- Boże, co za upodlenie! - Pomyślała. - Przecież ona była jedynym człowiekiem, który chodził do tego sklepu na pieszo. Do tego czasami nawet dwa razy dziennie!

Nadszedł dzień, w którym to opiekunka Kinga planowała zrobić sobie dzień wolny i wyrwać się na kilka godzin z domu Honoraty. Wstała wcześnie rano podekscytowana. Przy komputerze zaplanowała swoją wolną połówkę dnia. Była przekonana, że nic nie stanie jej na przeszkodzie, by po śniadaniu mogła zwiedzić pobliskie miasto. Dzień wcześniej podjęła już próbę uświadamiania seniorki, że chciałaby skorzystać z tego, że w domu będzie sprzątaczka, wychodząc w tym czasie z domu. Honorata nie stawiała oporu, ale nie do końca zrozumiała, że Kindze chodzi o to, by mieć wolne za każdym razem, gdy przychodzi sprzątaczka. Opiekunka w urabianie starszej pani postanowiła wciągnąć ową kobietę. O tym, że należy żyć w dobrych stosunkach z pozostałym personelem seniorów, wiedziała nie od dziś. 

Wchodząc do mieszkania staruszki Kinga wpadła na kosz pełen ubrań, ustawiony tuż przy drzwiach.

- Dzień dobry, już jesteś? Zanieś ten kosz do pralni. Dzisiaj przychodzi sprzątaczka.

Kinga posłusznie ruszyła z partią ubrań z całego tygodnia do piwnicy, w której znajdowała się pralnia. Chwilkę zastanawiała się, czy włożyć pranie do pralki. Stwierdziła jednak, że jeśli pierze się tego dnia, kiedy przychodzi sprzątaczka, to z pewnością jest to jej zadanie, a nie opiekunki. Mogłaby jej pomóc, nastawiając pranie. Wiedząc jednak, że w tym domu robi się wszystko "tak, jak zawsze", postanowiła nie ryzykować. Nie daj Boże posortowałaby ciuchy nie tak, jak powinna, albo wyprała w innej temperaturze, niż przywykła do tego seniorka. Wykonawszy więc zadanie dla idioty, wróciła przygotować śniadanie. 

Podczas posiłku w radiu poruszano gorący w tym czasie temat uchodźców. Honorata kontynuowała swoją śpiewkę z dnia poprzedniego o działalności charytatywnej, czyli o wysyłaniu pięciu euro na ryż dla głodujących, o zużytych ubraniach dla potrzebujących oraz o sklepach, w których sprzedawane są produkty, z których część dochodu przeznaczana jest do niesienia pomocy ludziom w krajach trzeciego świata. Kinga oswoiła się z tym, że Honoracie leży na sercu dobro ludzi biedniejszych od niej. Pomagała im na swój sposób. W końcu nie ma w tym nic złego. Niestety opiekunka miała wrażenie, że są to działania podejmowane na pokaz - forma szpanu wśród niemieckiej "elity". 

Tuż po śniadaniu zjawiła się sprzątaczka Berta. Już na progu zapytała Kingę, czy włączyła ona pranie. Dziewczyna zawstydzona odpowiedziała, że nie była pewna, czy powinna to zrobić. 

- Marta zawsze to robiła. - Odpowiedziała Berta. 

- No cóż. Pomyślała Kinga. 

- Będę wiedziała kolejnym razem. - Odpowiedziała. 

Sprzątaczka przywitała się z Honoratą. Wręczyła jej podarunek - paczkę własnoręcznie upieczonych ciastek świątecznych i zabrała się do pracy. Kinga nie zwlekała długo z przystąpieniem do planu opuszczenia domu seniorki. Odnalazła Bertę w jednym z pomieszczeń i zaczęła ją wypytywać, jak wygląda dzień, gdy ona przychodzi. Podzieliła się z nią swoimi planami. 

- No pewnie, przecież ty musisz wyjść z domu. Marta zostawała, ale nie ma takiej potrzeby. Ja z Honoratą jemy w południe twaróg z malinami. Twoja poprzedniczka też jadła z nami. Tzn. na początku gotowała sobie obiad, bo ona lubiła zjeść coś treściwego, ale po jakimś czasie nauczyła się jeść to, co my. 

Temat posiłku tego dnia, gdy przychodzi sprzątaczka, był dla Kingi tematem drażliwym. Postanowiła więc tego nie komentować. Wciąż nie mogła pojąć, jak można doprowadzić do takiej sytuacji, że opiekunka nie je obiadu, tylko zadawala się twarogiem. Gdyby nie fakt, że Kinga planowała zjeść na mieście, wynikła by z tego powodu niezła awantura. 

Niestety uświadamianie starszej pani, że opiekunka wróci dopiero po obiedzie, nie poszło tak łatwo. Honoracie, przyzwyczajonej do tego, że Marta nigdy nie wychodziła w tym czasie, trudno było zrozumieć, że Kingi nie będzie kilka godzin. 

- To nie będzie dla ciebie problem, żeby przygotować twaróg i herbatę? - Zwróciła się Kinga do Berty.

Po reakcji kobiety zdała sobie sprawę z tego, że będzie to jednak problem. Skończyło się na tym, że Kinga dostała przepustkę, aby wysłać ważną pocztę, po czym miała wrócić do domu, by przygotować obiad. Nieco rozczarowana Kinga ruszyła na miasto. Wysłała pocztę. Rozejrzała się po mieście. Kupiła sobie bułkę z ciepłym plastrem Fleischkäse, wiedząc, że tego dnia nie będzie jadła obiadu.

- Źle się do tego zabrałam. - Pomyślała. - Kolejnym razem wyjdzie mi to lepiej.

Po powrocie do domu, opiekunka postanowiła zakręcić się koło sprzątaczki, by wyczaić co nieco sytuację. Zapytała o wodę mineralną, o to, gdzie składa się szkło, gdzie wynosi się śmieci, co z praniem, prasowaniem. Poprosiła również Bertę, aby powiedziała, co konkretnie sprząta, żeby potem nie było zgrzytów, że opiekunka czegoś nie robi, a powinna. 

