Opiekunki oczyma opiekunki, blogerki i autorki książek

Zarabianie na blogu

Opieka w Niemczech to siedem lat mojego życia. Owocem mojej pracy w opiece są blog Po trudach do gwiazd oraz dwie książki (Perły rzucone przed damy i (Bez)silna opiekunka, czyli polsko-niemiecka (bez)nadzieja). Już zanim zaczęłam prowadzić bloga, wdałam się w liczne potyczki słowne z niektórymi opiekunkami. Później doszły konflikty z niemieckimi seniorami, ich rodzinami oraz z agencjami pracy. Byłam "baśką", "grubą", "paniusią zza biurka" i kto wie, jak jeszcze mówi się o mnie za moimi plecami…

Moją pierwszą książkę Peły rzucone przed damy można kupić tutaj.

Opiekunki osób starszych kochają i nienawidzą mnie zarazem 

Opiekunki osób starszych są podzielone na dwa obozy – "matki Teresy" oraz świadome swoich praw opiekunki. Oczywiście część opiekunek znajduje się pomiędzy i to jest chyba najbezpieczniejsza pozycja. Patologiczny altruizm prowadzi do wypalenia zawodowego lub w najlepszych wypadku pozbawia nas własnego życia. Z kolei walka z systemem, to jak walka Don Kichota z wiatrakami. Walcząc człowiek przysparza sobie wielu wrogów – nawet po stronie osób, dla których walczy. W szkole uczono mnie, że nie można być ciepłym, czyli niejakim. Trzeba być albo gorącym albo zimnym. W naszym kraju jest dużo ludzi nijakich. W zasadzie nie opłaca się wychylać. Łatwo można dostać wówczas po głowie. Jeśli ktoś decyduje się na wychylanie się, musi być twardy, bardzo twardy! Tego się nie spodziewałam. 

Mój pierwszy wywiad – hejt w internecie

Pierwszy prawdziwy hejt spotkał mnie, gdy udzieliłam mojego pierwszego wywiadu. Zaskoczona zaproszeniem do wywiadu przystałam na propozycję. – "Co mi szkodzi" – pomyślałam. Okazało się, że może zaszkodzić. Pod artykułem zawrzało. Dzisiaj wiem, że zamęt sprzyja "sławie". W tamtym czasie uznałam to za atak na moją osobą. W sumie był to atak na moją osobę. Dziś wiem, że nie sposób tego uniknąć. Wtedy postanowiłam się bronić. Okazało się, że włożyłam "kij w mrowisko". Trafiłam bowiem na grupę opiekunek, którym wcześniej dopiekłam. Dowiedziałam się wówczas, jak bezbronny jest człowiek oraz jak kiepski może być gospodarz, który najpierw cię zaprasza, a później zastrasza.

Książki napisane przez opiekunkę osób starszych

Mogłoby się wydawać, że książki napisane przez opiekunkę będą cieszyły się dużą popularnością wśród opiekunek. Tymczasem dla niektórych opiekunek okazały się one cierniem w oku. Najgorsze opinie o mojej książce pochodzą właśnie od opiekunek. Baaa. Opiekunki te zadały sobie tyle trudu, aby obsmarować i jedną i drugą książkę na portalu LC. Zdrowo myślący człowiek zada sobie pytanie, kto przy zdrowych zmysłach, przeczytawszy jedną książkę, która jest do bani, sięga po drugą. Być może zazdrość i zawiść tych opiekunek jednak faktycznie była tak wielka, że sięgnęły po obie książki. A może nie sięgnęły po żadną z nich? 

Oczywiście znalazły się również opiekunki, które z chęcią przeczytały moje książki. Za co jestem wam bardzo wdzięczna. W wydanie książek włożyłam bowiem mnóstwo pieniędzy i szkoda byłoby, gdybym ich nie sprzedała. 

Rozdania książek

Jako autorka książek miałam sporo egzemplarzy na własny użytek. W związku z tym od czasu do czasu organizowałam rozdania książek. Co ciekawe, gdy otrzymanie książki łączyło się z niewielkim wysiłkiem np. napisaniem czegoś o sobie, chętnych było niewiele. 

Z całego serca dziękuję za udział w konkursie Weronice oraz Marii. Obie opowiedziały mi, a właściwie nam, swoje historie. Nie bały się otworzyć przed kimś, kto od lat opowiada im o swoich perypetiach, bolączkach oraz doświadczeniach – zarówno tych złych, jak i tych dobrych. 

Rozdania książek, gdzie wystarczyło złożyć deklarację, że chce się otrzymać książkę cieszyły się większą popularnością. Oczywiście znalazły się osoby, które podczas rozdania szydziły, że książka się nie sprzedaje i z tego powodu ją rozdaję. Osobom takim trudno zrozumieć, że nawet najlepszy produkt trzeba reklamować

Jak sprzedają się moje książki

I teraz chwila szczerości. Niestety autorzy książek niechętnie dzielą się swoimi doświadczeniami. Od wydawcy również ciężko było mi wyciągnąć informację, ile książek powinno się wydrukować na początek. Wierzyłam w to, że niemal każdy, kto wchodzi na mojego bloga, będzie chciał kupić moją książkę – o ja naiwna. Ponieważ wydawca rozlicza się ze mną, co pół roku, martwiłam się, z czego ja opłacę dodruk książek. Zupełnie niepotrzebnie. Po książki sięgnęło może jakieś 2% czytelników.