Berta powiedziała głośno to, o czym już wcześniej myślała Kinga.

- Przecież wy (opiekunki) mogłybyście kupić wodę i drobiazgi, które Honorata zawsze każe mi kupować, wywieźć szkło itd. Niestety seniorka jest uparta i chce, żeby wszystko było tak, jak zawsze. A ja nie mam na wszystko czasu. Przecież to zaledwie kilka godzin. Dwoję się i troję, żeby temu podołać, a wy umieracie z nudów.

- Dokładnie. Przytaknęła Kinga. Trzeba przyzwyczaić podopieczną do tego, że opiekunka też może wykonać jakieś zadania. Tymczasem moim obowiązkiem jest siedzenie przy niej, nie wiadomo w jakim celu. Tak samo z tymi terminami u lekarzy. Pierwszy raz spotkałam się z czymś takim, że opiekunka jest na miejscu, a gdy trzeba gdzieś pojechać z podopieczną, wzywana jest osoba trzecia. Mam wrażenie, że Honorata nie do końca rozumie, od czego jest opiekunka osób starszych. Od tego siedzenia przy niej można zwariować. 

- I posprzątać byście mogły. Ja przychodzę i ledwo się wyrabiam. Marta sprzątała u góry.

Słowa te wprawiły Kingę w osłupienie. 

- Sprzątać - pomyślała. - To w jakim celu miałaby przychodzić Berta? Figa z makiem z pasternakiem. A o to pranie też się spytam podopiecznej. 

Kinga nie miała problemu ze sprzątaniem domów podopiecznych. Jeśli jednak przychodzi sprzątaczka, do opiekunki należy utrzymanie porządku, natomiast cotygodniowe porządki tj. odkurzanie, przecieranie podłogi, czy wycieranie kurzy należy do sprzątaczki. Można by się spierać odnośnie sprzątania mieszkania na pierwszym piętrze. Miało ono jednak jakieś dwieście metrów i Kinga nie korzystała z niego. Poczuwała się jedynie do sprzątania własnego pokoju i łazienki. Zresztą kiedy miałaby to robić, skoro nie może odejść od Honoraty na krok. Chyba nie podczas tych dwóch godzin przerwy?! Dziewczyna w życiu by z nich nie zrezygnowała dla latania ze szmatką i wycierania kurzu w pomieszczeniach, z których nikt nie korzysta. 

Kinga dowiedziała się również co nieco o Bercie. O tym, że ma ojca w domu starców oraz że raz w tygodniu pomaga przy spotkaniach dla seniorów. Słowo "ehrenamtlich" (charytatywnie) padło wielokrotnie. 

- Ohne Geld (bez pieniędzy). - Zaznaczyła Berta, by mieć pewność, że Kinga zrozumiała, że poświęca ona czas dla innych ludzi i nie otrzymuje za to wynagrodzenia. 

Opiekunce słowo "charytatywnie" już od dłuższego czasu wychodziło uszami. Ponownie pomyślała o tym, jak to ludzie zagłuszają swoje wyrzuty sumienia. Nie dostrzegają problemów wokół siebie, zrzucają je na barki innych, czasami nawet wykorzystują potrzebujących, a sami angażują się w coś, co kosztuje ich znacznie mniej siły, czy pieniędzy. Lepiej przecież brzmi "co miesiąc wysyłam pieniądze dla dzieci w Afryce", niż "zatrudniam opiekunkę zgodnie z prawem pracy". Do tego wydatki są o wiele mniejsze. Trudno wzbudzić ochy i achy mówiąc, że opiekuje się ciężko chorym rodzicem. Łatwiej zdobyć uznanie, opowiadając, że wydaje się charytatywnie posiłki seniorom.

Z mieszanymi uczuciami Kinga wróciła do kuchni. Ubiła śmietanę, zmieszała z twarogiem, cukrem i rozmrożonymi malinami. Zaparzyła herbatę. Pokroiła struclę bożonarodzeniową i poprosiła Honoratę i Bertę do stołu. 

- Pobłogosław Panie Boże te dary... - Berta zaczęła modlitwę. - Miej w opiece Kingę i jej rodzinę, która została w Polsce. Obdarz ich zdrowiem, radością i siłą. Spraw, aby czas rozłąki nie był dla nich aż tak bolesny oraz by po powrocie ich więzi stały się jeszcze mocniejsze. 

Kindze przeszły po plecach ciarki. Chyba pierwszy raz w życiu słyszała, jak ktoś modli się za nią i jej rodzinę. Doceniała fakt, że ktoś pomyślał, że może jej być ciężko. Zaczęła mieć wyrzuty sumienia. Podczas posiłku bacznie obserwowała Bertę, która opowiadała o tym, jak to każdy człowiek jest inny, że trzeba każdego zaakceptować z jego dziwactwami. Opiekunka zdała sobie sprawę z tego, że rytuał jedzenia twarogu z malinami jest dziwactwem starszej pani, która potrzebowała towarzystwa. Berta urobiona po pachy, znajdowała jeszcze czas, by na koniec pracy usiąść na pół godziny ze seniorką i porozmawiać z nią, jak z człowiekiem, a nie jak z pracodawcą. 

Przygotowując kolację, Kinga zdała sobie sprawę z tego, jaką pracę wykonała sprzątaczka. Honorata miała idealny porządek w domu. Nic nie stało w przypadkowym miejscu, wszystko popakowane, poukładane równo, jak od linijki. Opiekunka otworzyła jedne drzwiczki kredensu.

- Przecież ja ten cukier położyłam inaczej. - Pomyślała. Ta kasza i ryż też nie stały w jednym rządku i nie zamknęłam pudełka.

Sięgnęła po chleb. 

- Przecież ja wrzuciłam ten woreczek byle jak do szafy. Dumała.- Strucle zapakowałam w opakowanie, w którym była kupiona, teraz leży szczelnie owinięta folią spożywczą.

Otworzyła lodówkę. Wszystkie owoce i warzywa, które Kinga wrzuciła luzem do szuflady na warzywa, były poukładane w plastikowych pojemnikach.

- Szok! - Stwierdziła Kinga. - Ona w każdej szafie zrobiła porządek. 

Od tej pory Kinga zwracała ogromną uwagę na to, jak odkłada dany produkt do szafki, by nie przysparzać Bercie dodatkowej pracy. 

- Chyba źle ją oceniłam. - Pomyślała. - Jeśli ona od lat robi tu takie porządki, musi być niezwykle pracowitą i cierpliwą kobietą. Nie wiem, jak ona zdołała zrobić to wszystko w tak krótkim czasie. I nawet nie upomniała mnie, bym przywiązywała większą uwagę do tego, w jaki sposób odkładam rzeczy, które używam. 

Opiekunka Kinga wstała w złym nastroju. Usiadła na fotelu w swojej sypialni i spoglądała na zegarek, by na czas zejść do Honoraty. Nawet nie miała ochoty na poranną kawę. Zaczęła wątpić w to, że zdoła ustawić sztelę tak, by chętnie się na niej pracowało. Jednocześnie nie miała żadnego poważnego powodu, by zjechać wcześniej.

- Trudno. - Pomyślała. - Przeżyję te sześć tygodni. Potem ponownie będę musiała szukać czegoś nowego. Jak ludzie mogą chcieć wracać w takie miejsce? 

Tej nocy spała bardzo źle. Śniło jej się, że siedzi na podłodze u stóp podopiecznej. Obok siedział biały pudelek. Merdał ogonem i od czasu do czasu dawał głos. Honorata nagradzała go smakołykami, które wyciągała z pudełeczka po piernikach. Od czasu do czasu głaskała po głowie Kingę. Po przebudzeniu opiekunka nie mogła się pozbyć uczucia, które zawładnęło nią w trakcie snu. 

- Nie jest dobrze. - Pomyślała, narzucając na ramiona sweter. 

Czuła chłód. Najprawdopodobniej z niewyspania. Ruszyła na parter. Zabrała się za przygotowywanie śniadania. Ten sam serwis. Te same produkty na stole. Ta sama stacja radiowa. To samo zdanie, wypowiedziane z ust podopiecznej na przywitanie. Inny pracownik z Caritasu, z tą samą cierpliwością w stosunku do grzebiącej się matrony, mającej wieczność na założenie podkolanówek uciskowych. Ta sama dyskusja o uchodźcach... I nagle pojawia się nowy temat. 

- Jakie wy macie stowarzyszenia w Polsce. - Zapytała seniorka.

Kinga zastanawiała się chwilkę. Wiedziała, jakie są w Niemczech, ale w Polsce? Pytanie ją zaskoczyło. Nigdy się nad tym nie zastanawiała. Była świadoma, że w Niemczech należenie do stowarzyszenia (Verein) jest w dobrym tonie. Tak samo jak wysyłanie pieniędzy na ryż dzieciom w Afryce. Kinga, zmęczona rozmowami ze staruszką, od niechcenia odpowiedziała, że nie ma pojęcia. 

- Jak to nie wiesz? - Odpowiedziała zbulwersowana staruszka.- Musisz przecież wiedzieć, jakie stowarzyszenia są w Polsce.

- Nic nie muszę wiedzieć. Odpowiedziała Kinga. - Możemy zmienić temat? 

Kinga nie miała ochoty zastanawiać się nad tym, ani wymyślać, jakiegoś kłamstwa na poczekaniu. Tego ranka nie była w stanie na jakikolwiek wysiłek intelektualny.

- Jak ty się do mnie odzywasz? - Rzekła starucha. - Zadałam ci pytanie. Odpowiedz.

- Nie wiem, jakie w Polsce są stowarzyszenia. Od siedemnastego roku życia większość czasu przebywam w Niemczech. Nie chcę rozmawiać na ten temat. - Kinga szła w zaparte.

- Jesteś bezczelna. 

Oburzenie starszej pani sięgało zenitu. Im bardziej seniorka naciskała, tym mniej Kinga miała ochotę się nad tym zastanawiać. Miała ochotę wykrzyczeć Honoracie prosto w oczy, że w Polsce ludzie nie żyją na pokaz. Pomagają ludziom bezinteresownie. Nie muszą tego zaznaczać wielokrotnie w trakcie rozmowy. Natomiast, jeśli chcą się z kimś spotkać lub robić coś interesującego, mają przyjaciół, z którymi to robią i nie muszą od razu należeć do jakiegokolwiek stowarzyszenia.

- Proszę zakończmy ten temat, bo nie chcę nikogo obrażać. - Rzekła Kinga. 

Wstała od stołu i zaczęła sprzątać. 

- Słuchaj, gdy do ciebie mówię! - Wrzasnęła Honorata.

Dziewczyna usiadła. Matrona stanęła nad nią i zaczęła wykład na temat jej nieodpowiedniego zachowania. Kinga milczała. Było jej wszystko jedno. Tego, że nie ma prawa nie rozmawiać na nieinteresujący ją temat, w życiu by nie przewidziała. Gdy seniorka gderała jej tuż nad głową, Kindze przed oczyma stanął obraz jej rodziców. 

- Koło gospodyń wiejskich było u mnie na wsi. - Pomyślała. - Kółko różańcowe. Ojciec też chodził na jakieś spotkania. Co to mogło być? Kółko rolnicze. Wspólnota modlitewna odnowy... Koło łowieckie... 

Stwierdziła, że jest za późno, by dzielić się tymi informacjami ze starszą panią. Była tak zła na reakcję podopiecznej, że postanowiła nigdy więcej nie angażować się w rozmowy podczas śniadania. 

- Przecież nie mam obowiązku rozmawiać na wszystkie możliwe tematy. Jeśli z rana chce zjeść śniadanie w spokoju, mam do tego prawo. - Dumała. 

- Ja ci pokażę! - Pomyślała Kinga, ściskając usta, na myśl o tym, jak to teraz będzie całymi dniami milczała.