Okazało się, że za darmo weźmiemy niemal wszystko. Gorzej z sięgnięciem po coś, gdzie trzeba dać coś od siebie (przy niektórym rozdaniu książek trzeba było ofiarować swoją historię, przy kupnie książek parę złotych). Znalazła się nawet osoba, która wyzwała mnie za to, że nie wysłałam jej darmowej książki na czas. "Darmowa" nie znaczy, że mnie ta książka nic nie kosztowała. Przy każdym rozdaniu rezygnowałam nie tylko z zarobku na książce, ale pokrywałam także koszt wysyłki. Wysyłając książki blogerom wymagałam od nich napisania recenzji książki. Od opiekunów nie oczekiwałam kompletnie niczego. Żaden bloger mnie nie wyzwał. Opiekunka potrafiła puścić wiązankę niecenzuralnych słów w moim kierunku. Czyż to nie straszne? 

Gdybym ponownie zaczęła pisać na blogu opowiadania Kinga na szteli, łykalibyście je jak pelikan i pisalibyście "pisz, pisz, co było dalej". A pomysłów na kolejne opowiadania jest mnóstwo. Jest jeszcze masa ciekawych zleceń, których nigdzie nie opisałam. Myślałam nawet o wydaniu trzeciej książki "Kinga na szteli". Ale wiecie co? Stwierdziłam, że dlaczego mam pisać coś za darmo, zabawiać ludzi, którzy sięgną po darmowe historie, a po książki sięgną naprawdę nieliczni? Może jestem zupełnie innym człowiekiem, ale gdy mi się coś podoba, chciałabym to mieć. Myślałam, że wszyscy tak mają. Zrozumiałam, że jednak nie.

Zarabiam na waszych komentarzach i wejściach na bloga

Widzicie reklamy na moim blogu? Na większości z nich zarabiam. Ile zarabia się na blogu? Nie są to wielkie pieniądze. Obecnie jest to kilkaset złotych miesięcznie. Dziękuję wam za waszą aktywność, za to że czasami, jakaś reklama was zainteresuje. Przyznam szczerze, że czasami reklamy są naprawdę fajnie dopasowane do mojego bloga i wierzę w to, że są osoby, które również z nich skorzystają. 

Znalazły się jednak matrony, które nie mogą zdzierżyć tego, że zarabiam na blogu. Jakim trzeba być zazdrosnym, złym i podłym człowiekiem, żeby komukolwiek to przeszkadzało? Docinkom, że szukam historii do swoich książek, że zarabiam na czyiś wejściach (żeby ktoś przypadkiem nie kliknął udostępnianego przeze mnie linka, bo niesamowita fortuna wpłynie mi do kieszeni) nie ma końca. Zapewniam was, że mam wystarczająco dużo własnych historii. Natomiast zupełnie nie rozumiem, dlaczego kogoś boli, że zaczęłam zarabiać na blogu? 

Nie od początku powstania bloga chciałam na nim zarabiać. Były osoby, które przekonywały mnie do tego, żeby zacząć zarabiać. Jak ten uparty osioł twierdziłam, że ja nie muszę zarabiać na blogu (milionerka dosłownie, która gardzi pieniędzmi za swoją ciężką pracę). Aż w końcu dojrzałam do tego, aby skoncentrować się na zarabianiu na blogu. Czy to naprawdę takie straszne? Prowadzenie bloga to ciężka praca. Nawet kilka godzin dziennie. To nie tylko pisanie artykułów, dobieranie grafiki, odpowiednich reklam, szukania sponsorów. To także regularne śledzenie statystyk, aby wiedzieć, co się ludziom podoba, a co nie. To siedzenie w mediach społecznościowych, aby mieć stały kontakt z odbiorcą. Kto z was pracowałby kilka godzin dziennie za darmo? 

Uważam, że przez to, że chcę zarabiać na blogu, blog zyskał na jakości. Dla niektórych liczy się jednak jedynie to, że ja zarabiam. A przecież żaden z czytelników na tym nie cierpi. Reklamy na moim blogu nic was nie kosztują. Czytanie moich artykułów nic was nie kosztuje. Nie każę nikomu czytać czegoś, co zupełnie go nie interesuje. Dlaczego więc, dla niektórych jest tak bolesny fakt, że ja na tym zarabiam? 

Jak z opiekunki stałam się panią

A teraz mała uwaga dla tych opiekunek, dla których z niewiadomego powodu stałam się panią. Jak już wyżej pisałam, byłam baśką, grubą, paniusią zza biurka. Coraz częściej widzę, że niektóre opiekunki piszą o mnie "pani". Dziewczyny! Jaka ze mnie pani?! Jestem taka sama jak wy. Mam na imię Baśka i przestańcie mi tu paniować. Odbieram to jako wyraz szacunku i jest mi bardzo miło, ale naprawdę nie ma takiej potrzeby. 

Komentarze