Czas do obiadu dłużył się niemiłosiernie. Starsza pani energicznie przerzucała strony gazety, szeleszcząc złowieszczo. Kinga gapiła się w ekran telefonu. 

- Pieprzone stowarzyszenie! - Myślała. - Jakby mało problemów było na tej szteli!

Kobiety zjadły obiad w milczeniu. Po czym każda poszła w swoją stronę. Kinga na przerwie nie mogła się zdrzemnąć, chociaż była niewyspana. 

- Jest coraz gorzej. - Pomyślała. Jak ja nie chcę tu pracować. Jak ja mam się teraz zachować w stosunku do niej? 

Gdy przyszedł czas na kawę, zeszła zestresowana na dół. Przygotowała posiłek. Nagle rozległ się dzwonek do drzwi.

- Spodziewa się pani kogoś? - Rzekła do Honoraty, mając wrażenie, że coś się święci i z pewnością ta wizyta ma coś wspólnego z panującą w tej chwili atmosferą. 

- Poskarżyła się komuś. - Pomyślała.- Będzie jeszcze większa afera.

Ruszyła otworzyć drzwi. W wejściu stała młoda dziewczyna.

- Dzień dobry. Jestem koordynatorem. Nazywam się Agnieszka. 

- Ja pitolę! Prosto do firmy zadzwoniła! - Pomyślała Kinga. - Z powodu głupiej rozmowy o stowarzyszeniach!

- Pani umówiła się na wizytę dzisiaj? - Zapytała opiekunka, chcąc zorientować się, czy wizyta koordynatora ma miejsce z powodu tego, co wydarzyło się podczas śniadania.

- Nie. - Odpowiedział gość.

Kinga zestresowana sytuacją ze starszą panią i zaskoczona wizytą przedstawiciela firmy w najmniej odpowiednim momencie, rzekła:

- Pierwszy raz w Niemczech spotykam się z czymś takim, że ktoś przychodzi bez zapowiedzi. Proszę wejść. 

Opiekunka była świadoma, że nie zrobiła na koordynatorce dobrego wrażenia. Była jednak tak podminowana całym dniem, że najchętniej spakowałaby się i pojechałaby do domu. Wprowadzając gościa do salonu, zauważyła lęk w oczach seniorki.

- Teraz to pewnie ona myśli, że ja zadzwoniłam do firmy, że jest problem na zleceniu- . - Pomyślała rozbawiona Kinga. 

- Przyszłam się dowiedzieć, czy u was jest wszystko w porządku. - Zaczęła Agnieszka. 

- Tak. - Odpowiedziały zgodnie podopieczna i opiekunka. Po czym nabrały  wody w usta. 

Koordynatorka próbowała nawiązać rozmowę. Nie udawało jej się to. Spoglądała to na matronę, to na Kingę, nie wiedząc co począć.

- Ok, skoro wszystko jest w porządku, to ja już pójdę. - Zakończyła i ruszyła w kierunku wyjścia. 

Kinga poszła za nią. Na progu Agnieszka ponownie zapytała, czy wszystko jest w porządku.

- Tak. - Odpowiedziała Kinga. - Nie! - Poprawiła się szybko. - Ale to nie jest temat na chwilę obecną. Do takiej rozmowy muszę się przygotować. Pierwszy raz spotkałam się z tym, że koordynator przychodzi bez zapowiedzi. Zadzwonię, gdy będę gotowa na rozmowę. Muszę wszystko przemyśleć i spisać na karteczce. Koordynatorka stała, jak wryta, nie wiedząc, co zrobić.

- Do widzenia. - Rzekła Kinga zamykając drzwi.

Wróciła do salonu. Podopieczna siedziała w dalszym ciągu zdębiała.

- To ci moment wybrała na wizytę. - Dumała Kinga.

Nie do końca była pewna, czy te odwiedziny nie miały nic wspólnego z porannym zdarzeniem.

Opiekunka Kinga i jej podopieczna Honorata nie zdołały jeszcze pozbierać myśli po wizycie koordynatora, gdy w mieszkaniu rozległ się dźwięk domofonu. Opiekunka ruszyła do drzwi. Gdy je otworzyła, ujrzała przyjaciela seniorki Jürgena. W jego wizycie nie było nic nadzwyczajnego. Właściwie przychodził on codziennie. Najczęściej w porze obiadowej, Czasami, gdy miał do załatwienia swoje własne sprawy, pojawiał się dopiero wieczorem. Dostawił sobie drugie krzesło w pobliżu tronu Honoraty i bez żadnego wstępu, zapytał, co działo się rano przy śniadaniu. 

Kindze temat porannej rozmowy wychodził uszami. Od początku pobytu na szteli dusiła w sobie wiele poważnych tematów, na które chciała porozmawiać. Nie miała jednak z kim. Poza Jürgenem, nie poznała nikogo z najbliższego otoczenia seniorki. Szybko zdała sobie sprawę z tego, że pewnych spraw nie powinna poruszać z Honoratą. Czekała na wizytę jej dzieci. Nie zapowiadało się jednak, żeby pojawiły się one w najbliższym czasie. 

Nie wiedziała, jak poradzić sobie z problemami na szteli, które należało rozwiązać np. z prawem do decydowania o sobie samym, o tym, jak opiekunka organizuje sobie pracę i czas wolny, którego powinna mieć mnóstwo, biorąc pod uwagę fakt, że obowiązuje ją czterdziestogodzinny tydzień pracy. Tymczasem ona była niewolnicą starszej pani. Czuła się, jak pies. Nawet pies miał więcej swobody, niż opiekunka Honoraty. To są problemy, które ciążą człowiekowi - zwłaszcza, jeśli nie ma z kim poruszyć tego tematu. 

Tymczasem w tym środowisku fakt, że opiekunka nie chce wypowiedzieć się na pewien temat, urasta do przewinienia niemal na miarę przestępstwa. Kinga nie czuła się winna. Powiedziała krótko, że padło pytanie, na które nie znała odpowiedzi i chciała zmienić temat. Zanim się zorientowała, seniorka stała nad nią oburzona jej zachowaniem. Honorata, mając po swojej prawicy wsparcie, ponownie zaczęła krytykować Kingę, że jej zachowanie było nieodpowiednie. Kinga miała tego wszystkiego dość. Stwierdziła, że nie zrobiła nic złego i nie pozwoli na to, by traktowano ją, jak niegrzeczną dziewczynką. 

- Albo zakończymy ten temat, albo będziemy musieli się rozstać. Nie pozwolę na to, by ktoś karcił mnie przez kolejne dni oraz rozwodził się na temat tego, czy miałam obowiązek rozmawiać na dany temat, czy nie. Powiedziałam grzecznie, że nie wiem. Ponieważ Honorata naciskała, abym powiedziała coś w tym temacie, ostrzegłam ją, że nie chcę nikogo obrażać i zaproponowałam zmianę tematu. W ogóle nie czuję się winna temu, że sytuacja eskalowała. Też mogłabym wpaść w złość po tym, jak Honorata stała nade mną, wymachując rękoma i drąc się na mnie. 

- Nie rozumiem, dlaczego nie można porozmawiać na temat stowarzyszeń. - Rzekł Jürgen, niczego się nie spodziewając.

- Powiedziałam, że nie chcę nikogo obrażać. - Rzekła Kinga.

Jürgen wydobył z siebie dźwięki przypominające lekceważący śmiech. 

- Ludzi znających swoją wartość nie sposób obrazić. - Odparł.

Kinga spojrzała na niego z pogardą. Pomyślała, że to jest ten moment, by odpłacić za swoją niewolę w tym domu oraz wydostać się z tego miejsca bez pisania jakiejkolwiek wypowiedzenia. Była dobrym obserwatorem i doskonale potrafiła uderzyć w piętę Achillesową, jeśli ktoś ją do tego sprowokował. Odezwał się w niej wkurzony, złośliwy skorpion. 

- W Polsce mamy swoje rodziny i przyjaciół. Nie musimy należeć do stowarzyszenia, by móc się z kimkolwiek spotkać. W Niemczech przynależność do stowarzyszenia jest lekiem na samotność.

Zapadła głucha cisza. 

Honorata, która ostatnio skarżyła się, że święta Bożego Narodzenia spędzi sama, zrozumiała tą aluzję. 

Kinga nie mogła jej wybaczyć tego, że staruszka narzekała, że spędzi je sama. Dla dziewczyny było to dowodem na to, że jest dla niej powietrzem. Dopiero po uwadze jednego z synów, że przecież nie będzie sama, tylko z Kingą, starsza pani próbowała powstrzymywać się przed podobnymi stwierdzeniami. Niestety Kinga jest pamiętliwa. Nie potrafiła jej tego wybaczyć. Sama musiała pracować na święta. To był warunek zatrudnienia przez pracodawcę, który obawiał się, że będzie miał problemy z obsadzeniem szteli tuż przed świętami. Nigdy nie dała jednak odczuć Honoracie, że ma problem z tym, że święta spędzi z daleka od rodziny. Tymczasem staruszka zachowywała się, jakby była pępkiem świata. Żyła jak pączek w maśle. Nie potrafiła tego docenić. Żaliła się w licznych rozmowach telefonicznych swojej rodzinie, która próbowała znaleźć dla niej czas na rozmowy między swoim własnym życiem zawodowym i prywatnym. Rozmawiali z nią bardzo często. Gdy dzwonił telefon, Kinga wstawała z krzesła i wychodziła do kuchni, by staruszka mogła swobodnie porozmawiać. Ta żaliła się, że jest sama. Dla Kingi był to szantaż emocjonalny. Współczuła dzieciom staruszki. Miała wrażenia, że dla tej kobiety tylko jej potrzeby są ważne. 

Znający swoją wartość Jürgen wyglądał, jakby dostał z "liścia" w twarz. Za wszelką cenę starał się jednak ukryć fakt, że zabolało.

- Masz na myśli to, że w Polsce macie bardzo silne więzi z rodziną i z przyjaciółmi. Ludzie z krajów z Europy wschodniej są znani z tego, że przykładają ogromną wagę do życia rodzinnego. - Odpowiedział dyplomatycznie. - My należymy do stowarzyszenia, żeby być znanym. To jest dobre dla biznesu. 

- Pojebało cię już całkiem. - Pomyślała Kinga.

Wiedziała, o co chodzi mężczyźnie. Miał rację, że kontakty socjalne są bardzo ważne w biznesie. Dla niej fakt, że tych kontaktów szukają w stowarzyszeniach, które nie mają nic wspólnego z ich zainteresowaniami, był kolejnym dowodem na to, jak sztuczni, fałszywi i nijacy są niektórzy Niemcy. 

- Normalni ludzie należą do stowarzyszenia, ponieważ interesuje ich dany temat. - Pomyślała. - Skowronki lubią śpiewać, Zielone kapelusze lubią strzelać do dzików, gospodynie lubią jeść ciasta i plotkować... Snoby należą do stowarzyszenia, nie dlatego, że coś ich interesuje, tylko dlatego, że chcą być znani.

- Myślę, że będzie najlepiej, jeśli się rozstaniemy. Marta nauczyła was, że opiekunka nie ma własnego rozumu i wolnej woli... - Zaczęła Kinga.

Postanowiła poruszyć temat siedzenia przy podopiecznej, by kolejnej opiekunce było lżej. 

- Haha... - Jürgen ponownie zaśmiał się lekceważąco.

- Teraz wszystkiemu winna jest Marta. - Rzekł, zwracając się do Honoraty.

- Ok, zamknijmy temat. - Rzekła Kinga. - W związku z tym, że nie zamierzam tutaj dłużej pracować, nie ma to dla mnie już najmniejszego znaczenia. Chciałam poruszyć ten temat, bo wcześniej nikt nie miał odwagi wam tego powiedzieć, ale zostawię to innym. Złożę wypowiedzenie. Ponieważ zbliżają się święta, może być problem ze znalezieniem zmienniczki. Mój okres wypowiedzenia wynosi dwa tygodnie, ale jeśli będzie trzeba, zjadę szybciej lub zostanę dłużej. Wszystko zależy od tego, na kiedy firma znajdzie nową opiekunkę.

- W związku z zaistniałą sytuacją, nie jestem pewien, czy chcemy jeszcze pracować z twoją firmą. - Odpowiedział Jürgen.

- Dla mnie to jeszcze lepiej. Proszę porozmawiać z moim pracodawcą i ustalić konkretny termin mojego zjazdu. Nie będę musiała się zastanawiać, kiedy ktoś mnie zmieni.

Kinga mówiła to bez żadnych emocji. W jednej chwili zdała sobie sprawę z tego, że w tym miejscu od początku nie było z kim rozmawiać. Poczucie wyższości względem polskiej opiekunki było widoczne na każdym kroku. Dziewczyna ignorowała wszelkie sygnały. Sama nie wiedziała dlaczego. Może dlatego, że była zbyt naiwna. Tyle w życiu już widziała, a wciąż wierzy w to, że ma do czynienia z ludźmi traktującymi ją, jak równą sobie. Cieszyła się, że święta spędzi z rodziną.

- Tak miało być. - Pomyślała. 

Jürgen zamknął się w biurze i rozmawiał przez telefon z synem Honoraty. Gdy wyszedł, oświadczył Kindze, że kolejnego dnia skontaktują się z firmą i ustalą, kiedy może zjechać. Kinga znowu była bez pracy, ale czuła się, jak zwycięzca. Uwolniła się z niewoli. Cieszyła się, że za kilka dni będzie mogła opuścić dom Honoraty.

Wcześnie rano, tuż po śniadaniu zadzwonił telefon. 

- Słucham? - Rzekła Kinga do telefonu.

- Dzień dobry pani Kingo. - Usłyszała.- Bardzo mi przykro, ale rodzina seniorki chce, by jak najszybciej opuściła pani dom podopiecznej. 

Kinga, jakby jeszcze nie znała Niemców, była zaskoczona zwrotem "jak najszybciej". Wieczorem miała wrażenie, że jednak rozstaną się dyplomatycznie. Jeszcze proponowała, że może się dostosować - zastać dłużej, krócej...

- Potrzebuję maksymalnie pół godziny, aby opuścić sztelę. - Rzekła do telefonu. 

- Dobrze. - Odpowiedział pracownik firmy. - Naprawdę, bardzo mi przykro.

- Proszę się nie przejmować. Wczoraj miałam rozmowę z podopieczną i z jej znajomym. To wyszło ode mnie, że chcę odejść. Nie spodziewałam się tylko, że będzie to przebiegało w taki sposób. 

- "Jak najszybciej" - Pomyślała Kinga. - Ciekawe, czy oni liczyli się z tym, że opuszczę miejsce pracy w kilka minut, czy jednak założyli, że dam im czas na przybycie kogoś, kto zajmie się Honoratą. 

W całej swej złośliwości Kinga pobiegła do łazienki po kosmetyki. Zaczęła się pakować w ekspresowym tempie. Jej rzeczy lądowały bez większego ładu w walizce i w kilku podręcznych torbach. Szybko zniosła swój dobytek do auta. Napisała SMS-a do pracodawcy:

"Zgodnie z naszą rozmową telefoniczną, właśnie opuszczam sztelę". 

Zrobiła to na wypadek, gdyby ktoś inaczej rozumiał zwrot "jak najszybciej", a pani, której zlecono wykonanie telefonu do Kingi, z wrażenia nie zdążyła zareagować na stwierdzenie, że opiekunka zrobi to w niespełna trzydzieści minut. Kinga często pisze takie głupkowate SMS-y, które mają być dowodem na to, że coś z kimś uzgodniła, w razie, gdyby ktoś się później tego wypierał. 

Wpadła do kuchni, zabrać swoje herbatki ziołowej. W progu powiedziała do Honoraty, że jedzie do domu.

- Teraz? - Zapytała przerażona podopieczna.

- Teraz. - Odpowiedziała Kinga. - Też inaczej to sobie wyobrażałam, ale ponoć ktoś od ciebie powiedział, że mam jak najszybciej opuścić twój dom. Nie trzeba mi tego powtarzać. Do widzenia.

- Ale przecież jeszcze nikogo nie ma.

- Nie wiem. - Odpowiedziała Kinga. - Jak najszybciej, to jak najszybciej. Zadzwoń do Jürgena. On powinien wiedzieć, co dalej. Mnie to już nie dotyczy.

Kinga wyszła szybko z domu i wsiadła do auta. Nie chciała spotkać się z Jürgenem, który pewnie nie spodziewał się, że jej pracodawca tak szybko wykona telefon. Obawiała się tego, w jaki sposób okazałaby mu swoją pogardę z powodu tego, jak się zachowali. Sama chciała zjechać. Jednak rozmowa poprzedniego dnia była bardzo dyplomatyczna i nie zanosiło się na słowa "jak najszybciej".  A co, jeśli nie byłaby własnym autem? Wyrzucili by ją na bruk? 

- Dlatego jeżdżę autem. - Pomyślała Kinga. - Daje mi to poczucie bezpieczeństwa. Zawsze liczę się z tym, że jeśli powiem coś, co nie jest po ich myśli, podziękują mi i odeślą do domu. Nie dam sobie odebrać wolności mówienia prawdy. Nawet jeśli czasami przez kilka dni pozwolę na zbyt wiele, w końcu przychodzi czas przebudzenia.

Więcej opowiadań o Kindze na szteli najdziesz tutaj

Komentarze

Najpopularniejsze artykuły w ostatnim tygodniu

Bessa - co to? Definicja i analiza!

Artykuł gościnny Bessa odnosi się do fazy na rynku giełdowym, charakteryzującej się spadkiem cen akcji. Co dokładnie oznacza ten termin, jakie są jego implikacje i jak rozpoznać jego nadchodzenie? Odpowiadamy na te pytania w poniższym artykule. Czym jest bessa? Definicja terminu Bessa znana również jako bear market , to okres, w którym ceny akcji na giełdzie spadają. Inwestorzy spodziewają się obniżek cen i wyprzedają swoje akcje, które mogą obniżyć swoją wartość. Zazwyczaj mówi się o bessie, gdy rynek spada o 20% lub więcej od ostatnich maksimów. Bessa stanowi naturalny element cyklu rynkowego. Każdy rynek akcji doświadcza wzlotów, zwanych hossą, oraz upadków, znanych jako bessa. Fazy hossy i bessy mogą się przeplatać, a długoterminowi inwestorzy często postrzegają bessę jako okazję do zakupu akcji, przewidując ich wzrost wartości po zakończeniu bessy. Bessa może być spowodowana różnymi czynnikami ekonomicznymi, takimi jak recesja, wzrost bezrobocia, spadki cen surowców, czy prob

Dlaczego warto korzystać z przepisów dietetycznych?

Artykuł gościnny Współczesny tryb życia skłania nas do większej troski o zdrowie i formę fizyczną, a dieta pełni kluczową rolę w tym procesie. Właściwie zbilansowane posiłki dostarczają organizmowi niezbędnych składników odżywczych, wspierając nasze samopoczucie i wygląd. Przestrzeganie przepisów dietetycznych ułatwia utrzymanie odpowiedniej równowagi żywieniowej, co jest kluczowe dla zdrowego funkcjonowania organizmu oraz osiągnięcia celów związanych z redukcją tkanki tłuszczowej. Dzięki nim możemy świadomie wybierać składniki, które dostarczą nam energii, poprawią metabolizm i wspomogą nasze wysiłki w dążeniu do lepszej kondycji fizycznej. Dieta to poprawa zdrowia i samopoczucia. Przepisy dietetyczne stanowią kluczowy element dbania o zdrowie poprzez zapewnienie organizmowi odpowiedniej ilości niezbędnych składników odżywczych. Bogata w warzywa, owoce i pełnoziarniste produkty zbożowe dieta dostarcza nie tylko niezbędnych witamin i minerałów, ale również błonnika, który wspomaga pr

Szkoła w chmurze - czym jest i jakie są jej koszty?

Artykuł gościnny Poznaj nową epokę w edukacji, która transformuje sposób, w jaki uczymy się, zapewniając dostęp do wiedzy bez względu na bariery geograficzne. Szkoła w chmurze nie jest tylko wizją przyszłości edukacji, ale już stanowi jej aktualną rzeczywistość, oferując elastyczne metody nauki dostosowane do wymagań XXI wieku, dostępne dla każdego poszukującego. Szkoła w chmurze - przyszłość edukacji już teraz W erze cyfryzacji, edukacja ewoluuje dzięki technologii, wprowadzając pojęcie szkoły w chmurze, który zmienia tradycyjne podejście do nauki. Ten nowoczesny model edukacyjny umożliwia dostęp do zasobów i platform edukacyjnych online, oferując uczniom i nauczycielom nieograniczone możliwości uczenia się i nauczania z dowolnego miejsca i o każdej porze. Szkoła w chmurze eliminuje bariery geograficzne i czasowe, umożliwiając edukację dostosowaną do indywidualnych predyspozycji. Uczniowie mogą korzystać z lekcji online, cyfrowych bibliotek i interaktywnych platform, co sprawia, że

Rodzina Monet – jaka jest fabuła bestsellera książkowego dla nastolatek?

Artykuł gościnny Cykl "Rodzina Monet" autorstwa Weroniki Anny Marczak to więcej niż zwykła historia o dojrzewaniu i relacjach rodzinnych. To również intensywne badanie uczuć i przeciwności, z jakimi przychodzi się mierzyć. W każdej części serii pojawiają się nowe wątki, razem składające się na intrygującą narrację o odkrywaniu własnej tożsamości, doświadczaniu miłości i budowaniu więzów rodzinnych. "Rodzina Monet Tom 1: Skarb" - początek wciągającej opowieści "Rodzina Monet Tom 1: Skarb" z Wattpad zapoczątkowuje serię, która zdobyła uznanie młodych czytelników, prezentując świat pełen tajemnic i przygód. Weronika Anna Marczak z umiejętnością przedstawia życie rodziny Monet, tworząc postacie, z którymi młodzi ludzie mogą się utożsamiać. Książka eksploruje tematy takie jak poszukiwanie tożsamości, pierwsza miłość i przyjaźń, oferując bogatą fabułę i emocjonalne głębie. Marczak umiejętnie łączy przygodę z głębokim psychologicznym portretem bohaterów, oferu

Jak działa szambo ekologiczne? Poznaj wady i zalety

Artykuł gościnny Czy zastanawialiście się kiedyś, jak możliwe jest efektywne zarządzanie odpadami w miejscach pozbawionych kanalizacji miejskiej? Szambo ekologiczne to odpowiedź na potrzeby współczesnego świata, gdzie dbałość o środowisko naturalne jest równie ważna, co komfort życia. Sprawdź jak działa szambo ekologiczne oraz poznaj jego wady i zalety. Budowa i działanie szamba ekologicznego Szambo ekologiczne, znane również jako przydomowa oczyszczalnia ścieków, to zaawansowany system zarządzania odpadami, który pozwala na efektywne oczyszczanie ścieków bez konieczności podłączenia do miejskiej sieci kanalizacyjnej.  Jego głównym zadaniem jest redukcja zanieczyszczeń  organicznych, azotu i fosforu, co przyczynia się do ochrony środowiska naturalnego. W skład szamba ekologicznego wchodzą zazwyczaj trzy komory: osadnik gnilny, reaktor biologiczny oraz komora dojrzewania . W pierwszej z nich dochodzi do oddzielenia frakcji stałej od płynnej. Następnie, w reaktorze biologicznym, śc

Bilard: przewodnik po zasadach i rodzajach gry

Artykuł gościnny Obecnie bilard cieszy się ogromną popularnością jako sport dostępny dla każdego, niezależnie od wieku czy płci. Można go uprawiać na wielu poziomach zaawansowania, począwszy od rekreacyjnego aż po profesjonalny. Bilard - czym jest ta gra? Bilard to dyscyplina sportowa, w której uczestniczą dwóch lub czterech graczy. Zadaniem graczy jest wbijanie kolorowych piłek do kieszeni na stole bilardowym. Można grać na różnego typu stołach, takich jak stoły bilardowe, snookerowe czy poolowe. W Polsce bilard zdobywa na popularności i jest coraz częściej wybierany jako forma aktywności rekreacyjnej. Zasady gry w bilarda - podstawy Oto podstawowe zasady gry w bilarda: Pozycja startowa: Gracz zaczyna przy stole bilardowym, ustawiając się w określonej pozycji startowej, która jest wymagana przed rozpoczęciem gry. Cel gry: Celem jest wbicie bil do dziury, znajdującej się na środku stołu bilardowego za pomocą kijka. Przebieg gry: Gra rozpoczyna się od uderzenia bili kijem. Je

Jak znaleźć korzystny kredyt gotówkowy? Na co zwrócić uwagę?

Artykuł gościnny Wyszukanie odpowiedniego kredytu lub pożyczki gotówkowej nie jest wcale taką prostą sprawą. Nie polega na szybkim przeglądzie banków, ale na dokładnej analizie parametrów poszczególnych propozycji. Jeżeli zależy Tobie na korzystniejszej ofercie, to należy się do wyboru banku odpowiednio przygotować. Nie chcesz się złapać w sidła nieracjonalnego wyboru, podszytego emocjami? Kieruj się zdrowym rozsądkiem i działaj rozważnie. Pamiętaj, że każdy bank i firma pożyczkowa chce zarobić, dlatego w różnorodny sposób będą Ciebie zachęcać do skorzystania z ich oferty. Podjąłeś jednak decyzję, że skontaktujesz się z instytucją finansową? Dobrze, ale przed tym porównaj dostępne propozycje kredytowe i pożyczkowe w bankach. Jeżeli decydującym czynnikiem jest cena, to zwracaj uwagę na całkowity koszt kredytu oraz jego RRSO. Pamiętaj o tym, że pożyczasz cudze pieniądze, a oddajesz z własnych dochodów i to często znacznie więcej niż tylko pożyczony kapitał! Spłać wcześniej, a zwrócimy to

Jak zapobiegać powstawaniu kwaśnych deszczy?

Artykuł gościnny Kwaśne deszcze stanowią jeden z największych problemów ekologicznych współczesnego świata. Ich negatywny wpływ na środowisko, życie ludzi i zwierząt jest ogromny. Powstają w wyniku emisji dwutlenku siarki (SO2) oraz tlenków azotu (NOx), które następnie w atmosferze przekształcają się w kwas siarkowy (H2SO4) oraz kwas azotowy (HNO3). W efekcie, opady atmosferyczne stają się zakwaszone, co prowadzi do szeregu negatywnych konsekwencji. W niniejszym artykule przedstawię, jak można zapobiegać powstawaniu kwaśnych deszczy. Rozumienie przyczyn kwaśnych deszczy Aby skutecznie zapobiegać powstawaniu kwaśnych deszczy, należy zrozumieć ich przyczyny. Głównymi źródłami emisji dwutlenku siarki oraz tlenków azotu są przemysł, transport oraz spalanie węgla brunatnego i kamiennego . Również naturalne procesy, takie jak wybuchy wulkanów, mogą przyczynić się do zwiększenia ilości tych substancji w atmosferze. Żeby przeciwdziałać powstawaniu kwaśnych deszczy, konieczne jest ograniczen

Noce saunowe – sposób na relaks doskonały

Artykuł gościnny W dobie wszechobecnego pośpiechu i ciągłej gonitwy za sukcesem, znalezienie sposobu na relaks i odpoczynek staje się nie tylko pożądane, ale wręcz niezbędne dla zachowania równowagi psychicznej i fizycznej. Wśród wielu metod na odprężenie, noce saunowe wyłaniają się jako jedna z najbardziej atrakcyjnych opcji, łącząc w sobie zarówno korzyści dla ciała, jak i dla ducha. Odprężenie ciała i umysłu Sauna jest miejscem, gdzie tempo życia zwalnia, a myśli stopniowo ustępują miejsca błogiemu relaksowi . Wysoka temperatura i charakterystyczna atmosfera sauny sprawiają, że mięśnie rozluźniają się, a napięcie z ciała ucieka z każdym wydychanym tchem. Regularne korzystanie z sauny przyczynia się do redukcji stresu i napięcia nerwowego, oferując jednocześnie chwilę ucieczki od codziennych obowiązków i problemów. Ponadto, sesje saunowe mogą być doskonałym sposobem na medytację i praktykę uważności, pomagając skupić się na teraźniejszości i własnych odczuciach. Korzyści zdrowot

Księgowość samodzielna czy z firmą księgową

Artykuł gościnny Księgowość samodzielna czy współpraca z firmą księgową? Wybór odpowiedniego rozwiązania ma istotne znaczenie dla prowadzenia biznesu. Każda opcja ma swoje zalety i wady, które należy uwzględnić przy podejmowaniu decyzji. Poniżej przedstawiamy kluczowe wnioski dotyczące obu podejść. Wnioski Księgowość samodzielna daje pełną kontrolę nad finansami, ale wymaga dużych umiejętności i odpowiedzialności. Współpraca z firmą księgową zapewnia profesjonalne doradztwo, ale wiąże się z dodatkowymi kosztami. Księgowość samodzielna pozwala na elastyczność w podejmowaniu decyzji, jednak brakuje wsparcia specjalistów. Współpraca z firmą księgową oszczędza czas, ale ogranicza kontrolę nad procesem księgowym. Księgowość samodzielna pozwala zaoszczędzić koszty, ale wymaga dużej wiedzy i umiejętności. Zalety księgowości samodzielnej Pełna kontrola nad finansami Księgowość samodzielna umożliwia pełną kontrolę nad finansami , co pozwala na szybkie reagowanie na zmiany i optymalne